Szukaj na tym blogu

Translate

Krótko o blogu

Ten blog powstał z połączenia dwóch innych - to impuls serca i duszy, jego wściekłości. Miałem zamiar go skasować, ale chyba się jeszcze przyda. Kiedyś jeden mądry człowiek powiedział "Nie rób głupot z wściekłości, lepiej krzycz" Więc czasem będę krzyczał, właśnie tutaj.

********************************************************
Nie wiem kogo i dlaczego może zainteresować ta opowieść. Opowieść różna - czasem ciekawa, częściej nudna- czasem romantyczna, częściej głupia i prozaiczna - czasem szczęśliwa, częściej do bani, wręcz nieszczęśliwa - taka jak życie... moje... i większości Tych, którzy tu trafią... zajrzą i przejdą jak powiew nowej wiosny obok marnej kupki brudnego śniegu zimy... przebrzmiałej zimy.


Nie wiem, po co to piszę. Nie piszę ku uciesze gawiedzi, nie piszę ku żadnej przestrodze - ani współczesnych, ani potomnych ludzi. Piszę bo muszę, bo mam taką wewnętrzną potrzebę, bo chcę pisać, bo chcę ułożyć sobie własne myśli, a to jest najlepszy dla mnie sposób.


Piszę więc ten blog wyłącznie dla siebie. No, może jeszcze dla córki, Blusika i... mojej kochanej Agnieszki, a zwłaszcza... BOŻENKI - ISKIERKI. Tylko im to dedukuję...
https://www.cytaty.info/autor/irracja.htm

08 stycznia 2010

Ślepa miłość...

Patronat. PL                                                 Patreon. ENG

Miłość jest ślepa, a my jak głupcy chcemy nauczyć się widzieć w ciemności...

Kaszmir


Zainspirowała mnie myśl znaleziona na "cytatach.info" . Niby taka leciutka, wręcz banalna lecz zastanowiła. Skłoniła do nostalgii i przemyśleń... Przecież, już od dzieciństwa, uczą nas że miłość jest " ślepa", wręcz irracjonalna w swej ślepocie. Dlaczego więc tak bardzo ranimy się nią, dlaczego ranimy innych. Poruszamy się, po jej zakamarkach, jak "słoń w składzie porcelany". Dlaczego tak kurczowo trzymamy się "analitycznego wzroku" naszego rozumu, nieraz tak zwodniczego jak Nasze oczy ?. Dlaczego nie wykorzystamy innych percepcji ? Przecież możemy posłużyć się "dotykiem serca" jak dłońmi, "słuchać duszą" jak własnymi uszami... Zacząłem szukać jakiejś analogi w swoim życiu by łatwiej to zrozumieć... Musiałem daleko cofnąć się wspomnieniami by znaleźć porównanie które by mi pozwoliło to zrozumieć... Lecz znalazłem, irracjonalnie wręcz, dokładne odniesienie...

Kiedyś miałem przyjaciela. Czas i odległość nadwątliły nic przyjaźni, aż życie przerwało, w końcu, tę znajomość. Mieszkał na drugim końcu Polski, w Oliwie. Z pozoru normalny człowiek. Jak każdy z nas, miał swoje radości i smutki, problemy i marzenia. Tylko jedno go wyróżniało. Miał ślepych, od urodzenia, oboje rodziców. Wychował się i dorastał w kręgu ludzi "bez słońca". Sam widział doskonale, był kierowcą...

Na początku naszej znajomości, kiedy pierwszy raz go odwiedzałem, czułem się głupio i nieporęcznie. Mieszkanie było "normalne" , jeśli można użyć takiego stwierdzenia. Posiadało wszystkie media włącznie z prądem i TV. Żyli też "normalnie", oglądano TV, o zmierzchu zapalano światło, itp. Tylko drobne szczegóły zwracały uwagę. Zegar bez szkiełka, telewizja włączana sporadycznie ( tylko gdy kolega lub ja byliśmy w domu ), światło zapalane jakby tylko dla mnie. No i posiłki przygotowywane, przez gospodarzy domu, w nieoświetlonej kuchni. Nawet "białe laski' były dyskretnie schowane przed wzrokiem ( nie, nie wstydzono się ich, bardziej to wynikało z chęci nieskarżenia się na swój los ). Zacząłem się czuć trochę nieswojo więc postanowiłem się dostosować do pewnych reguł. Oj, było trochę śmiechu z początku. A to kolano obite, po ciemku, o stół lub krzesło. A to nierówne kromki, lub sparzony palec którym próbowałem ( jak oni ) wyczuć czy szklanka herbaty się nie przepełnia. nie wychodziło mi to mimo że próbowałem wykorzystać nikłe światło księżyca, telewizora czy palnika kuchenki. Denerwowało mnie to bardzo...Aż do czasu pewnej rozmowy na temat problemów związanych z brakiem wzroku... Wtedy zrozumiałem i szybko się nauczyłem. Ale byłem dumny ze siebie...

Cóż takiego usłyszałem podczas tej rozmowy. Uświadomiono mi że moim błędem jest, niepotrzebne, upieranie się w wykorzystywani oczu. Tylko przeszkadzają. Kolega, podając mi zegar, powiedział - " zamknij oczy, poczuj dłonią, dotykiem palców, wskazówki, przebiegający przez nie czas". Poczałkowo topornie, z trudem, ale zaczęło wychodzić. Poznałem dotyk czasu... Podał mi szklankę i czajnik . "Przyłóż palec do brzegu szklanki, wytęż słuch - poczuj, opuszkami, ciepło prawie pełnej szklanki, usłysz szum wypełniającej się szklanki". I też zaczęło się sprawdzać. Już nie parzyłem palców, nie rozlewałem napojów z przepełnionego naczynia. I tak ze wszystkim. Początkowo myśląc o tym by zamykać oczy, nie patrzeć. Później doszedłem do wprawy. Już nie myślałem o oczach, nie zamykałem ich. W chwili wkroczenia w ich świat, wzrok sam się wyłączał, oczy przestawały patrzeć. I to bez zamykania powiek... Stawałem się jednym z nich. Wzrok stawał się zbędny...

Z miłością jest, chyba, tak samo. To "wzrok" Naszego umysłu nie pozwala dostrzec wszystkiego. Przeszkadza i przeinacza uczucia. Zacznijmy więcej posługiwać się innymi zmysłami. Wykorzystajmy je wszystkie. Przecież mamy nie tylko wzrok. Pozwólmy dotknąć świata "delikatnymi dłońmi serca". Zdajmy się na "czuły słuch uszu duszy". A oczy ?. Też są potrzebne. Niech będą, nie tylko obserwatorami lecz także, tłumaczem widzialnego "języka" realnego świata na "delikatny, wirtualny język" naszych uczuć. I odwrotnie.... Człowiek posiada wiele zmysłów. I wszystkie mają jakieś zadanie. Żaden nie jest Nam dany bezsensownie i bezużytecznie...

Hmmm... czy to się sprawdzi ?. Czy pozwoli dobrze wykorzystać Nasze uczucia, bez ran własnych i cudzych ? Może to tylko moje "durne" myśli ? Lecz chyba warto spróbować. Gorzej już, chyba, nie będzie... Taką mam nadzieję... I spróbuję ja uskutecznić... sprawdzić...

Pozdrawiam....



[Copyright]