Szukaj na tym blogu

Translate

Krótko o blogu

Ten blog powstał z połączenia dwóch innych - to impuls serca i duszy, jego wściekłości. Miałem zamiar go skasować, ale chyba się jeszcze przyda. Kiedyś jeden mądry człowiek powiedział "Nie rób głupot z wściekłości, lepiej krzycz" Więc czasem będę krzyczał, właśnie tutaj.

********************************************************
Nie wiem kogo i dlaczego może zainteresować ta opowieść. Opowieść różna - czasem ciekawa, częściej nudna- czasem romantyczna, częściej głupia i prozaiczna - czasem szczęśliwa, częściej do bani, wręcz nieszczęśliwa - taka jak życie... moje... i większości Tych, którzy tu trafią... zajrzą i przejdą jak powiew nowej wiosny obok marnej kupki brudnego śniegu zimy... przebrzmiałej zimy.


Nie wiem, po co to piszę. Nie piszę ku uciesze gawiedzi, nie piszę ku żadnej przestrodze - ani współczesnych, ani potomnych ludzi. Piszę bo muszę, bo mam taką wewnętrzną potrzebę, bo chcę pisać, bo chcę ułożyć sobie własne myśli, a to jest najlepszy dla mnie sposób.


Piszę więc ten blog wyłącznie dla siebie. No, może jeszcze dla córki, Blusika i... mojej kochanej Agnieszki, a zwłaszcza... BOŻENKI - ISKIERKI. Tylko im to dedukuję...
https://www.cytaty.info/autor/irracja.htm

21 września 2023

Wieża…

 

niezadowolony i zniechęcony wszystkim, szedł wolno korytarzem, lekko utykając na jedną nogę. Od urodzenia miał z nią kłopot… „szpotawość stopy”… tak to określali. I tylko to, wszyscy, w nim dostrzegali, oceniając jak wyrzutka i nieudacznika. Lecz nie tylko to było przyczyną jego zniechęcenia i niezadowolenia. Głównym powodem był cel tej wędrówki, wędrówki do Sali Posiedzeń, gdzie czekały go wstyd i kara, za przegraną wojnę z własnym Ojcem…

kochał i szanował Ojca, chyba najbardziej spośród jego dzieci i poddanych. Bardzo chciał pokazać Ojcu, jak i tym którzy nie wierzyli w niego, że potrafi mu dorównać, że będzie kiedyś Jego godnym wyręczycielem w trudach władzy i opieki nad poddanymi. I właśnie ta chęć, to pragnienie, z czasem przerodzone w rodzaj obsesji, stała się przyczyną wojny z Ojcem…

Ojciec był władcą wielu królestw. Poprosił więc, by powierzył mu samodzielne rządy nad jednym z nich. Wybrał je starannie, królestwo na obrzeżach świata, zamieszkałe przez lud dziki i niecywilizowany. Chciał ich ucywilizować, złagodzić ich obyczaje, tak by stali się „klejnotem w koronie” jego Ojca. Wybrał, spośród nich rody, którym chciał powierzyć pieczę nad sercami i duszami całego ludu, pieczę nad „Kanonem Praw” swego Ojca. Przygotował również plan budowy najwspanialszej świątyni, świątyni poświęconej Ojcu. Nie znalazł jednak uznania u Ojca. Za sprawą zawistnych podszeptów, Ojciec wyrzucił go z sali tronowej, na oczach ucieszonego dworu. Zebrał więc swoich zwolenników i ruszył do przegranej walki, za którą karą było wygnanie…

***

wszedł do Sali Posiedzeń, przy stole obrad siedzieli ci, którzy ponoć chcieli być jego sługami, a okazali się zdrajcami. Spojrzał na nich, zajrzał w serca i dusze. Widział w nich tylko zawiść i pożądanie, w imię których gotowi byli zdradzić każdego… nawet swego władcę i Ojca. Czuł do nich nie tyle nienawiść co pogardę, na jaką zasługują węże i plugastwo. Dzisiejsze spotkanie z nimi było częścią jego kary. Miał przekazać im swoje plany świątyni… tego zażądali, od Ojca, za swoją zdradę, wobec niego. Z ulgą odwrócił się od nich, by wyjść i udać się na wygnanie. Na stole pozostała tylko księga. Księga o zrozumiałym tylko dla niego tytule… 

Wieża „Babel” 


©


02 września 2023

Podstępny cios... *

 

… „Już czwarty dzień czarownik nieustannie dręczył uwięzionego węża. Morzył go głodem, przypiekał na węglach, uderzał kamieniem w rurę”…


… „Wieczorem bębny uderzyły w rytm wojennego tańca. Na plac przed domami wyległa cała wioska. Czarownik pojawił się przybrany w dużą, spiczastą maskę. Na szyi jego chrzęściły naszyjniki z psich i ze świńskich zębów oraz z małych muszelek. Ciało miał od stóp do głów pomalowane czerwoną, białą, żółtą i czerwoną farbą. W prawej ręce trzymał czaszkę swojego wielkiego poprzednika, a w lewej czarodziejską miotełkę. Wszyscy zadrżeli na ten widok. Czarownik tak właśnie ubierał się tylko wtedy, gdy miał zamiar zasięgnąć rady bóstwa mieszkającego w dżungli w kamiennej pieczarze. Najmężniejsi wojownicy drżeli ze strachu nawet w dzień, jeśli musieli przechodzić w pobliżu głazu, w którym mieszkały potężne duchy”… Czarownik tymczasem wszedł w zarośla. Zaledwie znalazł się sam, spokojnie przykucnął na korzeniu drzewa. Po cóż miałby chodzić do pieczary w kamieniu?! Doskonale wiedział, że oprócz kilku nietoperzy nic więcej w niej nie znajdzie. Czarownicy plemienia** z pokolenia na pokolenie przekazywali sobie straszliwą legendę o duchach mieszkających w samotnym głazie. Strzegli także, aby nikt nie mógł zwątpić w jej prawdziwość… Czarownik jednak nie obawiał się zemsty „bogów”, nie bał się również chodzić nocą po dżungli. Znał doskonale wszystkie „duchy”, z którymi „rozmawiał” za pomocą „czarodziejskich” bębnów”…


… „Czarownik wszedł pomiędzy wojowników… i odezwał się sugestywnym głosem:

- Rozmawiałem z duchami w grocie… Były bardzo zagniewane za sprzyjanie białym ludziom… Z trudem przebłagałem duchy… Przyrzekły jeszcze raz okazać wam swoją łaskę. Nim minie księżyc, zginie biała dziewczyna, wtedy wódz... da hasło do ataku. Odniesiecie wielkie zwycięstwo!

- Kto zabije białą czarownicę? - niespokojnie zapytał wódz plemienia

- Ja dokonam tego przez węża, w którego zakląłem duszę łowcy głów – odpowiedział czarownik – Wszyscy ujrzycie ją martwą. Wtedy młody biały łowca utraci swą czarodziejską moc.

Dobrze, uczynimy, jak radzisz... - rzekł wódz plemienia. - O świcie wyruszymy do miejsca, w którym mamy urządzić zasadzkę. Będziemy czekać na śmierć białej dziewczyny”…


… „Czy mogło ujść im to bezkarnie? Męstwo dzielnych wojowników plemienia zazwyczaj załamywało się na progu urojonej krainy duchów… trudno im było pojąć, że ci łagodni, uprzejmi biali ludzie mogą żywić do nich tak wrogie uczucia, jak zapewniał czarownik. Ich lekarstwa szybko goiły rany… ich rady również były lepsze od tych, których udzielał czarownik. Nie straszyli złymi duchami, nie bali się błyskawic, grzmotów i trzęsień ziemi. Wszystkie dziwne zjawiska tłumaczyli w naturalny, prosty sposób.

Wódz plemienia przeżywał nie mniejszą rozterkę… nie odczuwał jakoś radości na myśl o nagłej śmierci tej wesołej, uczynnej białej dziewczyny. Gdyby nie uwierzył czarownikowi, że to ona właśnie zaklęła jego duszę… nigdy by nie pozwolił uczynić jej krzywdy”…


… „Czarownik zaczaił się przy ścieżynie… Rosły tutaj gęste zarośla. W nich to… umieścił… bambusową rurę, umocował… i starannie zamaskował gałązkami… do wystającego… kłębka zwiniętych pończoch przywiązał długą, mocną, cienką lianę. Teraz wycofał się w krzewy na bezpieczną odległość…

Gdy tylko dziewczyna znajdzie się na wprost wylotu rury, jednym szarpnięciem wyciągnie szmaciane zatyczki. Rozwścieczony gad natychmiast skorzysta z okazji, by nareszcie wydostać się na wolność, i zaraz poczuje znienawidzony zapach. Oczywiście uczyni to, co robił przez wszystkie dni katuszy: wbije swoje zęby jadowe w nogę dziewczyny. Wtedy śmierć nadejdzie szybko, pomiesza szyk karawany”…


… „Czarownik stał oszołomiony. Teraz już sam nie mógł zrozumieć tych dziwnych białych ludzi. Chyba jednak byli duchami, skoro biała dziewczyna żyła i nie pozwoliła go pchnąć nożem.

Bełkocąc niezrozumiale jakieś przeprosiny, a może zaklęcia, cofnął się niepewnie”…


… „Z konarów pobliskiego drzewa zeskoczył na ziemię wojownik… od razu rozpoznali w nim wodza plemienia… Jego krótki, ostry rozkaz przywołał chmarę gotowych do boju wojowników

Wódz tymczasem zastąpił drogę czarownikowi. Obrzucił go ponurym spojrzeniem. Przez chwilę stał, jakby toczył jakąś wewnętrzną walkę, lecz wkrótce odezwał się donośnym głosem, aby wszyscy go usłyszeli:

- Oszukałeś nas, ty synu karalucha! Wynoś się z wioski razem ze swoimi pomocnikami!

Biali podróżnicy oniemieli… Nazwanie kogoś synem karalucha było w tym kraju największą obelgą. Poza tym ruch ręki wodza… nie mógł budzić wątpliwości. Wszyscy natychmiast pojęli, że przewrotny szalbierz został wykluczony ze społeczności wioski.

Wódz plemienia rzucił na ziemię swój łuk i strzałę… potem wzrok jego spoczął na twarzy białej dziewczyny. Wolnym krokiem ruszył ku niej… Długo w milczeniu spoglądał na nią. Zdawało się, że wyraz dzikości ustępuje z jego twarzy…

Wódz plemienia odwrócił się do podróżników. Szerokim ruchem ręki dał do zrozumienia, że mają drogę otwartą, mogą wracać do doliny lub iść dalej, po czym przełamał jedną haczykowatą strzałę i złożył ją u stóp białej dziewczyny”.


[ z cyklu: „Wojny religijne”]

©

opowiadanie stworzone z fragmentów książki A. Szklarskiego „Tomek wśród łowców głów” rozdz. „Podstępny cios”...

** kursywą zastąpiono nazwy własne użyte w książce A. Szklarskiego...