* czasami słowa zrównują ze sobą wartości które nigdy nie powinny być sobie równe... i wtedy potrafią krzywdzić... nawet zabić, dosłownie...
"Adoptować psa..."
Dziś rano widziałem w TV
Coś co może spełnić psie sny.
Do schroniska ekipa przyjechała,
Wszędzie sprzęt porozkładała.
Bezdomne pieski pokazuje,
Wśród nich, pogodę prezentuje.
Gdzie dziś słońce, i gdzie śniegi.
Komu parasol, a komu pepegi.
W prezentera wierzy się słowa.
A więc zaczyna się akcja nowa,
By oglądalność podnieść w górę
I wypełnić uczuć do psów dziurę.
Wszystko zapięte, wszystko gra.
Hasło w eter - "Adoptuj psa".
Dla siebie i żony, syna lub córki.
Cieszą się Sunie , cieszą i Burki.
Wieczorem, w drodze z kościoła.
"Aport" za chłopcem, ktoś woła.
Dawni koledzy rzucają mu kije.
Tłum koleżanek z radości wyje.
Świetna zabawa, dobra zgrywa,
Nikt tego zajścia nie przerywa.
Oni radośni, on zszokowany.
Wina jego w tym, że adoptowany.
Cóż z opowiastki tej wynika,
Jakiż morał z tego wierszyka
Nim dobry pomysł, wymyśli głowa.
Weź odpowiedzialność za słowa.
Czy słowa mogą ranić ?. Czy odpowiedzialność mediów za słowa ma tak duże znaczenie ?
Owszem, same słowa, pojedynczo zapisane lub wypowiedziane, niewielkie znaczenie mają. Jakieś tam ogólne i jednoznaczne przesłanie mają, z którym w większości się zgadzamy. Jednak gdy zaczynamy układać z nich zdania, całe wypowiedzi - zaczynają żyć. Przekształcają się w rylec rzeźbiarski, który kształtuje ( w mniejszy lub większy sposób ) podglądy i psychikę innych. Stają się jak kosa która raz kosi zboża ( z korzyścią dla ludzi ), to znów kosi trawę dla zwierząt, to znów "krwawo kosi" niszcząc wszystko w koło...
... być może jestem przewrażliwiony na tym punkcie, lecz dlaczego powstał ten wiersz? Właśnie ze względu na to słowo - ADOPCJA. Z jednej strony akcja pełna humanizmu, godna poparcia i rozpropagowania. Wszak zwierzęta, w tym i psy, są ( w dużym stopniu ) zależne od Nas. Jesteśmy "panami" tej planety, korzystamy ze wszystkiego a więc i wszystkim musimy się opiekować. Jak dobry gospodarz - tak z racji religijnych ( "Bóg" dał taki przykaz ), jak i z racji moralnych, humanistycznych i każdych innych. Jednak te uczucia nie są uczuciami najwyższymi, zawsze stoją niżej w stosunku do człowieka. U ludzi dobrych i humanitarnych tej różnicy nie widać na co dzień. Po prostu brak sytuacji ekstremalnych więc po co mam zwierzęta traktować gorzej niż siebie samego i innych ? Jednak są ludzie ( dużo ich ) którzy tą różnicę podkreślają w codziennym życiu, traktują zwierzęta bez godności jako jakiś odpad. To właśnie oni są sprawcami tych wszystkich katuszy zwierząt, o których tak głośno ostatnio w mediach...
... z drugiej strony prowadzi się akcje na rzecz pokrzywdzonych losem dzieci. Pochyla się nad ich zdrowiem i warunkami bytowymi. Propaguje się "domy rodzinne" i adopcję. Wszystko dla ich szczęścia. Pełno tych akcji w mediach. I nagle, te same media, jednym słowem, zrównują los dzieci z losem zwierząt. Skoro jedne i drugie można "adoptować" to jaka różnica między nimi. Między zwierzętami i dziećmi "niechcianymi". Boję się, a właściwie jestem o tym przekonany, iż u ludzi - o niższym wskaźniku humanizmu - zacznie się rodzić pewien tok myślenia. Skoro zwierzęta są gorsze, skoro można je "adoptować", to i wszystko co adoptowane jest gorsze. A więc i adoptowane dzieci. Dlaczego więc nie rozładować na nich swych frustracji, zwłaszcza gdy nie ma pod ręką psa by się na nim "wyżyć". I tak już te dzieci maja "przechlapane" - w końcu są gorsze bo nie maja własnych, genetycznych rodziców ( a tylko tacy rodzice się liczą, podobno - przynajmniej dużo osób tak się zachowuje ). A tu jeszcze jeden "kamyk do ogródka". One są adoptowane jak psy, czy inne zwierzęta. I tutaj rodzi się niebezpieczeństwo, media i ludzie sami sobie "strzelają samobója" w meczu o dobro i zło, o humanizm i zezwierzęcenie. A najgorsze, że jeszcze biją sobie brawo. Przecież miłość do zwierząt to taki dobry i szlachetny cel...
... nie na darmo wskazałem dzieci jako dręczycieli, nie są takie złe. Jednak są bardzo bezpośrednie i od razu wprowadzają w czyn poglądy widoczne w ich domach i otoczeniu. Dorosły człowiek, często inaczej myśli, inaczej czyni. Przynajmniej tak długo jak sam się nie zetknie z problemem, jak długo ten problem mu nie przeszkadza w jakiś sposób. Dzieci są inne, od razu myśli przekuwają w czyn. Dlatego tak często krzywdzą kolegów, choć rodzice się zarzekają, iż ich tego nie uczyli. Nie musza ich do tego zachęcać, wystarczy że o tym mówią. Wystarczy, są autorytetami dla swych pociech...
... Pozdrawiam i miłego dnia życzę...
... być może jestem przewrażliwiony na tym punkcie, lecz dlaczego powstał ten wiersz? Właśnie ze względu na to słowo - ADOPCJA. Z jednej strony akcja pełna humanizmu, godna poparcia i rozpropagowania. Wszak zwierzęta, w tym i psy, są ( w dużym stopniu ) zależne od Nas. Jesteśmy "panami" tej planety, korzystamy ze wszystkiego a więc i wszystkim musimy się opiekować. Jak dobry gospodarz - tak z racji religijnych ( "Bóg" dał taki przykaz ), jak i z racji moralnych, humanistycznych i każdych innych. Jednak te uczucia nie są uczuciami najwyższymi, zawsze stoją niżej w stosunku do człowieka. U ludzi dobrych i humanitarnych tej różnicy nie widać na co dzień. Po prostu brak sytuacji ekstremalnych więc po co mam zwierzęta traktować gorzej niż siebie samego i innych ? Jednak są ludzie ( dużo ich ) którzy tą różnicę podkreślają w codziennym życiu, traktują zwierzęta bez godności jako jakiś odpad. To właśnie oni są sprawcami tych wszystkich katuszy zwierząt, o których tak głośno ostatnio w mediach...
... z drugiej strony prowadzi się akcje na rzecz pokrzywdzonych losem dzieci. Pochyla się nad ich zdrowiem i warunkami bytowymi. Propaguje się "domy rodzinne" i adopcję. Wszystko dla ich szczęścia. Pełno tych akcji w mediach. I nagle, te same media, jednym słowem, zrównują los dzieci z losem zwierząt. Skoro jedne i drugie można "adoptować" to jaka różnica między nimi. Między zwierzętami i dziećmi "niechcianymi". Boję się, a właściwie jestem o tym przekonany, iż u ludzi - o niższym wskaźniku humanizmu - zacznie się rodzić pewien tok myślenia. Skoro zwierzęta są gorsze, skoro można je "adoptować", to i wszystko co adoptowane jest gorsze. A więc i adoptowane dzieci. Dlaczego więc nie rozładować na nich swych frustracji, zwłaszcza gdy nie ma pod ręką psa by się na nim "wyżyć". I tak już te dzieci maja "przechlapane" - w końcu są gorsze bo nie maja własnych, genetycznych rodziców ( a tylko tacy rodzice się liczą, podobno - przynajmniej dużo osób tak się zachowuje ). A tu jeszcze jeden "kamyk do ogródka". One są adoptowane jak psy, czy inne zwierzęta. I tutaj rodzi się niebezpieczeństwo, media i ludzie sami sobie "strzelają samobója" w meczu o dobro i zło, o humanizm i zezwierzęcenie. A najgorsze, że jeszcze biją sobie brawo. Przecież miłość do zwierząt to taki dobry i szlachetny cel...
... nie na darmo wskazałem dzieci jako dręczycieli, nie są takie złe. Jednak są bardzo bezpośrednie i od razu wprowadzają w czyn poglądy widoczne w ich domach i otoczeniu. Dorosły człowiek, często inaczej myśli, inaczej czyni. Przynajmniej tak długo jak sam się nie zetknie z problemem, jak długo ten problem mu nie przeszkadza w jakiś sposób. Dzieci są inne, od razu myśli przekuwają w czyn. Dlatego tak często krzywdzą kolegów, choć rodzice się zarzekają, iż ich tego nie uczyli. Nie musza ich do tego zachęcać, wystarczy że o tym mówią. Wystarczy, są autorytetami dla swych pociech...
... Pozdrawiam i miłego dnia życzę...
[Copyright]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz