... a kiedy już wiesz, że jest nierealny dla Ciebie swobodny dostęp do Ojca? Że bez czasu poświęconego na nachalną i uporczywą modlitwę, zamiast na pracę, Ojciec nie może Ci pomóc, nie jest w stanie udzielić pomocy. Że bez wysoko płatnych „pośredników”, Ojciec nie może wysłuchać żadnej Twej prośby, zaspokoić żadnej Twej potrzeby. Kiedy nie może Ci okazać Miłości, ani miłosierdzia i rozgrzeszenia, bez zgody i aprobaty swych „sług”. Wszak tak twierdzą, oni sami, „słudzy” jego, nie zawsze prawi i pełni tych samych grzechów co Ty...
… wtedy zaczynasz dostrzegać ten ścisły kordon, pomiędzy Nim a Tobą. Kordon żądny chwały należnej Ojcu. Żądny władzy nad Tobą i majątku pochodzącego z Twej pracy. Kordon, przez który nie widzisz jego prawdziwego oblicza. Ani nie słyszysz jego prawdziwych słów, pociechy czy nagany...
… wtedy stajesz się samotny, czujesz się porzucony przez Ojca. Oszukany przez jego cały „dwór”. I wtedy przestajesz wierzyć w jego istnienie. Istnienie niewidziane i niesłyszane inaczej, jak za pośrednictwem ich słów. Słów pełnych niesprawdzalnych dogmatów i frazesów. Pełnych własnego ich widzimisię...
… i wtedy, choćbyś nie wiem jak tęsknił, za Ojcem… wtedy rodzi się bunt i stajesz się ateistą…
©