Ludzie?.. ludzie moich pierwszych lat to sąsiedzi z rodzinnego domu. Resztę poznawałem później.
Kim oni byli ? Normalni jak na tamte czasy, z normalnymi problemami i radościami ludzi pracujących w zdominowanym przez komunę kraju. A jednak starali się żyć jakby nic specjalnego się nie działo. Czasem szorstcy lecz częściej ciepli i uśmiechnięci. Wszystkich dobrze pamietam i miło wspominam, choć zdaję sobie sprawę że wspomnienia zawsze wybielają i gloryfikują. A więc po koleii...
Za ścianą rodzina trójpokoleniowa. Seniorka rodu była znana niemal wszędzie w okolicy. To z jej pomocą niejeden z mieszkańców zaczął swoje ziemskie życie. Ja i moje rodzeństwo także. Skąd to jej zaangażowanie w urodziny innych ? Żadna tajemnica, była akuszerką czyli położną. W tamtych czasach bardzo ważna osoba w życiu wielu ludzi. Zwłaszcza w życiu kobiet, nie wszystkie rodziły w szpitalu. Dlaczego, nie pytajcie, nie wiem. Podobno znowu do łask wraca rodzenie w domu. Wraz z nią córka z mężem i trójka dzieci. Dwójka chłopców i dziewczynka.
Na poddaszu były dwa mieszkania. W obu rodziny dwupokoleniowe. I w obu dwójka dzieci, w obu też starsi chłopcy i młodsze dziewczęta w zbliżonym do mnie wieku. Zresztą, tak jakoś się składało że i w dalszej okolicy, w moim przedziale wiekowym dominowały dziewczęta. Siłą rzeczy wychowywałem się w "damskim" towarzystwie. Chłopcy byli albo znacznie starsi lub młodsi ode mnie.
Obie rodziny wniosły do mojego życia duży wkład, choć z różnych powodów. Mama Dorci była woźną w szkole obok domu. Sami rozumiecie co z tego wynikało. Cokolwiek bym zbroił czy dobrego zrobił w szkole nie mogło się ukryć przed rodzicami. Tak jakoś się składało że, czy to przedszkole czy obie placówki szkoły, zawsze był tam ktoś blisko związany z moją rodziną. Zresztą, mama krawcowa miała wśród klientali moje wychowawczynie i nauczycieli. Prawdę mówiąc nie musiałaby nigdy chodzić na wywiadówki, wywiadówki nieraz odbywały się u nas w domu. Zwłaszcza te które dotyczyły mnie i rodzeństwa.
Druga rodzina była "nie pełna", a właściwie pełna tylko nie było tam ojca lecz ojczym. To dało mi pierwsze lekcje miłości do "wszystkich" dzieci. Uczyło że nie genetyka i "akty urodzenia' sa najważniejsze ale miłość i chęć bycia rodzicem. Niestety, dało też pierwsze lekcje nie tolerancji ludzi . Prawdę mówiąc nie wiele tych przykładów ( zwłaszcza nie tolerancji ) pamietam. Bardziej dziś kojarzę tylko niektóre symptomy i zachowania, ale dało to mi jakieś podstawy światopoglądowe na późniejsze życie. Życie dużo mnie nauczyło na ten temat a nie tolerancja ludzka bardzo zaszkodziła, wręcz zniszczyła mi życie, zabrała córkę.
Ale to temat do którego wrócę później, muszę zachować jakąś chronologię.
I to tyle na ten temat. Pewnie jeszcze nie raz wrócę do nich. Przecież byli częścią mego życia. Na razie jednak nic więcej nie powiem. Nie powinno się, bez potrzeby naruszać czyjeś prywatności. Inaczej byłbym podobny do tych wszystkich "plotkar" ( obojga płci ) które zniszczyły nie jedno życie ludzkie. Moje również...
Spadam - Cześć.
~Irracja ©
[Copyright]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz