Szukaj na tym blogu

Translate

Krótko o blogu

Ten blog powstał z połączenia dwóch innych - to impuls serca i duszy, jego wściekłości. Miałem zamiar go skasować, ale chyba się jeszcze przyda. Kiedyś jeden mądry człowiek powiedział "Nie rób głupot z wściekłości, lepiej krzycz" Więc czasem będę krzyczał, właśnie tutaj.

********************************************************
Nie wiem kogo i dlaczego może zainteresować ta opowieść. Opowieść różna - czasem ciekawa, częściej nudna- czasem romantyczna, częściej głupia i prozaiczna - czasem szczęśliwa, częściej do bani, wręcz nieszczęśliwa - taka jak życie... moje... i większości Tych, którzy tu trafią... zajrzą i przejdą jak powiew nowej wiosny obok marnej kupki brudnego śniegu zimy... przebrzmiałej zimy.


Nie wiem, po co to piszę. Nie piszę ku uciesze gawiedzi, nie piszę ku żadnej przestrodze - ani współczesnych, ani potomnych ludzi. Piszę bo muszę, bo mam taką wewnętrzną potrzebę, bo chcę pisać, bo chcę ułożyć sobie własne myśli, a to jest najlepszy dla mnie sposób.


Piszę więc ten blog wyłącznie dla siebie. No, może jeszcze dla córki, Blusika i... mojej kochanej Agnieszki, a zwłaszcza... BOŻENKI - ISKIERKI. Tylko im to dedukuję...
https://www.cytaty.info/autor/irracja.htm

14 listopada 2009

Model rodziny...

Patronat. PL                                                 Patreon. ENG

Witam...
Długo tutaj nie byłem, lecz był to dla mnie dość skomplikowany okres...Dużo się wydarzyło i dużo pozmieniało...Sam też się zmieniam, widzę i czuję to...
Przede wszystkim zacząłem zmiany w moim życiu osobistym. Od pięciu lat żyję jak "pies z kotem" z moją drugą połową, z "moją byłą", nawet nie rozmawiamy ze sobą od
dłuższego czasu. Lecz jakoś nie kończyłem tego związku. Był jakby w zawieszeniu, dla nie wtajemniczonych trwał chyba nadal. Jedyną zmianą dla wielu ludzi było tylko to że dużo rzadziej chodzilismy razem. Tak na prawdę to już od paru lat nigdzie nie bylismy razem. Nawet sąsiedzi nie wiedza że jest u nas rozłam. Widzą nas jak wychodzimy osobno, jak wracamy osobno. Nawet nie słychać już jakichkolwiek kłótni, przecież nie rozmawiamy ze soba więc i kłótni nie ma. Po prostu żyjemy, jak wiekszość małżeństw o których wie się że są obok i nic więcej. Przecież nie jesteśmy "celebrites" i nikt nas nie śledzi by pokazać społeczeństwu skandal czy coś innego...
Lecz parę dni temu, ni z tego ni z owego, poszedłem do adwokata i w wysłałem "mojej byłej" pismo z żądaniem opuszczenia mieszkania. Jest moje, dostałem je jeszcze jako kawaler a dzieci ( w zasadzie dorosłe pasiebice ) nie mieszkają z nami. Nie wiem jak to się skończy, pewnie w sądzie, lecz nie o tym dziś chciałem pisać. Raczej o motywach tego kroku. A motywy, nawet dla mnie, były do wczoraj nie znane. Po prostu podjąłem takie postanowienie i koniec. I tak było do wczoraj...
Wczoraj poszedłem do kolegi i troche plotkowaliśmy o problemach znajomych. No cóż, mężczyźni też potrafią plotkować. A problemy znajomych ? Takie same jak moje, niby są razem lecz żyją każde obok. Pewnie już dawno by się rozeszli lecz, jak twierdzą sami, są razem dla dzieci. I to stwierdzenie bardzo mnie poruszyło. Dało do myślenia. Bo co to tak na prawdę daje dzieciom. Czy chodzi tylko o to że rodzice się nie rozeszli, że byli razem aż dorośli czy też do śmierci ? A może nie daje nic albo wręcz jest szkodliwe. Zacząłem sobie przypominać swoją własną rodzinę i małżeństwa które znam lub znałem. Najlepiej te wielopokoleniowe. Teraz już wiem dlaczego wysłałem to pismo. Po prostu nie chcę tak żyć jak oni. Bo jak żyją ?
Ano tak. Ojcowie żyli obok siebie. Matka zajmowała się domem. Robiła chałpniczo, albo prowadziła rodzinny interes, nie wiem np. jakiś warsztat albo chodowlę. No i zajmowały się dziećmi. Ojciec ? Chodził do pracy a później na piwo z kolegami. Albo pracował w warsztacie lub na fermie lecz równie często spotykał się z kolegami czy kontrahentami na piwo. Nie, nie nadużywali alkoholu nagminnie. Nie przepijali majątku. Wybudowali domy, coś zostawili dzieciom. Może więcej lub mniej ale dzieci miały jakiś start. Nawet nie chodzi o to że oboje stali się na stare lata alkoholikami. Chodzi o to jakie mieli małżeństaw. Małżeństwa które żyły osobno. Do tego stopnia że nawet, w końcu, sypiali osobno. Nic ich nie łączyło. Żona sobie a mąż sobie. On we własnym świecie, ona we własnym świecie. A co miały dzieci ? Pewnie się nie zastanawiają. Pewnie pamietają kolonie, obozy, nawet wyjazdy z dziadkami. Ale ile maja wspomnień z wspólnych wyjazdów z rodzicami, jak pamietają życie rodzinne ? Co będą powielać we własnym życiu ?
Dzieci powychodziły za mąż, ożeniły się. I co dalej. U jednych córka pracuje gdzieś w urzędzie i zajmuje się domem. Gotowanie, pranie, dzieci. Mąż też pracuje a po pracy remontuje dom po teściach. Ona w kuchni, on w łazience. Ona w pokoju, on w garażu. Ona czyta lub sie uczy, on ogląda telewizję. Ona idzie do sypialni, on zasypia przed telewizorem. Czasami gdzieś się spotkają, chwilę porozmawiają, czasem nawet seks, i to wszystko. I jak rodzice żyją wspólnie lecz samotnie.
U drugich syn i żona pracują razem. Mają wspólną działalność. Ale i tak stoją odzielnie. Czasem blisko, czasem daleko od siebie. Lecz każde sobie. W domu też. On w garażu lub przed telewizorem. Ona w kuchni lub przy sprzątaniu. Czasem wspólny wieczór. On telewizja, ona komputer, lub na odwrót. On chce być w domu, ona wychodzi sama. Samotność wśród bliskich. Samotność wspólnej rodziny. Taka sama jak i wśród reszty rodzeństwa. U jednych i drugich. A ich dzieci ? Szkoła, komputer, koledzy. Czasem wspólna kolacja wigilijna czy kawałek tortu z okazji jakiś urodzin lub imienin. No i nauki i połajanki jeżeli coś zbroją lub stopnie są złe.
I tak się zastanawiam. Jaki model rodziny będa miały ich dzieci ? Jaki model przekażą wnukom, a wnuki prawnukom. I od kiedy ten model funkcjonuje. od pradziadków czy jeszcze dalej wstecz. No i podstawowe pytanie, co zrobić by ten model zmienić. Sam nie wiem. Jedno wiem, chcę coś zmienić, przerwać ten horror. Nawet kosztem samotności. A może znajdę kogoś z kim mógłbym żyć inaczej. Jednak inaczej sobie wyobrażałem rodzinę. Rodzinę a nie związek z kobietą.
Mam jeszcze jedno pytanie. Czy rodzice są zadowoleni z rodzin swych dzieci ? Czy są zadowoleni z tego że ich dzieci męczą się tak samo jak oni ? Chyba nie. Lecz żadne sie nie przyzna do tego. Musieliby przyznać że nie potrafili ich wychować, przygotować do szczęśliwego związku i życia. Musieliby też przyznać że nic nie zrobili aby samym być szczęśliwymi. Owszem, już słyszę te głosy. Przecież nauczaliśmy ich, mówiliśmy jak trzeba żyć. Lecz to tylko teoria, nie poparta przykładem własnym. Zapominają o tym. Zapominają również że teoria bez widocznej praktyki to zwykłe kłamstwo.



[Copyright]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz