Szukaj na tym blogu

Translate

Krótko o blogu

Ten blog powstał z połączenia dwóch innych - to impuls serca i duszy, jego wściekłości. Miałem zamiar go skasować, ale chyba się jeszcze przyda. Kiedyś jeden mądry człowiek powiedział "Nie rób głupot z wściekłości, lepiej krzycz" Więc czasem będę krzyczał, właśnie tutaj.

********************************************************
Nie wiem kogo i dlaczego może zainteresować ta opowieść. Opowieść różna - czasem ciekawa, częściej nudna- czasem romantyczna, częściej głupia i prozaiczna - czasem szczęśliwa, częściej do bani, wręcz nieszczęśliwa - taka jak życie... moje... i większości Tych, którzy tu trafią... zajrzą i przejdą jak powiew nowej wiosny obok marnej kupki brudnego śniegu zimy... przebrzmiałej zimy.


Nie wiem, po co to piszę. Nie piszę ku uciesze gawiedzi, nie piszę ku żadnej przestrodze - ani współczesnych, ani potomnych ludzi. Piszę bo muszę, bo mam taką wewnętrzną potrzebę, bo chcę pisać, bo chcę ułożyć sobie własne myśli, a to jest najlepszy dla mnie sposób.


Piszę więc ten blog wyłącznie dla siebie. No, może jeszcze dla córki, Blusika i... mojej kochanej Agnieszki, a zwłaszcza... BOŻENKI - ISKIERKI. Tylko im to dedukuję...
https://www.cytaty.info/autor/irracja.htm

08 sierpnia 2011

"Szybkie... zakupy"...

... od samego ranka, od ósmej gdy wstali, krzątali się, całą trójką po mieszkaniu. Choć dzień nie sprzyjał temu - połowa lipca dawała się w znaki swym skwarem - urządzili wielkie sprzątanie. Pewnie by sie tak nie śpieszyli gdyby nie obiecali córce wyjścia na Błonia. Już w zeszłą sobotę mieli iść, lecz drobny deszczyk ich wystraszył. No więc dziś trzeba dotrzymać słowa danego dziecku. Zresztą, nawet lepiej, dziś jest impreza letnia na Błoniach. Będzie weselej i ciekawiej...
... czuł sie podekscytowany tą krzątaniną, zresztą nie tylko. Luźnawy fartuch żony co chwila ocierał się o jego nagie łydki, lub gołe ramiona, powodując lekkie dreszcze. Trochę czasu minęło od ostatniej kolacji ze świecami i winem. Mieszkanie małe, a dziecko jak to dziecko, przecież nie wygonisz. Wtedy została na weekend, u starszej, zamężnej siostry. Znów się tam wybiera, lecz to dopiero za dwa tygodnie. Przez rok szkolny jakoś sobie radzili, zawsze te dwie godziny wygospodarowali. Znowu otarła sie o niego, sięgając po sól. "Uważaj trochę" - burknął...

"A co podniecasz się" -szepnęła konfidencjonalnie - "Nawet nie wiesz jak chciałabym teraz być sam na sam, może wyślemy Olę do koleżanki?" Popatrzył na żonę, "No wiesz, a słowo? Nie wybaczyłaby tak szybko"... Żona szykała czegoś w szafkach, "Ola, dziecko, skończyła się sól i maga. Może skoczysz do sklepu, odpoczniesz trochę od odkurzacza?" "Co ona kombinuje" - pomyślał. Trochę jeszcze jest, do poniedziałku wystarczy. A do sklepu i tak blisko, raptem w sąsiednim bloku, jak nie będzie kolejki, a nie powinno być, to za kwadrans będzie z powrotem. Całą drogę pewnie pobiegnie, podminowana obiecanym wyjściem...

... "Mamy z pół godziny czasu" - rzekła żona gdy zamknęły sie drzwi za córką. "Eee, raczej kwadrans, pewnie pobiegnie cały czas" - na korytarzu było słychać szybkie przebieranie nóg córki. Był trochę zdziwiny, nigdy nie lubiła tzw."szybkich numerów". Od czasu narzeczeństwa nie robili tego, a i wtedy nie wychodziło im, zawsze czuli niedosyt i skrępowanie. Szarpnęła drzwi łazienki, aż uderzyły z rozmachem w ścianę. "Aaa, co mi tam"... pomyślał. W biegu przekręcił Yale w drzwiach i nogą właczył odkurzacz, ściagając jednocześnie koszulkę "polo". Pralka aż jękneła, uderzając w ścianę, pod ich naporem. "Cholerka, byle tylko wąż od wody nie pęknął" - pomyślał. Resztę myśli zagłuszył silny dreszcz ciała, jej dłoń przebiegła umiejetnie po jego grzbiecie. Sięgnął dłonia do jej czułych miejsc. Niegasnące uczucie i duża znajomość siebie wzajemnie szybko rozszalała ich... "potężny sztorm uderzył w klify wybrzeża"...

... pięć minut później mył ręce, wilgotny ręcznik zapewnił szybką minimalną higiene i wylądował w bębnie pralki. "To było boskie" usłyszał za sobą. "Lepsze niż świece i wino?" spytał, odpowiedział mu tylko pomruk zadowolenia. "To może zrezygnujemy z takich wieczorów?" uśmiechnął się. "Nie ma głupich, nie bądź taki hej do przodu, nie zrezygnuję z pieszczot" - klepnęła go w ramię, jakby klapsa wymierzając - "zresztą nie wierzę byś chciał, lubisz być dopieszczony... ojjj, lubisz"... Filuterne ogniki porozumienia pojawiły się w ich oczach. Wyszła z łazienki, dopinając guziki fartucha, wyłaczyła odkurzacz i siadła na kanapie. Cała zdyszana i spocona. Z drżącymi jeszcze udami, czyjąc ostatnie motyle w brzuchu, przekręcił Yale i wszedł do kuchni...

... ledwo zaczął znów obierać ziemniaki, na korytarzu usłyszeli tupot nóg i w drzwiach stanęła Ola. Cała zdyszana -"Jestem, ale puchy w sklepie, a tobie co jest mamo?"
"A duchota taka, dawaj zakupy i bierz się za kurze. Idę nastawić pranie i odświerzyć sie pod prysznicem" - no tak cwano sie urządziła pomyslał. "A ty kończ te ziemniaki, i też pod prysznic. Cały od potu, czymżeś się tak zmachał, tymi kilkoma ziemniakami?" Hmmm... nie zapomniała o nim, a już się zastanawiał jaką wymówkę wymyślić. Z pokoju usłyszał krzątanie córki - "No córuś" - pomyślał - "chyba będziesz częściej robiła samodzielne zakupy. Mama zadba o to, a tatko... a tatko..." - uśmiechnął się pod nosem, ostatni ziemniak chlupnął do garnka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz