Patronat. PL Portal Literacki Patronat. ENG.
… a gdy nie było już nic, nic co by ofiarować można… serce zatęskniło, by ktoś zobaczył coś więcej, niż opiekunkę do dzieci…
*******
… niedawno, przynajmnie dla mnie, bo jakiś rok temu, zmarła moja sąsiadka, niespełna siedemdziesięcioletnia kobieta. Była cicha, uprzejma, taka niewadząca nikomu, o widocznych śladach dużej niegdyś urody. Jakieś pięć lat temu zmarł jej mąż, drugi mąż. Wpadała czasami do mnie, stęskniona czyjeś obecności, rozmowy i chęci dostrzeżenia w niej kogoś więcej niż starszej zniszczonej już przez życie kobiety. Nie, nie skarżyła się na swój los, skąd więc to ostatnie przypuszczenie? Oczy… oczy, które nie kłamią, to było widać w jej oczach. Była dla mnie obcą kobietą, może dlatego jej oczy potrafiły się zaiskrzyć, gdy jej powiedziałem jakiś komplement, lub w czymś innym doceniłem, jak powinno się kobietę docenić…
… jej pierwszy mąż zmarł, a może zginął, gdy miała niecałe trzydzieści lat. Był żołnierzem, a ja nigdy nie dopytywałem o szczegóły. Została wtedy z dwójką dzieci, ich płeć dla tej opowieści nie jest ważna. Poświęciła się im, samotnie je wychowywała. Czy mogła mieć pomoc ze strony rodziny? Pewnie tak, lecz musiałaby wyjechać na wieś, w rodzinne strony, skąd oboje z mężem pochodzili. Nie chciała, nie tylko ze względu na to, że pokochała moje miasto, w którym był grób jej męża. Był jeszcze jeden powód, religia. Oboje z mężem odeszli od niej, on jako wojskowy, któremu wówczas nie przystawało być wierzącym, ona zaś za nim. A w ich rodzinnych stronach, na wschodniej ścianie Polski, to był poważny problem. Tak wtedy, jak i dzisiaj…
… lata mijały, dzieci były coraz większe. Z trudem i poświęceniem zajmowała się nimi. Całej jej ówczesne życie toczyło się między domem i dziećmi, a pracą w spółdzielni, gdzie była sprzątaczką. Tam ją zresztą poznałem, gdy przychodziła po pomoc do przewodniczącego związków zawodowych, którym wówczas byłem. W końcu dzieci dorosły, zapewniła im dobre wykształcenie, oboje skończyli studia. I jak to dzieci, ruszyły w świat. Założyły własne rodziny, wyprowadziły się. Gdy początkiem lat dziewięćdziesiątych otworzył się, dla Polaków, rynek pracy w Europie, wyjechały z Polski, wraz rodzinami. Czasami dzwoniły, czasami przyjeżdżały na wakacje. Wakacje to był jej czas, czas zajmowania się wnukami. A dzieci? Miały gdzie zostawić dzieci, to jeździły po całej Polsce. A to na wycieczki, a to do znajomych z czasów studiów. I tak mijał czas, póki wnuki nie podrosły, przestały wymagać opieki, więc już tak chętnie do babci nie zaglądały...
Piastunka z Nagy-Banya Konrada Krzyżanowskiego
… wtedy to poznała swego drugiego męża, miała prawie pięćdziesiąt lat. Mężczyzna przystojny i zadbany, o dość dużych dochodach, nie bardzo sobie radzący w gospodarstwie domowym. Po rocznej znajomości wzięli ślub, nawet kościelny, oboje byli wdowcami. Dla niego nawet „pogodziła się z Bogiem”, bo był dość mocno religijny. Ona zapewniła mu zadbany dom, posiłki i całą resztę. On zaś finanse na odpowiednim poziomie, nie musiała się już martwić czy „wystarczy do pierwszego”. Było jednak jedno małe ale, jego dzieci… Dość szybko się okazał, że ich wspólny dom stał się wygodną przechowalnią dla jego wnucząt. Zamiast wspólnie „bywać”, wyjeżdżać na wczasy, itp., znowu musiała zajmować się dziećmi. Dość szybko więc się oddalili od siebie, dla niego dzieci to była domena kobiety, do której mężczyźnie nie wypada się angażować. Ona nie potrafiła odmówić. Nie tylko dlatego, że kochała się dziećmi zajmować. Po prostu, jego dzieci próbowały ich skłócić, gdy kiedyś odmówiła. On nie stanął po jej stronie, jeszcze wsparł swoje dzieci. Cóż było zrobić, ustąpiła…
… znów minęło kilkanaście lat, jego wnuki dorosły, jej również. Nikt już piastunki nie potrzebował. Zostali sami, ona w kuchni, on w swym gabinecie. Jakaż była ucieszona, gdy znowu spotkaliśmy się, gdy okazało się, że będziemy sąsiadami. Te wpierw sporadyczne wizyty u mnie (nie wiem dlaczego nigdy nie zapraszała mnie do siebie), a po śmierci jej męża dużo częstsze, stały się sensem jej ostatnich lat. »Wiesz, u ciebie czuję się jak kobieta«. Czasami właśnie tymi słowami witała się ze mną. Tymi też słowami odpowiadały, gdy pytałem, dlaczego nie zaprosi mnie do siebie. Tylko ra dodała »nie chcę cię gościć w pracy«. W pracy? Tak jakby jej dom był, dla niej, wyłącznie miejscem pracy, a nie rodzinną przystanią… Wtedy zrozumiałem, dlaczego jej oczy odzykiwały blask, gdy wchodziła do mnie. I dlaczego ten blask znikał, gdy wychodziła…
… czasami wspomnę ją, tak jak dzisiaj, gdy życie mi doskwiera i zadaję sobie pytanie »dlaczego wybrałem samotność… dlaczego tak trudno mi znaleźć odpowiednią , dla siebie, kobietę«… bo choć dzieci zawsze lubiłem i kochałem, zawsze miałem z nimi dobry kontakt, to czy muszę mieszkać w „miejscu pracy”?…
~ Irracja ~, 18 listopada AD 2023.
@
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz