Szukaj na tym blogu

Translate

Krótko o blogu

Ten blog powstał z połączenia dwóch innych - to impuls serca i duszy, jego wściekłości. Miałem zamiar go skasować, ale chyba się jeszcze przyda. Kiedyś jeden mądry człowiek powiedział "Nie rób głupot z wściekłości, lepiej krzycz" Więc czasem będę krzyczał, właśnie tutaj.

********************************************************
Nie wiem kogo i dlaczego może zainteresować ta opowieść. Opowieść różna - czasem ciekawa, częściej nudna- czasem romantyczna, częściej głupia i prozaiczna - czasem szczęśliwa, częściej do bani, wręcz nieszczęśliwa - taka jak życie... moje... i większości Tych, którzy tu trafią... zajrzą i przejdą jak powiew nowej wiosny obok marnej kupki brudnego śniegu zimy... przebrzmiałej zimy.


Nie wiem, po co to piszę. Nie piszę ku uciesze gawiedzi, nie piszę ku żadnej przestrodze - ani współczesnych, ani potomnych ludzi. Piszę bo muszę, bo mam taką wewnętrzną potrzebę, bo chcę pisać, bo chcę ułożyć sobie własne myśli, a to jest najlepszy dla mnie sposób.


Piszę więc ten blog wyłącznie dla siebie. No, może jeszcze dla córki, Blusika i... mojej kochanej Agnieszki, a zwłaszcza... BOŻENKI - ISKIERKI. Tylko im to dedukuję...
https://www.cytaty.info/autor/irracja.htm

31 marca 2009

Pies ogrodnika...

Patronat. PL                                                 Patreon. ENG

Czy wiecie co to, a właściwie kto to jest "pies ogrodnika"? Pies ogrodnika pilnuje ogrodu, owoców nie je ale spróbujcie się poczęstować? Przekonacie się jak ostre ma zęby, jak potrafi bronić terenu. Jakbyście chcieli go pozbawić wszystkich kości świata.
Tacy sami są niektórzy ludzie. Całe życie taplają się we własnym bagnie. Nurzają się jakby pływali w najczystszych wodach Adriatyku lub jakieś "błękitnej laguny". Smród swojskiego bagienka przebija wszystkie zapachy świata, nawe "Chanel no.5" nie ma szans. Rodzicielstwo, praca i wszystko inne to tylko niechciane obowiązki, skaranie Boskie. Jedyna rozrywka to alkohol i ploty, największa radość to płacz i ból innych. Uczucia i miłość sprowadzili do poziomu zwierzęcego seksu i kasy. Jedynych rzeczy które mogą ich pchnąć do jakiegoś działania. Nawet nie pomyślą że można inaczej.
Od czterech lat jestem sam, bez miłości i przyjaźni. Moja była użądziła sobie życie, znalazła przyjaciół i znajomych. Nawet nie pomyśli o mnie, definitywnie skończyła ten rozdział życia.
Co miałem robić. Znalazłem kogoś z kim jest mi dobrze. Przyjaciel, wpierw człowiek dopiero później kobieta. Pełne zaufanie czułość i chyba miłość. Nie , nic z tych rzeczy. Każde z nas ma swoje życie, swoje problemy i radości. Zresztą odległość robi swoje. Zostają tylko telefony i sieć.
No i nieśmiała nadzieja że może kiedyś, za ileś tam lat... Inaczej nie można ale jest to warte czekania.
No i nagle wczoraj sie okazało że nadal jestem czyjąś własnością. Nadal nie mam prawa do własnego szczęścia i losu. Odezwał się "mój pies ogrodnika". Te wszystkie głuche telefony, wpisy na prywatnych stronach, e-maile na skrzynki pocztowe. Ktoś zadał sobie dużo trudu, znalazł sojuszników znających się na sieci. Moja zawsze była "noga" jeżeli dotyczy kompa, chyba nie nauczyła się tak dużo by samej sobie poradzić. Sprawa nadaje się do prokuratury. Jeżeli się będzie to powtarzało to nie będe miał innego wyjścia. Na razie jednak się zastanawiam czy opłaca sie zejść do ich poziomu. Wejść do tego cuchnącego bagienka i zeszmacić sie jak oni?
Czy wiecie jaka jest różnica miedzy psem ogrodnika a "psem ogrodnika"? Tak, ten pierwszy robi to za jedzenie i czułości, to jest jego praca i obowiązek. Ale ten drugi? Jakie ma z tego korzyści?
Jest tylko jedna taka korzyść. To poczucie że nikt nie opuści bagienka, nikt nie stanie się lepszy i szczęśliwszy. Przecież na świecie może istnieć tylko jego ukochane bagienko, szambo w którym czuje się najlepiej. I ktoś chce opuścić ten "cuchnący raj"? Nie, to nie mozliwe, trzeba go zniszczyć. Wepchnąc jak najgłębiej, na samo dno...
Czy to jest świat który Wam odpowiada? Chyba nie ale sami go tworzycie, sami nie chcecie się z niego wydostać. Sami też trzymacie innych, ze wszystkich sił, aby czasem ktoś sie nie wyrwał.
Wtedy macie usprawiedliwienie dla własnej bezczynności, przecież innym sie też nie udało. Naprawdę się nie udało???...



[Copyright]

29 marca 2009

Wściekłość serca..

Patronat. PL                                                 Patreon. ENG

A miał być taki piękny dzień.....

I wszystko zapowiadało że taki będzie. Od rana byłem szczęśliwy. Aż do obiadu...
Pieprzone zmęczenie. Zmogło mnie. Nie wiem dlaczego. Fakt byłem trochę zmęczony. Noc zarwana na rozmowie z moją luba. Rano wcześnie nastawiłem budzik, i znów oczekiwanie na krótkie wiadomości od niej. Ale cały czas czułem się dobrze.
Dopiero obiad. Jeszcze ten program na Pulsie. Prowadziła Majka Jeżowska. No i zaśpiewała... zaśpiewała "Najpiękniejszą w Klasie". Zawsze mnie ruszała ta piosenka. Od samego początku, od kiedy pierwszy raz ja usłyszałem. Kojarzy się mi z moja pierwszą miłością, miłościa szkolną, miłością która bardzo zaważyła na moim losie. Więc się rozmarzyłem. Nie, nie o tamtej miłości. To co teraz przeżywam przypomina tamtą. Tak bardzo zwariowałem, takiej kobiety nigdy nie spotkałem. Nigdy nie spotkałem... a to coś znaczy u mnie. Trochę kobiet się przewinęło przez moje życie.
I zasnąłem zamiast czekać na rozmowę. zanim sie obudziłem była w sieci. Spóżniłem sie 30 minut. Sms nie pomógł, nie wróciła. I zaczęły się różne domysły. Boże, ja stałem sie zazdrosny...
Zazdrosny a nigdy taki nie byłem. Idiotyństwo.. .byle tego jednego nie zrobiła...ale serce wariuje...idę się upić... upić by nie myśleć...


[Copyright]

Moje złego początki - ludzie...

Patronat. PL                                                 Patreon. ENG

Ale mam dziś zwariowany dzień... I znów się czegoś o sobie dowiedziałem... jednak potrafię być zazdrosny... ale nie o tym mam dzisiaj pisać.

Ludzie?.. ludzie moich pierwszych lat to sąsiedzi z rodzinnego domu. Resztę poznawałem później.
Kim oni byli ? Normalni jak na tamte czasy, z normalnymi problemami i radościami ludzi pracujących w zdominowanym przez komunę kraju. A jednak starali się żyć jakby nic specjalnego się nie działo. Czasem szorstcy lecz częściej ciepli i uśmiechnięci. Wszystkich dobrze pamietam i miło wspominam, choć zdaję sobie sprawę że wspomnienia zawsze wybielają i gloryfikują. A więc po koleii...
Za ścianą rodzina trójpokoleniowa. Seniorka rodu była znana niemal wszędzie w okolicy. To z jej pomocą niejeden z mieszkańców zaczął swoje ziemskie życie. Ja i moje rodzeństwo także. Skąd to jej zaangażowanie w urodziny innych ? Żadna tajemnica, była akuszerką czyli położną. W tamtych czasach bardzo ważna osoba w życiu wielu ludzi. Zwłaszcza w życiu kobiet, nie wszystkie rodziły w szpitalu. Dlaczego, nie pytajcie, nie wiem. Podobno znowu do łask wraca rodzenie w domu. Wraz z nią córka z mężem i trójka dzieci. Dwójka chłopców i dziewczynka.
Na poddaszu były dwa mieszkania. W obu rodziny dwupokoleniowe. I w obu dwójka dzieci, w obu też starsi chłopcy i młodsze dziewczęta w zbliżonym do mnie wieku. Zresztą, tak jakoś się składało że i w dalszej okolicy, w moim przedziale wiekowym dominowały dziewczęta. Siłą rzeczy wychowywałem się w "damskim" towarzystwie. Chłopcy byli albo znacznie starsi lub młodsi ode mnie.
Obie rodziny wniosły do mojego życia duży wkład, choć z różnych powodów. Mama Dorci była woźną w szkole obok domu. Sami rozumiecie co z tego wynikało. Cokolwiek bym zbroił czy dobrego zrobił w szkole nie mogło się ukryć przed rodzicami. Tak jakoś się składało że, czy to przedszkole czy obie placówki szkoły, zawsze był tam ktoś blisko związany z moją rodziną. Zresztą, mama krawcowa miała wśród klientali moje wychowawczynie i nauczycieli. Prawdę mówiąc nie musiałaby nigdy chodzić na wywiadówki, wywiadówki nieraz odbywały się u nas w domu. Zwłaszcza te które dotyczyły mnie i rodzeństwa.
Druga rodzina była "nie pełna", a właściwie pełna tylko nie było tam ojca lecz ojczym. To dało mi pierwsze lekcje miłości do "wszystkich" dzieci. Uczyło że nie genetyka i "akty urodzenia' sa najważniejsze ale miłość i chęć bycia rodzicem. Niestety, dało też pierwsze lekcje nie tolerancji ludzi . Prawdę mówiąc nie wiele tych przykładów ( zwłaszcza nie tolerancji ) pamietam. Bardziej dziś kojarzę tylko niektóre symptomy i zachowania, ale dało to mi jakieś podstawy światopoglądowe na późniejsze życie. Życie dużo mnie nauczyło na ten temat a nie tolerancja ludzka bardzo zaszkodziła, wręcz zniszczyła mi życie, zabrała córkę.
Ale to temat do którego wrócę później, muszę zachować jakąś chronologię.
I to tyle na ten temat. Pewnie jeszcze nie raz wrócę do nich. Przecież byli częścią mego życia. Na razie jednak nic więcej nie powiem. Nie powinno się, bez potrzeby naruszać czyjeś prywatności. Inaczej byłbym podobny do tych wszystkich "plotkar" ( obojga płci ) które zniszczyły nie jedno życie ludzkie. Moje również...

Spadam - Cześć.


~Irracja ©
[Copyright]

26 marca 2009

Moje złego początki - mój "pierwszy świat"

Patronat. PL                                                 Patreon. ENG
Hey. Mam dziś podły nastrój, muszę się czymś zająć więc znowu trochę ponudzę.

Dom rodzinny już opisałem. Czas na okolice, tę bliższą i dalszą.
Zaraz przed domem biegła droga, główna droga. Nawet brukowana z ruchem tak dużym że zastępowała plac zabaw. Dlaczego by nie, więcej na niej było furmanek niz aut. Dopiero w latach 70-tych pojawiło się ich więcej, nawet autobus raz na dwie godziny ( później połozono asfalt bo autobusy łamały resory) . Wczśniej komunikacja bardzo sprzyjała równouprawnieniu. Kto miał na bilet szedł na autobus, jakiś kilometr. Kto nie miał biletu szedł na nogach około trzy kilometry. w centrum miasta byli w jednakowym czasie, czyż to nie równouprawnienie?
Za drogą stało kilka budynków mieszkalnych i przedszkole "państwowe" a za nim rzeka. Teraz to bardziej struga, wtedy bardziej rozłożysta. Prawdziwy skarb, zwłaszcza zimą gdy człowiek dostał jakimś cudem pierwsze łyżwy. Kto dziś pamięta łyżwy na "żabki" lub na "blaszkę". Te pierwsze bardziej popularne choć trochę niewygodne, po prostu często odpadały, nieraz wraz z obcasem. Drugie to już prawdziwy "cud techniki" choć tez wymagały ingerencji w obuwie. Trzeba było umiejętnie wyciąć w obcasie wgłębienie pod "blaszkę". Obie wymagały butów ze sztywną i dobrą podeszwą, i takie buty były. Zresztą nie było innych, masowa produkcja, taka byle jaka miała dopiero przyjść.
W jedną stronę mój świat był bardzo mały . Mieściły się w nim sklep spożywczy i fryzjer oraz parę budynków mieszkalnych ( w jednym z nich kiedyś była policja później gestapo ale o tym dowiedziałem sie później). No i oczywiście "snopki", rozlewisko rzeczne z dużą łąką. Trochę bagniste, z pozostałościami wojennymi ( zapory przeciw czołgowe), później ujarzmione kamiennym jazem. Najwspanialsze, pierwsze i całkiem darmowe kąpielisko.
W druga stronę ten świat był bardziej rozległy. I to całkiem daleko. Najbliżej była szkoła, duży ceglany, przedwojenny budynek z boiskiem, mieszczący starsze roczniki, od od 4 do 8 klasy. Dalej poczta, rzeźnik i biblioteka. Miałem 6 lat gdy mnie do tej biblioteki zanisoło pierwszy raz, później spędzałem tam dużo czasu. Dalej zaś najważniejsza część dzielnicy czyli duży plac zwany rynkiem. Tak, własnie tam odbywały sie, w zamieszchłej dla mnie przeszłości, targowiska. Ale jeszcze i ja pamietam jak odżywał z okazji "odpustów". Czego tam nie było. Karuzele, strzelnice i inne cuda, oraz stragany zwane , nie wiem dlaczego, "budami". Dookoła tego placu toczyło sie całe życie towarzyskie miejscowości ( właśnie tak, bo mimo włączenia w obszar dużego miasta, dzielnica nie wiele straciła ze swego podmiejskiego charakteru, i to po dzisiejszy dzień). Od stony szkoły plac otoczony jest rzeką z mostem. Po prawo stoi strażnica OSP, wozy bojowe, sprzęt pożarniczy i zawsze jakiś ruch. Na piętrze sala wykorzystywana na wesela i bankiety. Zabawy były tam sporadycznie organizowane. Po lewo był bar "Ludowy" ( a jakby, musiał jakis być) oraz duży budynek Domu Ludowego. To tam była sala teatralna, tam też organizowano zabawy w razie niepogody. Po tej też stronie są również dwie drogi, drogi prowadzące do innego świata. Nimi dochodziło sie do głównej drogi krajowej, do przystanków komunikacji miejskiej i PKS-u.
Na przeciw mostu widać jest niski długi budynek. To przedwojenna ochronka, za moich czasów była tam szkolna sala gimnastyczna. Po lewej stronie, delikatnie oddzielony strumieniem, duży plac z małym amfiteatrem ( drugi, dużo większy był parę kilometrów dalej, pięknie połozony w środku lasu). To tutaj były wszystkie zabawy jeśli tylko pogoda dopisywała. Dziś stoi tu nowa strażnica ale nadal jest dużo miejsca na zabawy.
Po prawej stronie sali gimnastycznej biegnie droga prowadząca do kościoła i dalej, obok "starej szkoły" gdzie uczyły sie młodsze roczniki (1-3 klasy) aż do cmentarza. Na przeciw cmentarza jest warsztat kamieniarski ( do dziś) oraz gospodarstwo gdzie często chodziłem po mleko.
Cały ten świat to również świat pagórków i gór. Zawsze gdzieś trafiało się na wzgórze a w niedalekiej dali widac góry Beskidów. Oczywiście istniał też inny świat. Świat odwiedzany przy okazji wizyt rodzinnych. Ale to uświadomiłem sobie później, później też zacząłem odkrywać inne światy.
I to koniec na dzisiaj - nie mam natchnienia ani humoru. Pa.


~Irracja ©
[Copyright]

23 marca 2009

Moje złego początki - dom rodzinny.

Patronat. PL                                                 Patreon. ENG
Dom jak dom, raczej taka czynszowa kamienica typu podmiejskiego lub nawet wiejskiego. Wysoka, mieszkalno-użytkowa piwnica: piętro i poddasze, tak samo jak piwnica mieszkalno-użytkowe. W sumie jakieś 5-6 mieszkań o ńiskim raczej standarcie, bez łazienek i ze wspólna, domurowaną do budynku ubikacją. Woda ze studni ( oj, ale pobudzała do życia) , ogrzewanie standardowo-kaflowe.
To ogrzewanie miało nawet swoje plusy. Zimowe wieczory o temperaturze prawie 24-25 stopni w mieszkaniu nie pozwalały łatwo zasnąć ale doświadczenie przydatne gdy zamieszkało się w bloku, z reguły tak samo przegrzanym. Poranki znów odwrotnie, temperatura około 15-16 stopni w połaczeniu z zimną wodą szybko stawiała na nogi, budziły momentalnie ze snu. Dobry trening, zwłaszcza dla chłopców przed wojskiem.
Od tyłu podwórze z zabudowaniami gospodarczymi typu komórka ( a młodzi się śmieją gdy mówię że juz wtedy miałem własną "komórkę") . Te komórki kryły duzo skarbów, oprócz węgla i drzewa, oprócz modnych wtedy "króli" i "niosek"( chyba każdy chodował wtedy króliki i kury) także rózne szpargały i złom. W tym złomie wszystko mozna było znaleźć, od jakiś śrubek i gwoździ, przez zamki i klucze z dziurką ( przez pewien czas bardzo pożądany towar) aż po stare poniemieckie hełmy. Istne skarby dla każdego młodego, wówczas człowieka.
Jeszcze dalej ogród podzielony, tak naturalnie bez żadnych siatek, na dwie części. Część warzywna ( ach te świeże rzodkiewki i surowe kalarepy, ten zroszony rankiem szczypiorek) i sad z zapomnianymi już odmianami jabłek, wysoka czeresnia i jeszcze wyższym orzechem.
I to chyba wszystko co pamiętam, a może chcę pamietać. Na pewno wszystko co chcę powiedziec o moim rodzinnym domu bo przecież kazdy z nas ma jeszcze inne wspomnienia związane z domem rodzinnym. Ja też ale o tym nie bede pisał, może później, przy okazji innych postów.
Nara , cześć.


~Irracja ©
[Copyright]

18 marca 2009

Wstęp...

Patronat. PL                                                 Patreon. ENG
Chciałem napisać maila do... nieważne. Nie wasza sprawa. Miał być osobisty ale właśnie przyszła moja była. Cały nastrój prysł jak bańka mydlana. Niestety wciąż mieszkamy razem. Nie stać mnie na, w tej chwili, na nowe mieszkanie. Cały majątek... ale to później. Co tu robić? Myśli się kłębią niczym chmury burzowe na jesiennym niebie, i to od dłuższego czasu. Chyba jak zwykle posurfuję po necie. Ot tak, bez celu, bez potrzeby. Od myśli do czynu nie daleko. Odwiedzę jakiś portal, jeden i drugi, trochę poczytam. może coś zaciekawi i poszukam więcej informacji. Byle zabić nudę samotności. Ale najpierw poczta - jest, zalogowało. Są dwa maile służbowe, to później, nie chce mi się teraz czytać i odpowiadać. Pozostałe to samo barachło, francowaty spam. Jakieś reklamy, parę propozycji bez znaczenia. Ooo... jest, mail w sprawie zapomnianego hasła z Google. Trzeba wejść, mam jakieś zaległe zdjęcia do uporządkowania. Tyle że nie chce mi się nimi zajmować. Ale co tam, spróbować można. Wchodzę i... na samym początku znowu reklamy... googlowskie. Szybki ślizg wzrokiem po treści i szukam linku do galerii. Jest, już mam kliknąć... ale, ale, curig z powrotem. No własnie, można otworzyć na Googlach blog. Chodzi za mną, od dłuższego czasu, taka myśl - pisać, pisać i pisać. O czym, nie ważne, byle przelać na papier własne myśli i uczucia - jakieś wspomnienia. Tylko że nie chcę tego całego bałaganu z kartkami. A może by... tak, czemu nie. Założenie okazało się niezbyt trudne, spróbujcie sami. Nie będę opowiadał. Tytuł, nagłówki, o sobie jakoś poszło. sam nie wiem jak i dlaczego w ten sposób ale jest strona. Teraz tylko pisać. Mam nadzieję że jakoś pójdzie, może wytrwam w jakieś systematyczności. Zresztą nie ważne. Jestem tutaj i koniec. Zaczynam. No, może później, jutro lub pojutrze.


~Irracja ©
[Copyright]