Dziś może o dziecięcych zabawach. Nie koniecznie tych najwcześniejszych. Od czego by tu zacząć. Chyba od tych spontanicznych, organizowanych przez nas samych, bez dużuch nakładów i jakiś skomplikowanych zabawek.
Z najwcześniejszych to chyba "zabawa z kółkiem" . Kiedyś bardzo popularna, na tyle że nawet powstała piosenka o tej zabawie. Czy ktoś jeszcze pamięta taki mały przebój Czerwono- Czarnych ( a może Niebiesko-Czarnych, oba zespoły istniały ) i chyba Kasi Sobczyk - "Piosenka z kółkiem". Kasię to jeszcze dużo ludzi pamięta, ale piosenka i oba zespoły jakoś odszedły w niepamięć. A sama zabawa nie była skomplikowana. Wystarczyła stara "rawka" z roweru i jakiś kijek. Kijkiem toczyło sie kółko i można było tak ganiać godzinami.
Co następnego ? To chyba "skuwany" , taka odmiana szkolnej gry zwanej "dwa ognie". Wymagała tylko piłki a i ilość uczestników mogła być znacznie ograniczona. Wystarczały nawet trzy osoby. Dwójka, na krańcach wyznaczonego pola, rzucała piłkę tak by trafić kogoś w środku pola. Trafiony zamieniał rzucającego. Była też odmiana bardziej prywatna, nasza podwórkowa a raczej ogrodowa. Całe "towarzycho" wchodziło na wysoką papierówkę ( odmiana jabłoni, jakby ktoś nie pamiętał lub nie wiedział ). Jeden z nas zostawał pod drzewem i rzucał, lub częściej kopał piłkę w górę. Kto dostał piłką schodził na ziemię. Powie ktoś, niebezpieczna zabawa. Owszem, dziś pewnie rodzice by posiwieli ze zgrozy, ale jakoś nie pamiętam przypadku by ktoś spadł z drzewa. Tylko sąsiedzi patrzyli jakoś "spod byka", no i piłka szybko sie kończyła.
Następna zabawa z piłką to "wywoływany". Taka mieszanina "berka" i "skuwanego". Wylosowany uczestnik wchodził w kąg utworzony przez uczestników. Wymawiał "magiczne" słowa - "... wywołuję, wywołuję, wywołuję.." - tytaj mówił czyjeś imię i wyrzucał piłkę jak najwyżej w górę. Wywołany musiał chwycić piłkę i krzyknąc "...raz,dwa, trzy, stój..." . W między czasie, pozostali rozbiegali się jak najdalej. W momencie okrzyku "stój" trzeba było sie zatrzymać i pozostać w pozycji w jakiej zastał nas okrzyk, pod żadnym pozorem nie wolno było odrywać nóg od ziemi. Wywołany miał prawo zrobić trzy kroki ( częściej skoki ) w stronę wybranej osoby i starać się ją trafić piłką. Jeżeli nie trafił lub ktoś chwycił piłkę, to rzucający wywoływał. Przegrywał ten kto najwięcej razy wywoływał.
Pozostałych zabaw jak "berek","chowany" czy inne nie będe opisywał. Zna je i dziś każde dziecko. Były też skakanka i "gumy", zabawy raczej typowo dziewczęce, ale skoro wychowywałem sie raczej z nimi niż chłopcami ? Z kolegów nikt mnie w te gry nie potrafił pokonać, a i wiekszość koleżanek miała duże problemy by być lepszymi.
A co w czasie deszczu ? Ooo... tego też było dużo. A więc warcaby, bierki i karty. W tych ostatnich to "wojna", "tysiąc", "oczko". Póżniej był i "poker", "remi-brydź", "makao" i wiele innych. No i wiele zabaw do których nie trzeba było nic, lub prawie nic. Np. gra w "zielone", trzeba było mieć tylko coś zielonego przy sobie. Albo w "atramen", nie pamiętam jak się w to grało ale też polegało na posiadaniu jakiejś rzeczy w konkretnym kolorze. W większości gier i zabaw przegrywający musiał wykonać coś konkretnego np. wejść do ciemnej piwnicy, lub coś oddać lub czymś się podzielić.
Na tym chyba skończę. Tych gier i zabaw było dużo więcej. Kiedyś jeszcze wrócę do tego. ale to może przy okazji tematów szkoły czy sportu. Część z nich kojarzy sie właśnie z innymi tematami, część pojawiała sie nagle i tak samo znikała.
Spadam. Czas się przygotować do wyjazdu. Dziś drobny kurs, jakieś 60 kilometrów w obie strony. Lecz jutro wyjeżdżam na trzy dni. Trochę kilometrów zrobię, i autokarem i na pieszo. Jeżeli tylko nie będzie padać to góry Świętokrzyskie sa piękne o tej porze roku.
Pa.
~Irracja ©
[Copyright]
Nie potrafiłem sobie wyobrazić domu rodzinnego, ale jak dotąd ogólnie czytało się dobrze. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPaladin
Nie potrafiłem wyobrazić sobie domu rodzinnego, ale jak dotąd ogólnie czytało mi się dobrze. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPaladin