Szukaj na tym blogu

Translate

Krótko o blogu

Ten blog powstał z połączenia dwóch innych - to impuls serca i duszy, jego wściekłości. Miałem zamiar go skasować, ale chyba się jeszcze przyda. Kiedyś jeden mądry człowiek powiedział "Nie rób głupot z wściekłości, lepiej krzycz" Więc czasem będę krzyczał, właśnie tutaj.

********************************************************
Nie wiem kogo i dlaczego może zainteresować ta opowieść. Opowieść różna - czasem ciekawa, częściej nudna- czasem romantyczna, częściej głupia i prozaiczna - czasem szczęśliwa, częściej do bani, wręcz nieszczęśliwa - taka jak życie... moje... i większości Tych, którzy tu trafią... zajrzą i przejdą jak powiew nowej wiosny obok marnej kupki brudnego śniegu zimy... przebrzmiałej zimy.


Nie wiem, po co to piszę. Nie piszę ku uciesze gawiedzi, nie piszę ku żadnej przestrodze - ani współczesnych, ani potomnych ludzi. Piszę bo muszę, bo mam taką wewnętrzną potrzebę, bo chcę pisać, bo chcę ułożyć sobie własne myśli, a to jest najlepszy dla mnie sposób.


Piszę więc ten blog wyłącznie dla siebie. No, może jeszcze dla córki, Blusika i... mojej kochanej Agnieszki, a zwłaszcza... BOŻENKI - ISKIERKI. Tylko im to dedukuję...
https://www.cytaty.info/autor/irracja.htm

06 maja 2023

Więzi społeczne… związek partnerski...

 

wydarzenia kilku ostatnich miesięcy dały mi dużo materiału do przemyśleń. Zwłaszcza do przemyśleń o związkach partnerskich…

nie na darmo budowanie związków partnerskich przyrównuje się do „budowy domu”. Podstawę takiego domu tworzy nasze wychowanie, rodzina, religia. To raczej jest niezmienne i we wszystkich związkach partnerskich są, mniej lub bardziej, podobne i zbliżone. Budowane ze zbliżonych wartości. A przynajmniej takie powinny być. Co jednak z samym „budynkiem”. Czy warto budować je identycznie, lub bardzo podobnie do „budynków” poprzednich pokoleń? Pewien ogólny plan na pewno warto zachować. Trudno jednak wymyślać i budować od podstaw. Trudno budować na zasadzie eksperymentu. Jednakże poszczególne detale, układ pomieszczeń, a zwłaszcza wyposażenie każda para powinna dobierać samodzielnie. Bo chodź każdy z Nas rodzi się tak samo. To jednak z biegiem lat każdy nabiera swoich własnych, charakterystycznych cech. Stajemy się zróżnicowani, wręcz unikatowi. Budowanie wspólnego domu według schematów rodziców i otoczenia prowadzi do tragedii. Prowadzi do nieudanych związków, a w efekcie nawet do uzależnienia niewolniczego, przemocy w rodzinie (raczej psychicznej oraz materialnej, niż fizycznej), i często do rozwodów. Zawsze powtarzałem, że młodzi powinni mieszkać samodzielnie, z dala od ich rodziców. Na tyle blisko, by móc im zawsze pomóc. I na tyle daleko, by nie chciało się codziennie „wisieć im nad głową”...

co jednak gdy „budowa domu” zostanie przerwana. Śmierć, wypadki losowe a nawet rozstania i rozwody są spotykane na tym świecie. Nikt nie może być pewien, że ich uniknie. Co wtedy z rozpoczętą a niedokończoną „budową”? Raczej nikt nie chce pozostać sam do końca życia.

Pozostają dwa rozwiązania. Pierwsze to dalej samodzielnie „pielęgnować i upiększać budowę” licząc na znalezienie partnera którego można by „wcisnąć w ramy” pozostałe po poprzednim partnerze. Zrobić z niego niewolnika przeszłości. Wspaniale to parodiuje jeden z epizodów filmu Leona Jeannot „Człowiek z M3”, ze wspaniałą rolą Bogumiła Kobieli. Można również porzucić „budowę” i poszukać miejsca w „domu” partnera będącego w podobnej sytuacji. Co prawda grozi to podobnymi konsekwencjami jak w poprzednim rozwiązaniu. Można jednak trafić na partnera z następnego rozwiązania. Przecież można tylko „pielęgnować budowę” na tyle by nie stała się całkowitą ruderą. W międzyczasie poszukać partnera z którym wspólnie zacznie się „przebudowę”, dostosowując ją do wspólnych upodobań i wymagań. Dalej prowadzić „budowę” w ramach wspólnego współpartnerstwa. To chyba najlepsze wyjście z takiej sytuacji. To co zaakceptuje partner, zostawić. Resztę zaś „przebudować” i uzupełnić tym co partnerom będzie odpowiadać…

gdzie jednak szukać następnego partnera. Uwagę swoją skupię na dość kontrowersyjnym (nawet dzisiaj) przykładzie. To kandydat na partnera który jest jeszcze w jakimś związku. Lub „mieszka w domu” gdzie mocno jest kultywowana pamięć dotychczasowego „gospodarza”. Jeżeli kandydat na partnera czuje się w pełni szczęśliwy, lepiej odpuścić. Co jednak gdy sam kandydat czuje się nieszczęśliwy i chciałby odmienić swój los? Zwłaszcza gdy odpowie uczuciem na uczucie? Wejście na miejsce dotychczasowego „gospodarza” grozi zostaniem „trędowatym”. Zresztą zabranie go do siebie, również może jego postawić w roli „trędowatego”. Jest kilka bardzo ważnych czynników, które oboje musicie spełnić, jeżeli już zdecydujecie się na takie rozwiązanie. Po pierwsze, trzeba zrobić wszystko co możliwe, by partner poczuł się pełnoprawnym gospodarzem i „współwłaścicielem” nowego związku. Po drugie, to Waszym obowiązkiem jest obrona partnera przed własną rodziną. Nigdy nie może dojść do sytuacji, że Wasz partner będzie musiał z nimi walczyć o swoje miejsce u Waszego boku. To Wy musicie o to walczyć, nawet z najbliższymi osobami. Wiem o czym piszę, ponieważ miałem już taką sytuację i wyszedłem z niej „obronną ręką”. Żona niestety, w pewnym momencie zawiodła. Dotyczy to również dzieci z poprzedniego związku. One kiedyś dorosną, założą własne związki i „pójdą w świat”. A to Wy zostaniecie, sam na sam, ze szczęśliwym i ukochanym, albo nieszczęśliwym i/lub znienawidzonym (oby nie) partnerem. Totalna gehenna na stare lata. Nie życzę takiego rozwiązania nikomu. Tego nie zrekompensuje żaden majątek, żadne skarby świata. Nie zrekompensują przyjaciele ani społeczeństwo. Nawet rodzina czy dzieci. A jeszcze oskarżać będą, że to Wasza wina…

pozostaje jeszcze kwestia kiedy zdecydować się na nowy związek. Wielu uważa, że istnieje ograniczenie wiekowe, po którym nie warto „startować od nowa”. Sądzę, i wierzę w to, że jest to błędne przeświadczenie. O swoje, i partnera szczęście warto walczyć w każdym wieku. Owszem, im człowiek starszy tym mniejsza szansa na długotrwały związek. Jednak czy los jest dużo łaskawszy dla młodych, a okrutny dla starszych? Nie sądzę. Gdy byłem dzieckiem i młodzieńcem zawał serca był raczej rzadkością wśród sześćdziesięciolatków. Wśród pięćdziesięciolatków był wręcz ewenementem. Dziś zawał serca dotyka również młodych ludzi, a nawet dzieci. Śmierć nie ma litości i nie patrzy na wiek ludzi po których przychodzi. Ryzyko przedwczesnej śmierci dotyka każdego z nas. To ryzyko ponosimy w każdym wieku, w którym zakładamy związek partnerski...


©

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz