W świetle rampy, na cyrku arenie,
Ludzi i zwierząt występują cienie.
W śliczne pióra przybrane, i szatki.
Chwilą wolni, z zakulisowej klatki.
Znów z natury własnej, role grają,
Kimś innym niż są, siebie udają.
Tu małpa, wraz z nią klaun błazen,
Naśladują postacie swych marzeń.
Tutaj zwierzęta, a z nimi ludzie,
Pot wylewają, na areny ułudzie.
Dla widowni zapełnionej papugami,
Te pawie udają, choć są sługami.
Sługami na pasku igrzysk i chleba,
Tutaj stoją, u bram złudnego nieba.
I tak to dziś, cyrk radością żyje.
Licząc że nikt sekretu nie odkryje
Tu widownia z areną, pełna swawoli,
Zapomina o swej gorzkiej niewoli.
I tylko zza kulisowej, ukrytej oddali,
Czuć zachłanny wzrok, właścicieli.
Bo choć to nieliczna bardzo grupa.
To ich karmi widz, cyrkowa trupa.
Oni sznurki pociągają niewidoczne,
Byleby tylko, wzrosły zyski roczne.
Złota, diamentów wciąż za mało,
Może trupa, obedrzeć by się dało.
Nad korytem z cieni, bydlęcy kat,
To zwierzęcych żądz, ich świat...
Nielicznym złoto, reszcie wesoło,
Kręci się orwellowski cyrk w koło.
... dziś taki drobny komentarz do polityki... i komentarz chyba zbędny... wiersz z lat 2005-2006... jeden z dwóch jakie ostały się z tamtego okresu... i wciąż aktualny...
[Copyright]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz