Portal literacki
(drugie
spotkanie, rynek Skierniewicki, początek czerwca AD 2023)
-
„Alarm
dla łączników… alarm bojowy dla łączników…” -
… głośny
krzyk podoficera dyżurnego wyrwał ich ze świetlicy. Od kiedy
zostali wyznaczeni na łączników, takie alarmy zdarzały się dwa,
trzy razy dziennie. Wszystko w ramach treningu, by w czasie poniżej
dwóch i pół minuty, stawić się przed wartownią i biurem oficera
dyżurnego, niedaleko bramy głównej koszar. Normalnie, przy zwykłym
alarmie, nie mieli problemu. Dobiegali w czasie trochę ponad minutę.
Gorzej, gdy ogłaszano alarm bojowy. Za pierwszy razem, nim pobrali
ładownice (bez magazynków) oraz bagnety, zajęło im to ponad pięć
minut. Broń również zostawała w magazynie broni. Taki rozgardiasz
wtedy powstał taki, że nikt nie wiedział, co robić. Oj, dostało
się im wtedy. Reprymenda była konkretna. Grzegorz, który zawsze
nie bardzo potrafił powstrzymać język, a i nadmiernej estymy do
zwierzchników nie miał, wręcz wypalił.
-
„Następnym
razem, obywatelu kapitanie, zdążymy. Z drzwiami i oknem na
półpiętrze wyjdziemy, ale zdążymy”. -
-
„Jak
podoficer dyżurny ogłosi, że szef kompani płaci za straty, to nie
mam nic przeciwko temu”. - odrzekł
dowódca kompani.
-
„A
swoją drogą, ciekawa jest wasza teczka personalna, szeregowy.
Będzie z was dobry żołnierz, choć trochę powściągliwości by
się wam przydało. Pewnie w domu macie do czynienia z ludźmi raczej
na stanowiskach?”. -
dorzucił dowódca i nie czekając na jego odpowiedź, wszedł do
kancelarii kompani...
… na
sali wszyscy byli już rozluźnieni. Odpowiedź dowódcy, na słowa
Grzegorza, potraktowali jako żart.
-
„No,
no, Grzegorz. Ty to masz odwagę, takie, słowa do dowódcy kompani?”
- jednak
on nie był zbyt rozbawiony. Faktycznie, nie czuł strachu przed
ludźmi postawionymi trochę wyżej, niż on sam. Wśród klientek
jego matki, była uznaną krawcową, byli tacy ludzie. Rodzice
kilkoro jego kolegów było nauczycielami, a przecież nieraz ich
odwiedzał w domu. No i był czas, gdy bywał dość częstym gościem
na plebani, a ksiądz w społeczeństwie to był nie byle kto. Dla
nie zaś to byli zwykli ludzie, tylko obowiązki mieli bardziej
odpowiedzialne. Zastanawiały go jednak ostatnie słowa dowódcy. O
co mu chodziła z tą teczką personalną? Co chciał mu powiedzieć,
wspominając o nie. Przebywając wśród wspomnianych przez dowódcę
ludzi, nauczył się wyłapywać wypowiedzi, które mają drugie dno…

… do
magazynu broni wbiegali w wyuczony sposób, tak by nie przeszkadzać
sobie nawzajem.
… Grzegorz
znalazł się jako jeden z pierwszych w magazynie broni. Szybkimi
ruchami rąk zabrał pustą ładownicę i bagnet, do pasa przytroczy
już przed biurem oficera dyżurnego. Od wczoraj wiedzieli, że
dzisiejszy alarm jest połączony z wyjściem poza teren koszar.
Podekscytowany wybiegł, za kolegami w stronę wyjścia. Na schodach
zobaczył otwarte okno na półpiętrze, był ciepły dzień. Nie
wiele myśląc, wybił się z ostatnich trzech schodów i wylądował
na parapecie. W dół było jakieś półtora metra, na ziemi nie
próbował złapać równowagi. Wyuczonym ruchem przekulał się
przez ramię, by za chwilę stanąć na nogach. W szkole podstawowej
uczęszczał na zajęcia Judo, epizod trwał prawie szesnaście
miesięcy, póki sensei nie uciekł za granicę, tuż po egzaminie
na 4 kyu. Podniósł upuszczoną ładownicę i pobiegł w stronę
biura oficera dyżurnego. Kątem oka dostrzegł, że jego śladem
poszło kilku kolegów, w tym Mirek i Józek. Janusz musiał być
przed nimi. Oficer dyżurny już stał przed biurem, w ręku trzymał
zalakowane koperty. Jeszcze bardziej ich to skonfundowało. Gdy
wszyscy już ustawili się w dwuszeregu, rozdał koperty i spojrzał
na nich poważnie.
„Wiecie
co macie robić. W tył zwrot, do wykonania zadania rozejść się”
– rozkaz
był krótki, nie zastanawiając się, wybiegli z koszar… pierwszy
raz od początku służby, oficjalnie mogli to zrobić…
… do
miejsca zamieszkania zastępcy szefa sztabu, bo to jego łącznikiem
był, dobiegł w dwadzieścia minut. Zapukał, drzwi otworzyła mu
młoda dziewczyna, jeszcze podlotek. Gdy go ujrzała, odwróciła się
i krzyknęła w głąb mieszkania.
-
„Tato,
tato, do ciebie, jakiś żołnierz”-
na widok oficera, Grzegorz zasalutował.
-
„Obywatelu
pułkowniku, pilna przesyłka ze sztabu pułku”
– teraz czekał na dalsze rozkazy.
Oficer
wziął kopertę i nie czytając jej, odłożył na półkę z
telefonem.
-
„Zadowoleni
z tej krótkiej chwili swobody? I to jeszcze przed przysięgą.
Niespotykane”
-
-
„ Tak
jest, zadowolony, obywatelu pułkowniku”-
odpowiedział.
-
„To
w tył zwrot i odmaszerować. Za półtorej godziny macie się
zgłosić na biurze odpraw, zrozumiano?”-
zadysponował oficer.
-
”Tak
jest”-
Grzegorz zrobił w tył zwrot i wyszedł z mieszkania oficera.
Na
wykonanie zadania miał dwie godziny, a minęło trochę ponad pół.
Zaczął się zastanawiać, gdzie by tu iść do jakiejś kawiarni,
tak by się nie rzucać w oczy ewentualnemu patrolowi WSW. W
koszarach nie serwowano prawdziwej kawy, tęsknił za nią. „Pod
latarnią najciemniej”
– pomyślał i postanowił zajrzeć do dużej kawiarni, na rynku.
Ewentualny patrol będzie szukał żołnierzy raczej w lokalach na
uboczu. Nie będzie się spodziewał takiej arogancji od żołnierza,
i to jeszcze w mundurze polowym.
… w
kawiarni było luźno. Wypatrzył stolik w na uboczu, za filarem,
lecz z widokiem na lustro, w którym mógł obserwować wejście.
Przy stoliku spojrzał w lustro i zesztywniał z wrażenia. Przy
jednym ze stolików siedziała dziewczyna z Koluszek, była sama.
Siedziała przed nim, tyłem do niego, dlatego zauważył jej twarz w
lustrze. Postanowił zaryzykować i podejść do niej.
„Jednak
Opatrzność nie zawiodła,
skoro
oboje Nas tutaj przywiodła”

Próbował
ją zaskoczyć dwu wersem wymyślonym na poczekaniu. Obejrzała się
z lekkim uśmiechem.
-
„Długo
się kolega zastanawiał, nim się zdecydował podejść”
– odpowiedziała z lekką ironią.
-
„Skąd
panna wiedziała, że tutaj jestem? - spytał
zaskoczony.
-
„Magiczna
kula powiedziała”
– i wskazała nieznacznie dłonią na to samo lustro, w którym i
on ją ujrzał. Mógł się tego spodziewać, optyka się kłania.
Skoro on ją widział w nim, to i ona mogła go tam spostrzec. Swoją
drogą rezolutna i spostrzegawcza z niej dziewczyna. I taka naturalna
w swym zachowaniu. Od razu to spostrzegł i bardzo mu się to
spodobało. Nie cierpiał sztuczności wokół siebie, sztuczność
dla niego była jak jakieś okowy, pętające go aż do bólu.
-
„Czy
pozwoli panna się przysiąść, trochę nie wypada tak stać jak za
jakąś karę” – spytał.
-
„Bo
to jest kara. Jak mam koledze pozwolić się przysiąść, skoro
kolega nie pamięta mojego imienia? Stale panna i panna, jak do
jakieś trzpiotki w starym romansidle.” -
usta wydęła w udawanym gniewie, choć oczy iskrzyły się
rozbawieniem.
-
„Pamiętam,
Kasja, lecz boję się, że źle zrozumiałem i powinno być Kasia, a
i sam się boję, że panna Kasja zapomniała mojego imienia” –
odrzekł
siadając naprzeciko niej.
-
„Nie zapomniałam, tylko Grzegorz tak pompatycznie brzmi, jakbyśmy
na jakimś uroczystym raucie byli. Czy może kolega powiedzieć, jak
mogę się do kolegi zwracać, by go nie urazić? -
-
„Niech
panna Kasja sama wybierze, poddam się jej woli”. -
-
„Z
dzieciństwa pamiętam wierszyk Tuwima o pewnym Grzesiu. Zawsze mi
się to imię podobało. Będę więc Grześ do kolegi mówić”. -
Grzegorz
skinął głową przyzwalająco
– Tylko zdziwiona jestem. Grześ wydaje się taki mocarny i
stanowczy, a tak łatwo Grześ w jasyr daje się wziąć”.-
-
»„Wszyscy prawdziwie wielcy ludzie lubią dawać się tyranizować
słabej istocie”.« - widział,
jak lekko uniosła brwi, gdy odpowiedział jej cytatem Lechonia.
-
„Grześ
to aby „piórem” się nie para. Grześ to wierszem przemówi, to
poetę zaczyna cytować” – filuternie
spojrzała na niego.
-
„Faktycznie,
„pióro” nie jest mi całkiem obce” – odrzekł
i nachylając się lekko w jej stronę, dokończył – Może
jednak zaczniemy normalnie rozmawiać,
zaczynamy sensację budzić”.
Spojrzała
w lustro, by w nim salę zlustrować i lekko się zaczerwieniła.
-
„Masz
rację, Grześ, zaczynamy zwracać niepotrzebną uwagę na siebie”.-
-
„To teraz powiedz, jak masz naprawdę na imię. Kasja trochę
dziwnie brzmi” -
-
„Kiedy w domu, babcia
tak na
mnie woła.
Więcej
czasu to ona mnie wychowywała.
I nawet
polubiłam
tę
formę
imienia.
Bliscy znajomi, za
babcią,
mówią Kasia, choć naprawdę
na imię
mam… Wiesz Grześ, dostaniesz nagrodę, jak zgadniesz. Podpowiem
tylko, że od tego imienia wywodzi się imię Halszka”. -
w jej oczach pojawiły się ogniki rozbawienia i pewnego podstępu.
-
„Oj,
to Cię zaskoczę. Wbrew pozorom nie chodzi o Helenę, lecz o
Elżbietę. A teraz czekam na obiecaną nagrodę”.
-
„To przy wyjściu, zaczekasz tyle? I mam prośbę, mów do mnie
Kasia, jak wszyscy znajomi... lub Kasja”- ostatnią
część powiedziała szybko, jakby się czegoś zawstydziła.
… i
tak Ela została już na zawsze Kasią, gdy byli w towarzystwie. Zaś
Kasją, gdy byli sami. Rozmawiali ze sobą jeszcze prawie godzinę.
To żartując z
siebie,
to opowiadając trochę o sobie. Kasja pracowała w Warszawie, w
jakiejś instytucji. Do Skierniewic przyjechała służbowo, nie
pytał w jakiej sprawie. Od października miała zacząć studia na
jednej z warszawskich uczelni. Grzegorz nawet nie podejrzewał, że
los również i tam ich ze sobą połączy. Gdy wychodzili, chciał
ją pocałować w policzek, lecz Kasja szybko pocałowała go w usta
i pobiegła na dworzec. Stanął zdumiony tym pocałunkiem. Z dala
usłyszał tylko jej głos…
-
„To
obiecana nagroda’ -
… do
jednostki wrócił kilkanaście minut po czasie. Gdy zameldował swój
powrót oficerowi dyżurnemu, ten sprawdził coś na liście i
machnął ręką. Na kompani Grzegorz, wbrew regulaminowi, położył
się na łóżko. Na pytania coś tam zdawkowo odpowiedział i oddał
się rozmyślaniom. Intrygowała go ta dziewczyna, jej swoboda
zachowania przy nim, jakby się znali całe lata. Sam też się czuł,
przy niej, radosny i swobodny. Czuł, że zaczyna być dla niego kimś
ważnym...
~
Irracja ~ 25 listopada AD 2023
@