… jestem z pokolenia wychowanego pod komuną. Napiętnowany DDA, za własną, ludzi i losu przyczyną żyjący gdzieś na styku normalności i patologi. Dużo przeżyłem, jeszcze więcej widziałem. Nie wiele może mnie zaskoczyć i zdziwić. Lecz jedno zawsze mnie wkurza. To pycha, poczucie wyższości jednych nad drugimi…
… jadąc ostatnio autobusem, niechcący podsłyszałem pewną rozmowę. Rozmowę o wyższości ślubu konkordatowego nad innymi. Jaki to jest jedyny, uświęcony, etc, etc. Zabezpieczający przed wszelkim złem życia doczesnego, a zwłaszcza rozwodem. I uwierzcie, lub nie, naszła mnie przeogromna chęć zadać im kilka pytań. Dlaczego obrażają swoich, moich i innych rodziców i dziadków? Dlaczego uważają się za lepszych od nich? Czy uzbrojeni tylko w świadectwo ślubu konkordatowego wytrzymali by to co oni? Nie z przymusu kościoła i konkordatu, lecz dlatego, że czasami tak należy. Że wierzyli w to co robili. Że kiedyś popełnili błąd, którego konsekwencje później ponosili. A może zostali do tego zmuszeni, lub celowo wybrali poświęcenie dla innych…
… czy są lepsi od tych żyjących z gwałcicielem, czy ladacznicą? Bo dobro nienarodzonego dziecka i takie związki widziało. Ilu by wytrzymało z alkoholikami, damskimi bokserami, z niechcianym i niesatysfakcjonującym seksem. Ze znienawidzonym partnerem, z różnych powodów. I to bez ochrony państwa. Bez 500 plus i „niebieskich kart”. Z ostracyzmem porozwodowym, czy choćby z poczuciem grzechu. Bo dla ich przodków lepsze było bezpieczeństwo gwarantowane uczuciami, choć i to finansowe ważne była. Lepsze było bezpieczeństwo gwarantowane pewnością partnerskiej pomocy, niż horror beznadziejnego związku. Nie, nie są lepsi. A może i gorsi…
… bo czyż lepszym jest ktoś, kto wyrzeka się uczuć. Bezpieczeństwo to dziś przede wszystkim konsumpcjonizm. Ucieczka w bezuczuciowy materializm. Kiedyś były zdrady, spowodowane uniesieniami i uczuciami. Rozwody i nowe związki spowodowane zawodem w związku. Dziś jest bezuczuciowe „pogotowie seksualne”. Kiedyś ludzie wierzyli w to co robili. Dla wierzącego ważny był ślub kościelny, choć i tak musiał wziąć wcześniej cywilny. Dziś sam ślub kościelny, tak ważny dla ich rodziców, nie jest warty świętości. To musi byś nowy konkordatowy, wymyślony przez kościół. Gwarantowany nie przez wiarę, ale ustawy i władzę kościoła. Tak jakby przed innym Bogiem był zawierany. Z innej wiary wynikał, opartej na zakazach i nakazach kleru, a nie na wierze w Boga, jak u ich rodziców. To co kiedyś było grzechem dla jednych, tych wierzących. Albo szukaniem miłości i szczęścia dla innych, tych mało wierzących. To dziś jest normalką, grzech ustala ksiądz a nie wiara. Grzechem jest dziś tylko rozwód, resztę się rozgrzeszy. Oczywiście za cenę posłuszeństwa wobec kościoła. O zbawieniu dziś nie Bóg i wiara w niego decyduje. Dziś decyduje posłuszeństwo proboszczowi. Niejednokrotnie bardziej grzesznemu, niż ci którym rozgrzeszenie daje. Bóg został ubezwłasnowolniony…
… ale nie winię ich. Są tak samo ofiarami, ofiarami nastawionego na „władzę nad drugim człowiekiem” systemu. Systemu który celowo dzieli społeczeństwo na dwie kategorie. Tych którzy jeszcze potrafią samodzielnie myśleć i wierzyć. Wierzyć w uczucia, dobro, w Boga. Samodzielnie pomagającym innym. Niosącym miłosierdzie i dobro. I tych którzy to wszystko robią na rozkaz…
©
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz