Szukaj na tym blogu

Translate

Krótko o blogu

Ten blog powstał z połączenia dwóch innych - to impuls serca i duszy, jego wściekłości. Miałem zamiar go skasować, ale chyba się jeszcze przyda. Kiedyś jeden mądry człowiek powiedział "Nie rób głupot z wściekłości, lepiej krzycz" Więc czasem będę krzyczał, właśnie tutaj.

********************************************************
Nie wiem kogo i dlaczego może zainteresować ta opowieść. Opowieść różna - czasem ciekawa, częściej nudna- czasem romantyczna, częściej głupia i prozaiczna - czasem szczęśliwa, częściej do bani, wręcz nieszczęśliwa - taka jak życie... moje... i większości Tych, którzy tu trafią... zajrzą i przejdą jak powiew nowej wiosny obok marnej kupki brudnego śniegu zimy... przebrzmiałej zimy.


Nie wiem, po co to piszę. Nie piszę ku uciesze gawiedzi, nie piszę ku żadnej przestrodze - ani współczesnych, ani potomnych ludzi. Piszę bo muszę, bo mam taką wewnętrzną potrzebę, bo chcę pisać, bo chcę ułożyć sobie własne myśli, a to jest najlepszy dla mnie sposób.


Piszę więc ten blog wyłącznie dla siebie. No, może jeszcze dla córki, Blusika i... mojej kochanej Agnieszki, a zwłaszcza... BOŻENKI - ISKIERKI. Tylko im to dedukuję...
https://www.cytaty.info/autor/irracja.htm

25 listopada 2023

U krzyża rozmowa... [ Talking at the cross...]

  Portal literacki

Patronat. PL                                                 Patreon. ENG

 Będąc w podróży, w dalekie strony

pod krzyżem siadł przydrożnym,

ateista zmęczony.


Wyciągnął bukłak, chleb na śniadanie

Gdy wtem z góry, usłyszał

Cichutkie wołanie.


Człeku, człowieku drogą strudzony

Może znajdziesz cierpiącemu

Mały łyk wody.


Wiedział ateusz, pragnienie boli

Oddał swój bukłak. „Jezusku

Pij, pij do woli”.


Gdy zwilżył usta, Jezus spragniony,

Rzekł. „Tyś pierwszy, ateuszu,

Usłuchał mej mowy”.


Tylu ich przeszło, z ludu wiernego.

Żaden nie spełnił, przenigdy,

Życzenia mojego.


Wisząc już tutaj, od wieków wieku     

Pojąć nie mogę, co siedzi,

Dzisiaj w człowieku.


Spojrzał ateusz, wielce stroskany

„Powiedz mi Jezu. Może już

Czas na zmiany?


Dla kogo Twa śmierć, dla kogo rany,

By Ojca i Twoją, ukoić

Potrzebę chwały?


Komu świątynie, całe ze złota,

Gdy lud Twój wierny, błąka się wśród

Nędzy i błota.


Krzyże diamentem, nad miarę zdobne

Gdy lud biednieje, ich dzieci

Zaś chodzą głodne.


Dla tych wybranych, z brzuchem spasionym?

Zamiast dla ludu, nadmiernie

Zakonem gnębionym.


Czy dla dewocji, obłudnej pani,

Co hipokryzją, wszystkich

Koło siebie rani.


Czy dla pogardy, czy nienawiści?

Co samą siebie, pobożnie

Modlitwą pieści.


Fanatyzmu też świat jest hojny,

Funduje ludziom, niezliczone

Zamachy i wojny.


Zło się dziś pleni, zło ponad miarę

Dlategom też, porzucił

Przodków mych wiarę.


Strapił się Jezus, głowę opuścił.

Nie wie dlaczego, tych grzechów,

Świat się dopuścił.


Zebrał ateusz, tobołki swoje.

Daleką jeszcze pokonać,

Musi on drogę.


I tylko w polu, wiatr słowa niesie

Choć ateuszu nie wierzysz,

Toś dobry przecie.


Dla Ciebiem umarł, byś był zbawiony

Na nich zaś czekają, przeliczne,

Piekieł legiony.


~ Irracja ~ 25 listopada AD 2023

@

Cisza...

 

 Portal literacki

Patronat. PL                                                 Patreon. ENG


Szła cisza przez miasto       

Szukała bratniej duszy

Wokół gwarno i ciasno

Wszystko neonami kusi.


Gdzieś tu Miłość się skryła

Z cienia wyjść się boi

Ta z marzeń ciszy jedyna

Ciągle tylko fochy stroi.


Cisza zbrojna nadzieją

Ufna w serca kochanie

Dobre wiatry powieją

Gdy ich rozłąka ustanie


Więc cisza głośno krzyczy

Ta cisza to dusz wołanie

Zakochane serce usłyszy

I odpowie na wezwanie


» pour ceux qui cherchent encore

et ils ont toujours un cœur vivant «


~ Irracja ~ 25 listopada AD 2023

@

Miłość przychodzi skrycie… cz. I.3 [ Love comes secretly... part I.3 ]

  Portal literacki

Patronat. PL                                                 Patreon. ENG

(drugie spotkanie, rynek Skierniewicki, początek czerwca AD 2023)



- „Alarm dla łączników… alarm bojowy dla łączników…” -

głośny krzyk podoficera dyżurnego wyrwał ich ze świetlicy. Od kiedy zostali wyznaczeni na łączników, takie alarmy zdarzały się dwa, trzy razy dziennie. Wszystko w ramach treningu, by w czasie poniżej dwóch i pół minuty, stawić się przed wartownią i biurem oficera dyżurnego, niedaleko bramy głównej koszar. Normalnie, przy zwykłym alarmie, nie mieli problemu. Dobiegali w czasie trochę ponad minutę. Gorzej, gdy ogłaszano alarm bojowy. Za pierwszy razem, nim pobrali ładownice (bez magazynków) oraz bagnety, zajęło im to ponad pięć minut. Broń również zostawała w magazynie broni. Taki rozgardiasz wtedy powstał taki, że nikt nie wiedział, co robić. Oj, dostało się im wtedy. Reprymenda była konkretna. Grzegorz, który zawsze nie bardzo potrafił powstrzymać język, a i nadmiernej estymy do zwierzchników nie miał, wręcz wypalił.

- „Następnym razem, obywatelu kapitanie, zdążymy. Z drzwiami i oknem na półpiętrze wyjdziemy, ale zdążymy”. -

- „Jak podoficer dyżurny ogłosi, że szef kompani płaci za straty, to nie mam nic przeciwko temu”. - odrzekł dowódca kompani.

- „A swoją drogą, ciekawa jest wasza teczka personalna, szeregowy. Będzie z was dobry żołnierz, choć trochę powściągliwości by się wam przydało. Pewnie w domu macie do czynienia z ludźmi raczej na stanowiskach?”. - dorzucił dowódca i nie czekając na jego odpowiedź, wszedł do kancelarii kompani...

na sali wszyscy byli już rozluźnieni. Odpowiedź dowódcy, na słowa Grzegorza, potraktowali jako żart.

- „No, no, Grzegorz. Ty to masz odwagę, takie, słowa do dowódcy kompani?” - jednak on nie był zbyt rozbawiony. Faktycznie, nie czuł strachu przed ludźmi postawionymi trochę wyżej, niż on sam. Wśród klientek jego matki, była uznaną krawcową, byli tacy ludzie. Rodzice kilkoro jego kolegów było nauczycielami, a przecież nieraz ich odwiedzał w domu. No i był czas, gdy bywał dość częstym gościem na plebani, a ksiądz w społeczeństwie to był nie byle kto. Dla nie zaś to byli zwykli ludzie, tylko obowiązki mieli bardziej odpowiedzialne. Zastanawiały go jednak ostatnie słowa dowódcy. O co mu chodziła z tą teczką personalną? Co chciał mu powiedzieć, wspominając o nie. Przebywając wśród wspomnianych przez dowódcę ludzi, nauczył się wyłapywać wypowiedzi, które mają drugie dno…



 … do magazynu broni wbiegali w wyuczony sposób, tak by nie przeszkadzać sobie nawzajem.

Grzegorz znalazł się jako jeden z pierwszych w magazynie broni. Szybkimi ruchami rąk zabrał pustą ładownicę i bagnet, do pasa przytroczy już przed biurem oficera dyżurnego. Od wczoraj wiedzieli, że dzisiejszy alarm jest połączony z wyjściem poza teren koszar. Podekscytowany wybiegł, za kolegami w stronę wyjścia. Na schodach zobaczył otwarte okno na półpiętrze, był ciepły dzień. Nie wiele myśląc, wybił się z ostatnich trzech schodów i wylądował na parapecie. W dół było jakieś półtora metra, na ziemi nie próbował złapać równowagi. Wyuczonym ruchem przekulał się przez ramię, by za chwilę stanąć na nogach. W szkole podstawowej uczęszczał na zajęcia Judo, epizod trwał prawie szesnaście miesięcy, póki sensei nie uciekł za granicę, tuż po egzaminie na 4 kyu. Podniósł upuszczoną ładownicę i pobiegł w stronę biura oficera dyżurnego. Kątem oka dostrzegł, że jego śladem poszło kilku kolegów, w tym Mirek i Józek. Janusz musiał być przed nimi. Oficer dyżurny już stał przed biurem, w ręku trzymał zalakowane koperty. Jeszcze bardziej ich to skonfundowało. Gdy wszyscy już ustawili się w dwuszeregu, rozdał koperty i spojrzał na nich poważnie.

Wiecie co macie robić. W tył zwrot, do wykonania zadania rozejść się” – rozkaz był krótki, nie zastanawiając się, wybiegli z koszar… pierwszy raz od początku służby, oficjalnie mogli to zrobić…

do miejsca zamieszkania zastępcy szefa sztabu, bo to jego łącznikiem był, dobiegł w dwadzieścia minut. Zapukał, drzwi otworzyła mu młoda dziewczyna, jeszcze podlotek. Gdy go ujrzała, odwróciła się i krzyknęła w głąb mieszkania.

- „Tato, tato, do ciebie, jakiś żołnierz”- na widok oficera, Grzegorz zasalutował.

- „Obywatelu pułkowniku, pilna przesyłka ze sztabu pułku” – teraz czekał na dalsze rozkazy.

Oficer wziął kopertę i nie czytając jej, odłożył na półkę z telefonem.

- „Zadowoleni z tej krótkiej chwili swobody? I to jeszcze przed przysięgą. Niespotykane” -

- „ Tak jest, zadowolony, obywatelu pułkowniku”- odpowiedział.

- „To w tył zwrot i odmaszerować. Za półtorej godziny macie się zgłosić na biurze odpraw, zrozumiano?”- zadysponował oficer.

- ”Tak jest”- Grzegorz zrobił w tył zwrot i wyszedł z mieszkania oficera.

Na wykonanie zadania miał dwie godziny, a minęło trochę ponad pół. Zaczął się zastanawiać, gdzie by tu iść do jakiejś kawiarni, tak by się nie rzucać w oczy ewentualnemu patrolowi WSW. W koszarach nie serwowano prawdziwej kawy, tęsknił za nią. „Pod latarnią najciemniej” – pomyślał i postanowił zajrzeć do dużej kawiarni, na rynku. Ewentualny patrol będzie szukał żołnierzy raczej w lokalach na uboczu. Nie będzie się spodziewał takiej arogancji od żołnierza, i to jeszcze w mundurze polowym.

w kawiarni było luźno. Wypatrzył stolik w na uboczu, za filarem, lecz z widokiem na lustro, w którym mógł obserwować wejście. Przy stoliku spojrzał w lustro i zesztywniał z wrażenia. Przy jednym ze stolików siedziała dziewczyna z Koluszek, była sama. Siedziała przed nim, tyłem do niego, dlatego zauważył jej twarz w lustrze. Postanowił zaryzykować i podejść do niej.

Jednak Opatrzność nie zawiodła,

skoro oboje Nas tutaj przywiodła”



Próbował ją zaskoczyć dwu wersem wymyślonym na poczekaniu. Obejrzała się z lekkim uśmiechem.

- „Długo się kolega zastanawiał, nim się zdecydował podejść” – odpowiedziała z lekką ironią.

- „Skąd panna wiedziała, że tutaj jestem? - spytał zaskoczony.

- „Magiczna kula powiedziała” – i wskazała nieznacznie dłonią na to samo lustro, w którym i on ją ujrzał. Mógł się tego spodziewać, optyka się kłania. Skoro on ją widział w nim, to i ona mogła go tam spostrzec. Swoją drogą rezolutna i spostrzegawcza z niej dziewczyna. I taka naturalna w swym zachowaniu. Od razu to spostrzegł i bardzo mu się to spodobało. Nie cierpiał sztuczności wokół siebie, sztuczność dla niego była jak jakieś okowy, pętające go aż do bólu.

- „Czy pozwoli panna się przysiąść, trochę nie wypada tak stać jak za jakąś karę” – spytał.

- „Bo to jest kara. Jak mam koledze pozwolić się przysiąść, skoro kolega nie pamięta mojego imienia? Stale panna i panna, jak do jakieś trzpiotki w starym romansidle.” - usta wydęła w udawanym gniewie, choć oczy iskrzyły się rozbawieniem.

- „Pamiętam, Kasja, lecz boję się, że źle zrozumiałem i powinno być Kasia, a i sam się boję, że panna Kasja zapomniała mojego imienia” – odrzekł siadając naprzeciko niej.

- „Nie zapomniałam, tylko Grzegorz tak pompatycznie brzmi, jakbyśmy na jakimś uroczystym raucie byli. Czy może kolega powiedzieć, jak mogę się do kolegi zwracać, by go nie urazić? -

- „Niech panna Kasja sama wybierze, poddam się jej woli”. -

- „Z dzieciństwa pamiętam wierszyk Tuwima o pewnym Grzesiu. Zawsze mi się to imię podobało. Będę więc Grześ do kolegi mówić”. - Grzegorz skinął głową przyzwalająco – Tylko zdziwiona jestem. Grześ wydaje się taki mocarny i stanowczy, a tak łatwo Grześ w jasyr daje się wziąć”.-

- »„Wszyscy prawdziwie wielcy ludzie lubią dawać się tyranizować słabej istocie”.« - widział, jak lekko uniosła brwi, gdy odpowiedział jej cytatem Lechonia.

- „Grześ to aby „piórem” się nie para. Grześ to wierszem przemówi, to poetę zaczyna cytować” – filuternie spojrzała na niego.

- „Faktycznie, „pióro” nie jest mi całkiem obce” – odrzekł i nachylając się lekko w jej stronę, dokończył – Może jednak zaczniemy normalnie rozmawiać, zaczynamy sensację budzić”.

Spojrzała w lustro, by w nim salę zlustrować i lekko się zaczerwieniła.

- „Masz rację, Grześ, zaczynamy zwracać niepotrzebną uwagę na siebie”.-

- „To teraz powiedz, jak masz naprawdę na imię. Kasja trochę dziwnie brzmi” -

- „Kiedy w domu, babcia tak na mnie woła. Więcej czasu to ona mnie wychowywała. I nawet polubiłam tę formę imienia. Bliscy znajomi, za babcią, mówią Kasia, choć naprawdę na imię mam… Wiesz Grześ, dostaniesz nagrodę, jak zgadniesz. Podpowiem tylko, że od tego imienia wywodzi się imię Halszka”. - w jej oczach pojawiły się ogniki rozbawienia i pewnego podstępu.

- „Oj, to Cię zaskoczę. Wbrew pozorom nie chodzi o Helenę, lecz o Elżbietę. A teraz czekam na obiecaną nagrodę”.

- „To przy wyjściu, zaczekasz tyle? I mam prośbę, mów do mnie Kasia, jak wszyscy znajomi... lub Kasja”- ostatnią część powiedziała szybko, jakby się czegoś zawstydziła.

i tak Ela została już na zawsze Kasią, gdy byli w towarzystwie. Zaś Kasją, gdy byli sami. Rozmawiali ze sobą jeszcze prawie godzinę. To żartując z siebie, to opowiadając trochę o sobie. Kasja pracowała w Warszawie, w jakiejś instytucji. Do Skierniewic przyjechała służbowo, nie pytał w jakiej sprawie. Od października miała zacząć studia na jednej z warszawskich uczelni. Grzegorz nawet nie podejrzewał, że los również i tam ich ze sobą połączy. Gdy wychodzili, chciał ją pocałować w policzek, lecz Kasja szybko pocałowała go w usta i pobiegła na dworzec. Stanął zdumiony tym pocałunkiem. Z dala usłyszał tylko jej głos…

- „To obiecana nagroda’ -

do jednostki wrócił kilkanaście minut po czasie. Gdy zameldował swój powrót oficerowi dyżurnemu, ten sprawdził coś na liście i machnął ręką. Na kompani Grzegorz, wbrew regulaminowi, położył się na łóżko. Na pytania coś tam zdawkowo odpowiedział i oddał się rozmyślaniom. Intrygowała go ta dziewczyna, jej swoboda zachowania przy nim, jakby się znali całe lata. Sam też się czuł, przy niej, radosny i swobodny. Czuł, że zaczyna być dla niego kimś ważnym...

~ Irracja ~ 25 listopada AD 2023

@

24 listopada 2023

Al-Shim, czy Szahid… [ Al-Shim or Shahid…]

  Portal literacki

Patronat. PL                                                 Patreon. ENG

na pewnym portalu, który dość regularnie odwiedzam, pojawiły się ostatnio dwa wpisy. Pierwszy to felieton, drugi to opowiadanie. Przy obu potoczył się dość krótki, lecz ciekawy moim zdaniem, dialog. Tutaj pozwolę sobie przytoczyć część dialogu dotyczącego opowiadania


»Dlatego, nad samo życie, ważniejszym był kult śmierci, jako tego, co nieuniknione i względem czego każdy człowiek posiada zobowiązanie świadomego stawienia się przed obliczem Wielkich Rodziców.«

to byłoby zbyt proste, kolego/koleżanko. Żadna kultura, żadne wierzenia nie powinny, a nawet nie mogą się opierać o „kult śmierci”, zwłaszcza o kult „dobrowolnej śmierci” [samobójstwa, czy jakiejkolwiek formy eutanazji]. Prowadzi to bowiem do szeregu nagminnych samobójstw, sprzecznych z interesem tak świata materialnego, jaki i świata duchowego, mistycznego. To raczej, a wręcz na pewno jest „kult zadaniowości” [powierzonych Nam zadań na ziemi]. Rodzisz się z pewnym zadaniem, jakie masz do wykonania na ziemi. Zadania, którego sam nie jesteś do końca pewien, a nawet jest ci [to zadanie] całkowicie nieznane. Śmierć, jako naturalne zakończenie powierzonego zadania, przychodzi wtedy, gdy „władcy” świata duchowego uznają, że swoje zadanie wykonałeś. Czasami sama śmierć, w odpowiednich warunkach, w odpowiednim czasie i w określony sposób, jest tym zadaniem. A samodzielny wybór momentu śmierci? Ten dotyczy tylko dwóch przypadków. Pierwszy, gdy nadejdzie moment, w którym poczujesz, że twoje zadanie dobiegło końca, że czas zostawić miejsce następnym. Drugi, gdy stchórzysz przed zadaniem. Stchórzysz, bo nie czujesz się na siłach. Albo ze strachu przed konsekwencjami tego zadania, takimi jak ból, cierpienie, poświęcenie, itp. Nie zawsze jest to związane ze złymi stronami życia, przeżycie np. wielkiej Miłości, jako przykład dla innych, też może być tym zadaniem. Zadaniem może być również ciche i skromne przejście przez „drogę życia”…

nagroda i kara, owszem, też występuje. Nagrodą jest zdobyta wiedza umożliwiająca awans na kolejny stopień rozwoju świadomości, awans na kolejny stopień bytu, w drodze do całkowitego zespolenia z pierwotną siłą, mocą, „istotą bytu”. Karą zaś, tak jak w szkole, brak „promocji” i konieczność następnego zadania, na tym samym „poziomie”… Kara „zapomnienia”, wymazania wiedzy i degradacji? Być może, jednak trudno sobie wyobrazić, za jakie to mogłoby być przewinienia…

[…] »w przypadku kultu śmierci, jak również dobrowolnego opuszczenia ciała trochę czerpałem z inspiracje z mahasamadhi, gdzie przebiega to rzekomo w sposób inny, niż znana w naszej kulturze jedyna forma w postaci samobójstwa« [...]

... jednak nie unaoczniłeś tego, nie rozwinąłeś na tyle, by zapobiec domniemaniu (a jacyś idioci zawsze się znajdą), że ten "kult śmierci" nie jest "kultem samounicestwienia". Tego typu opowiadania, mogące być wzięte za prawdę i mieć wpływ na niektórych ludzi, muszą być dopracowane i pod tym względem. Kiedyś w USA była fala śmierci, w sumie samobójczych, związana z opowiadaniami (bardziej z popularnością komiksów) o super bohaterach. Do tej pory zdarzają się wypadki, że ktoś za bardzo wczuje się w rolę super bohatera, choć już nikt nie próbuje latać, skacząc z dachu wieżowca...wbrew pozorom, odpowiedzialność twórcy może być ogromna... pomimo to, moje gratulacje za te dwa opowiadania…


 […] »lubię takie wpisy, bardzo fajnie się to czyta, nawet pomimo bzdur o duchowości, jakby była czymkolwiek mierzalnym, pomijając niemożność falsyfikacji z oczywistych względów« [...]

... właśnie o ten brak falsyfikacji tutaj chodzi. Wiadomo, że jakaś „siła napędzająca” ten świat istnieje. Brak możliwości jej falsyfikacji ma tutaj zaletę, gdyż nie czyni z niej „pewności” co do właściwości, charakteru, etc. Zapobiega to próbom „zawłaszczenia” jej przez człowieka. Czy jest to siła „inteligentna” potrafiąca zmieniać los, wpływać na losy świata i człowieka? Raczej, a może na pewno, nie. Ale nieuchronna w swym działaniu, niebacząca na błędy i zasługi. Właśnie w tym kontekście, wiara w istnienie „świętości” i bóstwa [niespersonifikowanego], wiara może na wyrost i mało uzasadniona, jest wiarą egalitarną, niepreferującą i niedegradującą nikogo. Człowiek czasami potrzebuje trochę strachu oraz poczucia wdzięczności za jakieś łaski, pewnej wyjątkowości i w tej sferze życia, lecz to już indywidualna sprawa każdego…

natomiast każda personifikacja tej „duchowości” prowadzi do pojawienia się grupy osób (kleru) „pasożytujących” na tej personifikacji. Pojawiają się religie elitarne, a wraz z nimi spory prowadzące do wszystkiego złego, co z nimi jest związane. Pojawiają się żądza władzy i bogactwa, nienawiść i pogarda, pojawiają się wojny krzyżowe, konkwisty, stosy, etc…

Komentarz autora:

… każdy z Nas wierzy w jakąś formę siły nadprzyrodzonej, która napędza ten świat. Nawet Ci, którzy wierzą wyłącznie w „Naturę”, wszak natura to właśnie „siła życia”, trwającego nie przerwanie od „zawsze”. Była przed człowiekiem, będzie, gdy człowiek przeminie. To jej „nieśmiertelność”. Czy personifikacja tej „świętości”, tego „bóstwa” jest groźna? Oczywiście, proszę tylko spojrzeć do historii świata, ile krzywd wyrządziła ludzkości i Naszej planecie. Ile kultur i cywilizacji, ile gatunków flory i fauny, zostało eksterminowane przez człowieka. To pod jej [personifikacji] wpływem ludzkość czuje się panem tego świata. Nie gospodarzem, jak dozorca, lecz jej właścicielem. Wadą właściciela jest to, że jak mu coś przeszkadza, to bez wahania to usuwa, nawet nie zastanawiając się nad skutkami swej decyzji. Dozorca, nim podejmie taką decyzję, sto razy się zastanowi. Poszuka innej drogi. Wie, że to nie jego własność, żę będzie musiał odpowiedzieć przed „właścicielem”. I nieważne czy to będzie „Bóg”, czy sama natura, odpowiedzialność poniesie…

… personifikacja niesie również inne zagrożenia. To ona leży u podstaw poglądów religijnych, na bazie której powstają Hamas, ISIS, etc. To jej [personifikacji] dziełem był 11 września 2001 roku, jej dziełem jest obecna sytuacja w Strefie Gazy, w Izraelu… takich „dzieł” zajdziecie więcej, w doniesieniach medialnych. Wszędzie tam gdzie jest fanatyzm i terroryzm. W świecie chrześcijańskim również. Nawiązuję tutaj do „trynidarzy” (proszę nie mylić z „trynitarzami”). Ruch który chce powroty religii i świata z okresu Soboru Trydenckiego (XVI wiek). To ich marzenie o ponownym ustanowieniu Królestwa Jerozolimy (rękami Palestyńczyków) jest dla mnie szokujące… 

[ tenetetraditiones.blogspot. (2023.10) Oświadczenie ws. sytuacji na bliskim wsch. ]

… i na koniec odniesienie do Dekalogu, do jego II Przykazania [ST-Wj. 20; 1-21]. Czy aby wystarczy nie tworzyć samych obrazów, posągów, pism, etc. by nie łamać tego przykazania? Czyż artysta, nim stworzy swoje dzieło, nie musi wpierw przywołać je w swoich myślach, w swojej wyobraźni. To tam powstają jego dzieła. Obraz, rzeźba, książka, etc. to już uwidocznienie jego dzieła, jego myśli i wizji. Tak więc moim zdaniem, II Przykazanie dotyczy zakazu jakiejkolwiek personifikacji tego, co człowiek jest skłonny uznać za „Boga”. W Polsce, w polskim katechizmie jest jedno krótkie przykazanie, nauczane młodzieży w czasie katechizacji…


» nie będziesz grzeszył myślą, mową ani uczynkiem «...


… » nie będziesz grzeszył myślą !!! «...

~ Irracja, 24 listopada AD 2023 ~

@


23 listopada 2023

Milczenie... a religia. [ Silence... and religion.]

  Portal literacki

Patronat. PL                                                 Patreon. ENG

 

… na pewnym portalu, który dość regularnie odwiedzam, pojawiły się ostatnio dwa wpisy. Pierwszy to felieton, drugi to opowiadanie. Przy obu potoczył się dość krótki, lecz ciekawy moim zdaniem, dialog. Tutaj pozwolę sobie skomentować dialog dotyczący felietonu…

*************************************************************                           

… felieton nosi tytuł „Milczenie” i dotyczy przemocy domowej. O jaki dokładnie rodzaj przemocy chodzi, nie jest istotne w naszym przypadku. Istotny natomiast jest fakt, że w felietonie poruszono temat zachowań skrzywdzonych osób, ofiar przemocy domowej. Jednako dotyczy to tak samych bezpośrednich ofiar, jak i świadków takiej przemocy, czyli dzieci. Notabene częstą będących również bezpośrednimi ofiarami. Właśnie do tego wątku odniosłem się w swojej wypowiedzi. Jak na ateistę przystało, kontekst wypowiedzi dotyczył sfery duchowej, czyli religii. Oto ta wypowiedź, w całości...

» wiesz co jest w tym najgorsze? To, że bardzo często takie skrzywdzone osoby uciekają we własny świat, w świat mistyki. Niestety, bardzo często zamiast uwolnienia stają się ofiarami różnego rodzaju sekt i religii. A gdy nawet się spostrzegą, że coś nie gra, to, zamiast wycofać się, brną coraz głębiej aż do fazy fanatyzmu. Wtedy nie ma już ucieczki, a na pewno jest bardzo trudna. Czasami spotykają na swojej drodze kogoś innego, również skrzywdzonego, z kim mogliby nawiązać głęboką więź emocjonalną. Tzw. Miłość, która dawałaby im obojgu nawzajem siłę do dalszego życia. Niestety, nie potrafią najczęściej tego wykorzystać. Któreś się boi i nadmiernie nie ufa, a nieraz nie wierzy, a drugie nie potrafi przekonać do siebie. Zwłaszcza gdy to „strachliwe” jest nadmiernie pilnowane przez społeczność ją kontrolującą. Wszak taki związek, taka Miłość zagraża tej grupie w dominacji i kontroli swej „ofiary” «…

w tym momencie do rozmowy wtrąciła się osoba, twierdząca, że w jej wypadku religia pomogła i wyleczyła ją z nienawiści do ojca, jak i do innych osób. Znam tę osobę osobiście, znam jej byłe i obecne problemy. Dlatego odpowiedź moja (uzupełniona o pewne słowa, celem lepszego zrozumienia) brzmiała następująco...


... » mówiłem ci już kiedyś [...], że nie jesteś Bogiem, by mścić się za matkę, to nie była Twoja rola... i nie jesteś zdrowa, jesteś eFKa”, uzależnioną od sutanny (kleru)... (nadmiernie) bojącą się ubóstwa i tego, co życie potrafi ze sobą przynieść... przestałaś tylko zauważać swoją nienawiść i pogardę do, hmmm, ludzi spoza ich (religijnego) kręgu... okazywać jej nie przestałaś, choćby (w stosunku) do mnie…

… odpowiedzią był zarzut, że to nie wina kościoła, lecz ludzi którzy ją skrzywdzili, których stale spotyka na swojej drodze. Moja odpowiedź brzmiała następująco…

... » to, że dotychczas tylko takich spotykałaś, że tylko tacy mieli wpływ na Twoje życie, nie znaczy, że tylko tacy są na ziemi... i nie znaczy, że tylko to ich wina, bo Twoja także... to Ty wybierałaś i wybierasz, jakich [ludzi] do siebie dopuszczasz. A jeżeli nawet wybór nie był całkowicie zależny od Ciebie, a nawet całkiem niezależny od Ciebie [rodzina], to Ty siedziałaś cicho i nie podnosiłaś głosu. To Ty, kierowana i wychowywana przez społeczeństwo i kościół tolerowałaś to. I to też jest wina społeczeństwa i kościoła, nie tylko Twoja... możesz iść, gdzie chcesz, możesz mnie nienawidzić i unikać mnie, możesz mną pogardzać, ale w końcu otwórz oczy, zacznij myśleć i głośno zacznij krzyczeć "NIE, TO NIE TAK MA BYĆ. JA SIĘ NIE ZGADZAM" «...

 Odpowiedź, potwierdzająca moje słowa z całości rozmowy, przyszła prawie natychmiast...

» Odpierdol się śmieciu«…

Nie pozostało mi nic innego, niż odpowiedzieć w sarkastycznym tonie i zakończyć rozmowę...

... » odezwała się ta, co podobno religia ją od nienawiści wyzwoliła, co ją [religia] uleczyła «…

… ocenę rozmowy, jak i wnioski z niej płynące, pozostawiam wam wszystkim. Ja nadal twierdzę, że religia, w bardzo wielu wypadkach, nie leczy, lecz tylko „ukrywa” objawy takich psychicznych problemów, w zamian żądając bezwzględnego, wręcz fanatycznego, posłuszeństwa...  

PS.

 … określenie „eFKa” powstało ze zbitki pierwszej i ostatniej zgłoski słowa FanatyK. W języku polskim zgłoski „F” oraz „K” (przy recytacji alfabetu) wymawia się jako „eF” i „Ka”. Powstałe słowo fonetycznie brzmi bardzo podobnie jak imię „Ewka”, które jest, mniej oficjalną formą imienia „Ewa” (pierwszej kobiety w Raju). Stąd bardzo dobrze nadaje się na określenie „fanatyka religijnego. Zresztą nie tylko, użyte wobec każdego fanatyka, nie traci swego przesłania. „eFKa” to fanatyk...

~ Irracja ~ 22 listopada AD 2023

@

21 listopada 2023

Miłość przychodzi skrycie… cz. I.2 [ Love comes secretly... part. I.2]

  Portal literacki

Patronat. PL                                                 Patreon. ENG

(przed drugim spotkaniem, Skierniewice, maj AD 2023)

- „Baaaczność! W tyyył... rozejść się!”-

Donośny głos kaprala Barysa wieńczył koniec zajęć z musztry. Podszedł do niego Jurek.

- „Chodź, zapalimy”- Jurek wyciągnął, z bocznej kieszeni spodni, paczkę „Klubowych”.

- „Wiesz, że rzadko palę” – odrzekł – „Do tego jeszcze „Klubowe”…

- „Wiem, wiem. Jaśnie pan szlachcic przyzwyczajony do lepszych papierosów”-

Jurek, trochę żartem, trochę z przekory, czasami nazywał go „jaśnie panem szlachcicem”. Niepotrzebnie mu opowiedział historię, jaką mu kiedyś prababcia opowiadał, skąd i dlaczego jego ród trafił do Polski. Jedynie co do tych papierosów, to Jurek miał rację. Rzeczywiście palił (wówczas jeszcze) niedużo, i to tylko lepsze marki, „Caro” lub „Carmeny”. Do obiadu mieli jeszcze ponad pół godziny czasu. Dzisiaj były ostatnie zajęcia z musztry, jutro mają być egzaminy, więc każdy był zaaferowany. Temat egzaminu był jedynym, tego dnia.

Prawie od początku szkolenia, przez ostatnie niespełna trzy tygodnie, każdy dzień wyglądał tak samo. Pobudka, około 2; 3-kilometrowy bieg, łaźnia i śniadanie. Dwadzieścia minut (pomiędzy biegiem a śniadaniem) na zmycie potu, ubranie munduru polowego i zasłanie łóżka to naprawdę niewiele. Dobrze, że nie robili tego całą kompanią, lecz okupione to było pewnymi wyrzeczeniami. Ich pluton szkoleniowy, podobno „specjalistyczny”, miał pobudkę pół godziny wcześniej, więc poranne zajęcia wykonywali osobno. Dopiero na śniadanie szli razem, by późniejsze zajęcia mieć już całą kompanią. Mieli również pewne przywileje. Jakim niewytłumaczalnym, jak na zwyczaje wojska, otrzymali umundurowanie zgodne z ich rozmiarami. Wyglądali więc lepiej, niż reszta kompani, zwłaszcza, że i pod względem wzrostu i postawy był jakby staranniej dobrany…

Po śniadaniu mieli zajęcia w terenie. W terenie, czyli na placu apelowym ćwiczyli musztrę pojedynczą i plutonami. Po obiedzie nauka regulaminów, oj przydały się później, i to bardzo. Wówczas też dowiedzieli się, że w wojsku nie obowiązuje jeden regulamin. I tak było przez pierwsze dni, dopiero od tygodnia zaszła pewna zmiana. Dwa razy w tygodniu zaczęli chodzić na pobliski poligon. Cały dzień mieli zajęcia taktyczne, nawet na obiad nie wracali, dowożono go im w termosach…


(jakiś tydzień później)

- „Jurek, oddawaj wycior, masz swój przy broni…” - prawie siłą wyszarpnął Jurkowi wycior.

- „No nie, Jurek do ku… nędzy” - zaklął - „… oliwiarkę też „pożyczyłeś? Co się z tobą dzieje”

- „Nie wkurzaj się, Grzesiek, to przez ten wczorajszy list z domu. Z magazynku broni zabrałem tylko broń, reszta została na półce”-

Faktycznie, wczoraj dostał list z domu a w nim informację, że jego dziewczyna znalazła sobie innego amanta. Też mi dziewczyna, poznana raptem na miesiąc przed wojskiem. I taka jakoś mało honorowa, mogła sam napisać do Jurka z taką informacją… Szkoda chłopca, ale w tym wieku, przy tak krótkiej znajomości, to szybko mu minie… Grzegorz uśmiechnął się nieznacznie do siebie, na myśl o pewnej dziewczynie. Co prawda została w domu dziewczyna, tak otoczenie sądziło. Lecz oni oboje wiedzieli, że „z tej mąki chleba nie będzie”, nad przyjaźń na długie lata. W myślach powrócił do przygody w Koluszkach. Tak, o tamtej dziewczynie pomyślałby na poważnie. Tylko gdzie jej szukać, Koluszki to stacja przesiadkowa, mogła być z każdego regionu kraju...

… egzamin z musztry okazał się nic nieznaczącym wydarzeniem. Był w planie szkolenie, więc musiał się odbyć. Tylko śmiechu było trochę. Niektórzy tak się nim przejęli, że poddali się stresowi i zaczęli się mylić przy prostych czynnościach. Za to w ten sam dzień dostali pierwszą broń. Na razie jakieś starsze rocznikowo egzemplarze AK-47, do celów szkoleniowych w sam raz. Na odpowiednie uzbrojenie, w tym i tę cięższą, mieli jeszcze poczekać miesiąc.

- „Konćzyć czyszczenie i składać broń. Za pół godziny obiad”- głos kaprala przerwał jego myśli…

*******

… niespodziwanie po obiedzie, cały ich pluton wezwano na odprawę, na plac apelowy. Dlaczego tam, a nie jak zwykle przed budynek koszarowy? I co robił tam szef kancelarii pułku? Tego nikt nie wiedział. Sam apel nie odznaczał się niczym rewelacyjnym, choć zapowiadał „nową przygodę”. Szef kancelarii podał dowódcy kompanii jakieś pismo. Ten odczytała z niego szesnaście nazwisk, w tym nazwiska Jurka i jego. Przy okazji okazało się, że któryś z tej listy, przez pomyłkę został przydzielony do innego plutonu. Teraz szef kancelarii powiedział kilka słów. O zaszczycie i odpowiedzialności, taka tam standardowa gadanina. Po nim zabrał głos dowódca kompani, ten przynajmniej wywołał lekkie zdziwienie zapowiadając, że cała szesnastka będzie teraz spać na jednej sali. Jurkowi i jemu przeprowadzka nie groził, i tak spali właśnie na tej sali, najbliższej wyjścia z pomieszczeń kompani. I tak zostali „łącznikami alarmowymi. Tak też spotkała się ich czwórka, „czterech muszkieterów”, jak czasami się śmiali sami z siebie. Jurek, Mirek i Janusz, no i on sam. Z tej czwórki tylko Janusz był spoza ich regionu, bo spod Tarnowa. Byli nierozłączni, nawet po ukończeniu szkoły, dostali przydział do tej samej jednostki w Warszawie…

*******

- „Łącznicy alarmowi zameldują się u dowódcy kompani. Na świetlicy. Biegusiem!”-

Doniosły głos kpr. Barysa było słychać na całej kompani, to on miał dzisiaj służbę jako podoficer dyżurny kompanii. Spojrzeli po sobie, o co w tym chodzi? Dopiero co wrócili z apelu, nie wszyscy zdążyli się rozpakować po przeprowadzce na wspólną salę. Jednak rozkaz to rozkaz, pośpiesznie udali się na świetlicę, gdzie czekał już dowódca kompani i ich dowódca, dowódca plutonu. Kpr. Barys sprawdził, czy wszyscy są i zameldował przybycie łączników. Po czym wyszedł.

- „Poruczniku, proszę rozdać żołnierzom koperty z mapkami, według nazwisk na nich. Mają się ich nauczyć na pamięć, po czy zwrócić je panu. Na mapkach jest stopień i nazwisko oficera którego mają powiadomić o alarmie. Jest adres i wskazana najkrótsza trasa dotarcia pod wskazany adres. Jest też wskazany przewidywany czas na powiadomienie. Zrozumiano?”-

- „Tak jest, obywatelu kapitanie”-

Dowódca plutonu, jak zwykle odpowiedział krótko i zwięźle. Wziął koperty i zaczął wyczytywać nazwiska żołnierzy. Gdy dotarł do nazwiska Grzegorza, niespodziewanie odezwał się dowódca kompani.

-”Szeregowy, wy macie dziewczynę? Tak, czy nie?”- pytanie zaskoczyło nie tylko Grzegorza.

- „Mam dziewczynę, obywatelu kapitanie” – Grzegorz odpowiedział, z pewnym wahaniem.

- „To proszę ją poinformować, że odwiedziny są wyłącznie w niedzielę. I nie interesuje mnie, czy jest tutaj przejazdem, czy z innego powodu. Pozwolenia na widzenie nie dostanie, Zrozumiano?”-

- „Tak jest, obywatelu kapitanie”- w głosie Grzegorza już wyraźnie było słychać zaskoczenie i zdumienie. Jednak dopiero po capstrzyku miał czas się zastanowić o co w tym wszystkim chodzi. »Jaka dziewczyna? Skąd i po co miałaby go odwiedzać?« myślał. Krysia, choć uchodziła za jego dziewczynę, na pewno by się nie zjawiła tak sobie, bez przyczyny w jednostce. Nawet gdyby była przejazdem. Zaś gdyby stało się coś ważnego, to zostawiłaby jakąś wiadomość, a może nawet by go wezwano na salę odwiedzin. Kim była ta dziewczyna, dlaczego była w jednostce i po co chciała się z nim widzieć? Odpowiedzi na te pytania miał otrzymać dużo później. Na razie pozostawały dręczące domysły… intryga została zawiązana…



[~ Irracja ~, 21 listopada AD 2023]


@



… cóż jest warta Miłość... […what is Love worth... ]

Strona autorska.

Patronite.pl                                             Patreon.eng.


 … cóż jest warta Miłość do Ojca, skoro nienawiścią i pogardą jego inne dzieci krzywdzi…

~ „Irracja” ~

~ „Okiem Ateisty” , cykl Dialogi z eFKą” ~

*******

inspiracją są, oprócz moich ostatnich osobistych doświadczeń, wydarzenia ostatniego miesiąca, jakie są udziałem Strefy Gazy w Izraelu…

wszystkie religie świata, a zwłaszcza „religie Abrahamowe” (Judaizm, Chrześcijaństwo, Islam), wyznają, że jesteśmy potomkami jednych i tych samych prarodziców, Adama i Ewy. Wszyscy więc jesteśmy rodzeństwem, siostrami i braćmi jednego Ojca, który tych prarodziców stworzył. I właśnie tutaj rodzi się problem etyczny, a zwłaszcza moralny. Bo cóż jest warta Nasza Miłość do swego Ojca, skoro chcemy ją dowodzić krzywdą „rodzeństwa”. Skoro Nasza Miłość do Ojca rodzi jednocześnie nienawiść i pogardę do własnego rodzeństwa, które trochę inaczej Miłość Ojcu okazuje. Powie ktoś, »to rywalizacja«, lecz czy rywalizacja, czy chęć bycia najlepszym daje prawo do krzywdzenia innych. Zwłaszcza gdy Ojciec wszystkie swoje dzieci kocha jednakowo?

W języku polskim kogoś, kto jest najlepszy, określa się zwrotem „bezkonkurencyjny”. Mało kto zwraca uwagę, że zwrot ten ma jeszcze drugie, bardziej groźne, okrutne i drastyczne znaczenie. Wszak, by zostać „bezkonkurencyjnym”, zostać bez konkurentów, wystarczy tylko broń i odpowiedni zapas amunicji… kusi, prawda?…

Obrona Głogowa wg. Sz.Kobylińskiego~rycina~744x418

i znów ktoś powie »bronisz Izraelczyków, potępiasz Palestyńczyków«. Nie prawda, nikogo nie bronię, ani nie potępiam. Wszystkie narody świata, w ciągu swej historii, to były krzywdzone, to znów krzywdziły innych. Izraelczycy również nie byli bezgrzeszni, w swej historii. Nie będę również analizował kto, w czym zawinił, jakie „grzechy” obu stron doprowadziły do obecnych działań zbrojnych na terenie Strefy Gazy. Na tyle długo żyję, by wiedzieć, że nigdy odpowiedzialności nie ponosi tylko jedna strona. Nawet grzech zaniechania, czy zlekceważenia jakiegoś problemu jest winą, mogącą doprowadzić do takiej sytuacji. Trzeba jednak przyznać, że tym razem, bezsprzecznie winnym bezpośrednich i tak okrutnych walk jest Hamas, zaczynając mordować obywateli Izraela…

nie o tym jednak chciałem pisać. Zastanawia mnie, dlaczego religie będące okazywaniem Miłości Bogu Ojcu, religie oficjalnie propagujące miłość i miłosierdzie wobec innych, wobec swych „bliźnich”. Dlaczego te religie nie tylko nie starają się łagodzić takich konfliktów, lecz same je wspierają, a nawet niekiedy do bratobójczych walk nawołują. U podłoża wypraw krzyżowych, konkwisty, czy dżihadu leżą hasła religijne, a nie polityczne. Najwięcej krzyżowców, konkwistadorów i bojowników dżihadu walczyło i walczy z powodów religijnych. I to jest najstraszniejsze, w dzisiejszym świecie…

pozostaje jeszcze kwestia ofiar wśród cywilnej ludności Palestyńczyków. To jest tragedia, nie tylko dla samych Palestyńczyków, lecz dla całego świata. Niestety, zasłanianie się ludnością cywilną, ma bardzo długą tradycję. Na terenach Polski, pierwszy znany taki wypadek sięga obrony Głogowa w 1109 roku. I tutaj rodzi się bardzo okrutne, wręcz nie ludzkie pytanie. I nie jest to pytanie dotyczące bezpośredniej winy, winny jest ten, kto ludnością cywilną się zasłania. Pytanie dotyczy głębszego problemu, problemu moralnego tej strony, która wobec wroga, z taką „tarczą” staje. Na to pytanie powinien sobie odpowiedzieć każdy z nas, z osobna, rozważając wszystko w swym sumieniu…


»w imię czego mamy dać się „wyżynać” wrogowi, który za taką „żywą tarczą” się ukrywa i zza niej Nas morduje«…


znajdźcie humanitarne wyjście z tej sytuacji, skoro wróg humanitaryzmu nie zna...

@


„(Nie)Chciane Uczucie”...

   Patronat.eng     Patronat.pl 

dédié : "Ève de mon Paradis".                                    


i do końca swego życia,                    

Śmiać się już tylko będzie,

Przez łzy własnego serca

Tak chciwie pragnącego...


Pamięcią silnego uczucia

Którego końca się (nie)chciało

Znów rozkołysać pragnienie,

poczuć wszystkimi zmysłami...


Otulić znów twarz,

Blond lub czerni włosami

Poczuć smak ust karminu

Zapach jędrnego ciała

Nieśmiałość zbliżenia

Dotyk nieporadnych dłoni

Drżenie piersi w pierś

Wtulonych pragnieniem

Spełnienia wzajem siebie.


znów rozkołysać pragnienie,

poczuć wszystkimi zmysłami..


Iraacja” ~ 21 listopada AD 2023



20 listopada 2023

Miłość przychodzi skrycie… cz. I.1 [ Love comes secretly...]

 Portal literacki

Patronat. PL                                                 Patreon. ENG

1 spotkanie, Koluszki, ostatnia dekada kwietnia AD 1980


- „Jurek, do cholery, co wyprawiasz pijaku jeden”-

Grzegorz był wściekły na pijanego kolegę. Dopiero co wczoraj wieczorem się poznali, gdy oboje czekali na pociąg, mający ich zawieść do nowej „przygody życia”. Dziś mieli się stawić w jednostce wojskowej, w Skierniewicach. Czekała ich tam szkoła podoficerska i służba wojskowa „ku chwale ojczyzny”, W sumie dwa lata, bez jednego miesiąca, poza domem rodzinnym, z dala od swojego dotychczasowego środowiska. Tak wówczas sądzili, realia czasu przedłużyły im tę przyjemność, grubo ponad planowany okres...

Na dworzec odprowadzali go przyjaciele i znajomi, Rodzina, oprócz brata i siostry, pozostali w domu. Dobrze wiedzieli, co będzie się działo na dworcu PKP [1]. A były tłumy, wszyscy, albo odprowadzali poborowych, albo sami poborowymi byli. Z Jurkiem pewnie by się poznał dopiero w jednostce, gdyby nie fakt, że wśród jego odprowadzających znajdowała się była sąsiadka, z którą się wychowywał. A także jej kuzynka, którą znał ze szkoły. Jurek, miły sympatyczny chłopak (rok starszy), prawie od razu przyczepił się, do niego, jak „rzep psiego ogona”.[2] Do pociągu wsiedli osobno, tłum ich rozdzielił. Zresztą, początkowo nie szukał jego towarzystwa. Dopiero w Katowicach, wykorzystując dłuższy postój pociągu, odszukał go. Od tamtej pory są przyjaciółmi. Do dzisiaj, przynajmniej raz w roku, dzwonią do siebie, z życzeniami z okazji zakończenia „zasadniczej służby wojskowej”. Co prawda, zakończył „przygodę” z wojskiem cztery lata później niż Jurek, ale nigdy mu o tym nie mówił...

Gdy tylko Jurek wszedł do jego przedziału, od razu zaczął się rozgardiasz. Pojawiły się butelki z wódką, sam miał przy sobie jedną, o większej pojemności. Już się zastanawiał, co z nią zrobić, problem rozwiązał Jurek. Dusza towarzystwa, swoim gadulstwem, wyzwolił w nim takiego samego ducha, cały przedział poddał się ich werwie i humorowi. Śpiew, żarty i wzajemne przekrzykiwanie zaczęły powoli ogarniać cały wagon. Pewnie dziś sam byłby w takim stanie, gdyby nie uciekł się przespać się do jednego z opustoszałych przedziałów. Nigdy jego organizm zbyt dobrze nie tolerował czystej wódki, zawsze wolał trunki bardziej markowe i wina, czy ewentualnie piwo…

- „Co kolega wyprawia, jak można się tak upić w pociągu. To nie wypada tak wypychać ludzi z pociągu, nawet jak ten pociąg już stoi na stacji”.

Jurek, zataczając się, pchnął dziewczynę tak nieszczęśliwie, że ta o mało co nie wypadła przez otwarte drzwi wagonu. Grzegorz w ostatnim momencie złapał ją za rękę i tak mocno pociągnął ją, że ta wpadła mu w objęcia. Odruchowo objął ją mocno ręką w pasie, jakby się bał, że rzeczywiście wyrządzi sobie jakąś krzywdę. Dziewczyna, z naturalnym wdziękiem, poddała się jego objęciom i tak przez moment stali jakby przytuleni do siebie.



- „No niech już kolega mnie puści. Przecież nic nam nie grozi, a nie wypada tak nieznanej sobie dziewczyny trzymać w objęciach, jak jakieś branki z jasyru”

Nie wiedział, co zrobić, jak postąpić. Zaskoczyły go trochę jej słowa jakby wyjęte z jakieś książki. Słowa wypowiedziane wdzięcznym głosem, w którym było słychać bardzo delikatną nutę zaciągania, typową dla mieszkańców wschodniej Polski. Nie potrafił też oderwać wzroku od jej orzechowych oczu, o lekkim kształcie migdała. Dziewczyna delikatnym, lecz stanowczym ruchem wyzwoliła się z jego objęć.

- „Jak widzę, to koledze to alkohol nie tylko rozum odebrał, lecz i mowę. Bóg się gniewa na człowieka który pije alkohol”.-

Te słowa otrzeźwiły go. Cofnął się o krok. Bezwiednie dostosował się do jej sposobu mówienia, znanym sobie z książek i koła literackiego.

- „Panienka wybaczy przyszłym adeptom sztuki wojennej. Właśnie podążamy do jednostki, do której nas władza ludzka skierowała. Kolega już tak bardzo tęskni za rodzinnym siedliskiem, że nadużył tego, skądinąd szlachetnego trunku”.-

Dziewczyna, zaskoczona jego tonem i słowami podniosła wzrok na Grzegorza. W jej oczach pojawiła się iskierka zaciekawienia i kokieterii. Na ustach pojawił się delikatny uśmiech wybaczenia i aprobaty.

- „ Nie dla każdego jest to trunek szlachetny. Są ludzie, a nawet całe społeczności, które picie alkoholu uważają za niestosowne, a nawet grzeszne zachowanie”.- znowu zachwiała jego pewnością.

- „Panienka wybaczy, że się przedstawię. Mam na imię Grzegorz”-

- „Szybki kolega jest” – odrzekła dziewczyna – „Dopiero co poznaliśmy się, a i nie wiadomo, czy jeszcze się spotkamy”-

- „Wierzę w przeznaczenie. Chyba nie na darmo Opatrzność skrzyżowała Nasze drogi. W swej”…

Nie dokończył. Do jego uszu dotarły odgłosy jakieś sprzeczki, wśród której rozpoznał głos Jurka.

- „ Panienka wybaczy, że ją opuszczę. Nie wypada druha i towarzysza wojennej niedoli zostawić samego w opresji. Mam jednak nadzieję, że się jeszcze spotkamy”.-

Już się odwracał, by pośpieszyć Jurkowi z pomocą, gdy dziewczyna przytrzymała go za rękę i nachylając się do jego ucha, cicho wyszeptała…

- „Kasja, na imię mam Kasja”-

Dziwnie zabrzmiało jej imię. „Pewnie to z powodu tej Jej zaciągania” pomyślał, lecz już nie zdążył spytać o to. Dziewczyna szybko się odwróciła i poszła w swoją stronę. Grzegorz również podążył ratować z opresji Jurka. Jakoś udało się załagodzić sprzeczkę i wepchnąć Jurka do odjeżdżającego, w stronę Skierniewic, pociągu. Gdy pociąg ruszył, spojrzał w stronę peronu. Stała z kilkoma dziewczętami, pewnie koleżankami. Gdy spostrzegła, że wypatruje Ją, uśmiechnęła się delikatnie i podniosła rękę, by mu pomachać. Coś powiedziała do koleżanek. Te spojrzały za odjeżdżającym pociągiem i wybuchnęły śmiechem. Chwilę później stracił Ją z oczu. Ruszył w stronę przedziału, by przypilnować Jurka. Szkoda by było, aby to Milicja dostarczyła go do jednostki wojskowej. Przed nimi dwa lata służby wojskowej. Grzegorz, nim wszedł do przedziału, lekko się uśmiechnął. Poczuł, że rzucone grzecznościowo słowa o nadziei na następne spotkanie mogą się stać prorocze… przeczucie go nie zawiodło...


~ Irracja ~ 20 listopada AD 2023

@