Bo co tak naprawdę o tym decyduje. Wszyscy mówią, rodzi się dziecko, trzeba dojrzeć i podjąc wyzwanie. Stać się odpowiedzialnym, zbudzić uczucia ojcowskie. Czy to naprawdę takie proste? Wystarczy tylko akt urodzenia ? Wystarczy tylko powiedzieć sobie "...jestem ojcem..." ? Czy napewno wystarczy to aby pojawiły się uczucia, troska i miłość rodzicielska ? Jak to było u mnie ?
Jak tak spojrzę wstecz to, to nie była ani łatwa ani krótka droga.
Miałem 23 lata jak poznałem córkę. Chyba moją córkę, tak sądziłem do niedawna. Miała 7 lat. Dziwne to no nie. ale to wina Breżniewa. Gdyby nie to że był w lipcu 1974 roku w Polsce, gdyby nie to że był wtedy "międzynarodowy spęd harcerstwa i pionierów" to pewnie nie zacząłbym tak wcześnie przygody z seksem. Pewnie rok później nie zostałbym mężczyzną bo na pewno bym uciekł. Urodziwy nigdy nie byłem, ale wygląd, zachowanie i styl ubierania sprawiał że wszyscy dawali mi z jakieś 4-5 lat więcej. Paranoicznie, teraz nikt nie wierzy że mam tyle lat, wszyscy oceniają mnie na 5-10 lat mniej. Ale nie o tym ten post...
No więc miałem 23 lata. Rok wczwśniej wróciłem do pracy po wojsku ( ponad 2,5 roku w Warszawie i okolicy też swoje zostawiło w życiu i na psychice ). I od razu szok... Drugi raz spotkałem tę samą kobietę. Teoretycznie nigdy nie powinniśmy się drugi raz spotkać. I znów swoje piętno na życiu wywarła polityka. Gdyby nie ona to pewnie nigdy by nie przeniosła się do pracy do miasta oddalonego o kilkanaście kilometrów dalej od miejsca zamieszkania. Ale przeniosła się, a ja musiałem wrócić do starego zakładu pracy, i ...zostałem. Początkowo obchodziliśmy się z daleka, lecz coś zaiskrzyło. Dla mnie była "tą pierwszą". Nie, nigdy nie rozmawialiśmy wprost o tym co było wcześniej. Tylko jakieś pytania "...czy myśmy sie wcześniej nie spotkali...", jakieś przypadkowe odwiedziny w tym pamietnym miejscu. Nawet rozmowy o tym co się z nami w tamtym okresie działo, ale nigdy nie było bezpośredniej rozmowy. Wystarczyło przypuszczenie, pobieżne liczenie miesięcy - tak zgadza się, to jest możliwe. Wystarczyło że pozwoliła mi w to wierzyć. Ale czy już wtedy zaczęło się "ojcostwo" ? Przecież nie figuruję w "akcie urodzenia", nigdy nie kąpałem i nie przewijałem. Nigdy nie tuliłem i nie kołysałem, nie byłem z nim od samego początku. Więc czym jest ojcostwo, czym jest dla mnie ?
No właśnie, czym jest ojcostwo dla mnie. Co sie wtedy czuje i przeżywa, co widzę i słyszę gdy sięgam pamięcią wstecz ? Ano, różne fragmenty i różne uczucia.
Słyszę wspomnienia z dzieciństwa, tak realne jakbym był przy nich. Jak się bawiła i jak zachowywała. Jak uciekała do budy psa który był jej najlepszym przyjacielem. Jak woziła karabiny z drzewa zamiast lalki, jak ganiała z chłopcami - taka mała chłopczyca. Jak wolało suchy chleb z zielonym ogórkiem lub smalcem, tak bardzo aż w szkole zainteresowali się czy w domu nie ma biedy. Jak z ręką w gipsie głaszcze rower, przyczynę tegoż gipsu, i cicho szepcze "... jeszcze cię ujeżdżę...". Wiem skąd jest mała, ledwie widoczna blizna naznaczona kawałeczkiem pozostałej szlaki. Pierwsze pytania o świat, nawet to pierwsze intymne o "miesiączek".
Widzę dziecko ukryte za moim fotelem i przekomarzające się ze mną jak z nikim dotychczas.
Czy wiecie ile dziecko może przekazać uczuć dłonią ? Mała dziecięca dłoń zamknieta w dużej, ojcowskiej ręce podczas nocnej wędrówki do schroniska. Pełna strachu i obawy, a jednocześnie pełna ufności i ciekawości przygody. A ten błysk w oczach, to pełne zachwytu wciągnięcie powietrza, gdy w świetle latarki ujrzało pierwszy raz salamandry. Nie, nie jedną lecz dziesiątki jak nie setki.
Czy wiecie jak smakują rozmowy o wszystkim. O szkole, o pracy, o chłopcach i pierwszych miłościach. Nawet o tym co przeważnie mówi sie tylko matce. Czy wiecie jak to jest gdy przyszły zięć przychodzi was pytać co ma zrobić by zdobyć serce waszego dziecka. Czy czuliście ścisk gardła i łzy w oczach gdy błogosławiliście dziecko na nowej drodze życia. A oczekiwanie na wnuka i jego urodziny, a wiadomość o następnym wcześniej niż matka ?
Tak, pamiętam, czuję, słyszę i widzę to wszystko. To wszystko oraz dużo, dużo więcej... To własnie jest moje ojcostwo. I wtedy nie ważny jest "akt urodzenia", nie ważna pewność że ono moje czy nie. Bo prawdziwe ojcostwo, a bardzo w to wierzę, to strach i radość. To codzienne kłopoty i szczęścia. To przeszłość i przyszłość, to pamięć tego co było i nadzieja na to co przyjdzie. To życie i uczucia, uczucia i jeszcze raz uczucia...
Właśnie uczucia. Tego nie zapewni żaden papier, żadna genetyka. Nie zapewni też, żadna wdzięczność czy "obowiązek moralny". Nawet zachowanie czy prośby matki nie zapewnią tego. Ani przyrodzone czy przyznane "prawa rodzicielskie". Tak własnie, przyznane. Bo ojcem można być również gdy jest się tylko "ojczymem". Wystarczy tylko nim chcieć być, pokochać dziecko.
I tego nie może zabronić żadne prawo... nawet to które przewiduje pełne prawa rodzicielskie tylko rodzicom naturalnym. Bo takie prawo krzywdzi wszystkich. I tych którzy chcą adoptować dziecko, i tych którzy chcą stworzyć rodzinę z samotną matką, i wiele innych.
A zwłaszcza dzieci, dzieci które nieraz bardzo tęsknią do rodziców. Rodziców którzy by je kochali... nawet jeśli nie są ich naturalnymi rodzicami.
[Copyright]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz