... koniec marca był już ciepławy, przynajmniej w porównaniu z resztą zimy... stan wojenny trwał już czwarty miesiąc, niedawno ściągnęli ich z instytucji. Byli nadterminowi i nie wiedzieli co z nimi zrobić, wiec wysyłali na miasto, na patrole. Zbliżała się 23.oo, szli wolno, z nogi na nogę, zastanawiając się czy dziś samochód się spóźni, czy też nie. Zwykle zabierano ich o północy, po czterech godzinach patrolu podczas którego mieli pilnować godziny milicyjnej. Nuda, czasami jakiś spóźniony przechodzień, zwykle z odpowiednim pozwoleniem. Zwykle zezwolenie mieli z pracy, lepiej nie pytać z jakiej. A dziś to już totalna klapa, rzucili ich na takie zadupie Warszawy, że hej... Tylko czekać północy i samochodu. W tym momencie podszedł do nich patrol milicji...
... "stójcie, stójcie." Czego te dupki chcą, lecz zatrzymali się. Mirek, dziś oficjalnie dowódca, wystąpił krok do produ. "Czego?" rzucił zaczepnie ( też za nimi nie przepadaliśmy). "Mamy zgłoszenie awantury domowej, tylko... że nas jest... dwóch" odpowiedzieli. No fakt, nikt ich nie lubił, jeszcze jakiś respekt miano dla żołnierzy, tylko... w tej okolicy to różnie może być. "A co nam do tego, wisi i nie bryka" , lecz obejrzał się do niego. Byli z jednego rocznika i razem zaczynali ten "burdel", dwa lata temu. No, jest okazja na rozrywkę, lekko skinął głową. "Dobra, ewentualnie..." Milicjantom ulżył, ostro ruszyli prowadząc do celu. Jakieś dwieście metrów dalej była kamienica, aż huczało na schodach, gdy weszli na klatkę... Hmmm... może być ostro, profilaktycznie wysunęli się przed "kociarstwo", nigdy nic nie wiadomo jak taki zareaguje, a raz już im skóra ścierpła. Bez mała, kiedyś jeden z "kotów" by wygarnął z broni, do pijanego "klienta"... ale to inna historia...
... milicjant głośno załomotał w drzwi. W środku przycichło, załomotał z pięści jeszcze raz. Otworzyła starsza kobieta, na widok milicji usta wygięła złośliwie, widać przyzwyczajona do takich wizyt. Już miała bluzgnąć, gdy zauważyła wojsko, zaskoczona zamilkła, takiej wizyty nie spodziewała się. Weszli do środka. "Pilnować drzwi, wy dwaj te na korytarz, trzeci te do pokoju" rzucił przez ramię. "Co "koty," nie było słychać?" dorzucił Mirek, poskutkowało. Do pokoju weszli w czwórkę, przodem milicja, za nimi ich dwóch. Widok był dość ciekawy, na środku pokoju podpita kobieta kłóciła się z jakimś osiłkiem. No, może mówić że kłócili się to za mało, jeszcze chwila a rozróba będzie godna "najlepszej meliny". W drzwiach do kuchni stał chłopak, jakieś 3-4 lata. "Co tutaj się dzieje, co to za awantura" odezwał się milicjant. Osiłek zamilkł, zaskoczony wojskiem, lecz nie kobieta. "A władza to będzie puszkować, czy używać?" - gwałtownie się odwróciła, podnosząc rękę z ostrymi paznokciami...
... widok wojska ją zaskoczył, co pozwoliło mu zrobić krok do przodu i chwycić za rękę. "Paniusia schowa te rączki, bo założę obrączki" - jak zwykle rymnęło mu się. "O kur..., "Poeta", to wojsko już też po mieszkaniach dziwek chodzi?" wypaliła "Puma". Bo przed nim stała "Puma", jedna z płatnych panienek warszawskich lokali. Jak zwykle harda i wygadana, jak większość z tych które od najmłodszych lat obracają się w środowisku żuli, alfonsów i reszty półświatka. Udał że jej nie zna, pchnął ją w ręce milicjantów. Sam stanął twarzą w stronę osiłka, to był "Rudy", jeden z ochroniarzy panienek. Niezły cwaniak, a słyszał, że i kizior. Podobno zawsze kosę miał w kieszeni, lecz tego nigdy nie sprawdzał, jakoś nie było okazji...
... "I co, rozwalamy melinę, czy opuszczamy gościnę" -spytał w końcu. "Halo, obywatelu, dokumenty poproszę" - odezwał się jeden z milicjantów. "Rudy" włożył rękę do kieszeni po dokumenty, lecz ich nie wyjął. Pewnie nawet nie miał przy sobie - "Panie władzo, o co te nerwy, małe nieporozumienie wyszło, ot co" zaczął dyskusje mająca na celu wymiganie się od spisania, jego akta i tak obejmowały już kilka tomów. A teraz, w stanie wojennym, to i nie wiadomo gdzie takie zapiski trafią. Chwilę podyskutował, jakiś dokument pokazał i bez spisywania opuścił lokal. Nawet się nie obejrzał, choć pewnie chciał, "Puma" nie odpuszczała, gdy wypiła z dwa głębsze jej hardość i arogancja rosła, i dalej nawijała. "No po co to wszystko, władzunia pogłaszcze kotka i będzie dobrze. Synuś, pokaż gdzie mamusia ma kotka". Malec podszedł i dźwignął jej kieckę, pokazując z uśmiechem, maminego "kotka". Trochę zszokowany, lecz i z lekkim zaciekawieniem obserwował jak sobie milicjanci radzą z "Pumą". W końcu ją jakoś "spacyfikowali", spisali protokół i ruszyli do wyjścia - "I spokój ma być, bo jak wrócimy to..." - rzucili groźbę na odchodnym. "A to władza chce wrócić, czy wojsko? Bo jak to drugie to i miło by było" - "Puma" próbowała jeszcze zażartować, lecz jej wzrok oparł się na nim, tak jakby do niego te słowa były skierowane. Jeden z milicjantów pogroził palcem "Pumie", drugi machnął zrezygnowany ręką i wyszli...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz