Szukaj na tym blogu

Translate

Krótko o blogu

Ten blog powstał z połączenia dwóch innych - to impuls serca i duszy, jego wściekłości. Miałem zamiar go skasować, ale chyba się jeszcze przyda. Kiedyś jeden mądry człowiek powiedział "Nie rób głupot z wściekłości, lepiej krzycz" Więc czasem będę krzyczał, właśnie tutaj.

********************************************************
Nie wiem kogo i dlaczego może zainteresować ta opowieść. Opowieść różna - czasem ciekawa, częściej nudna- czasem romantyczna, częściej głupia i prozaiczna - czasem szczęśliwa, częściej do bani, wręcz nieszczęśliwa - taka jak życie... moje... i większości Tych, którzy tu trafią... zajrzą i przejdą jak powiew nowej wiosny obok marnej kupki brudnego śniegu zimy... przebrzmiałej zimy.


Nie wiem, po co to piszę. Nie piszę ku uciesze gawiedzi, nie piszę ku żadnej przestrodze - ani współczesnych, ani potomnych ludzi. Piszę bo muszę, bo mam taką wewnętrzną potrzebę, bo chcę pisać, bo chcę ułożyć sobie własne myśli, a to jest najlepszy dla mnie sposób.


Piszę więc ten blog wyłącznie dla siebie. No, może jeszcze dla córki, Blusika i... mojej kochanej Agnieszki, a zwłaszcza... BOŻENKI - ISKIERKI. Tylko im to dedukuję...
https://www.cytaty.info/autor/irracja.htm

25 listopada 2023

Miłość przychodzi skrycie… cz. I.3 [ Love comes secretly... part I.3 ]

  Portal literacki

Patronat. PL                                                 Patreon. ENG

(drugie spotkanie, rynek Skierniewicki, początek czerwca AD 2023)



- „Alarm dla łączników… alarm bojowy dla łączników…” -

głośny krzyk podoficera dyżurnego wyrwał ich ze świetlicy. Od kiedy zostali wyznaczeni na łączników, takie alarmy zdarzały się dwa, trzy razy dziennie. Wszystko w ramach treningu, by w czasie poniżej dwóch i pół minuty, stawić się przed wartownią i biurem oficera dyżurnego, niedaleko bramy głównej koszar. Normalnie, przy zwykłym alarmie, nie mieli problemu. Dobiegali w czasie trochę ponad minutę. Gorzej, gdy ogłaszano alarm bojowy. Za pierwszy razem, nim pobrali ładownice (bez magazynków) oraz bagnety, zajęło im to ponad pięć minut. Broń również zostawała w magazynie broni. Taki rozgardiasz wtedy powstał taki, że nikt nie wiedział, co robić. Oj, dostało się im wtedy. Reprymenda była konkretna. Grzegorz, który zawsze nie bardzo potrafił powstrzymać język, a i nadmiernej estymy do zwierzchników nie miał, wręcz wypalił.

- „Następnym razem, obywatelu kapitanie, zdążymy. Z drzwiami i oknem na półpiętrze wyjdziemy, ale zdążymy”. -

- „Jak podoficer dyżurny ogłosi, że szef kompani płaci za straty, to nie mam nic przeciwko temu”. - odrzekł dowódca kompani.

- „A swoją drogą, ciekawa jest wasza teczka personalna, szeregowy. Będzie z was dobry żołnierz, choć trochę powściągliwości by się wam przydało. Pewnie w domu macie do czynienia z ludźmi raczej na stanowiskach?”. - dorzucił dowódca i nie czekając na jego odpowiedź, wszedł do kancelarii kompani...

na sali wszyscy byli już rozluźnieni. Odpowiedź dowódcy, na słowa Grzegorza, potraktowali jako żart.

- „No, no, Grzegorz. Ty to masz odwagę, takie, słowa do dowódcy kompani?” - jednak on nie był zbyt rozbawiony. Faktycznie, nie czuł strachu przed ludźmi postawionymi trochę wyżej, niż on sam. Wśród klientek jego matki, była uznaną krawcową, byli tacy ludzie. Rodzice kilkoro jego kolegów było nauczycielami, a przecież nieraz ich odwiedzał w domu. No i był czas, gdy bywał dość częstym gościem na plebani, a ksiądz w społeczeństwie to był nie byle kto. Dla nie zaś to byli zwykli ludzie, tylko obowiązki mieli bardziej odpowiedzialne. Zastanawiały go jednak ostatnie słowa dowódcy. O co mu chodziła z tą teczką personalną? Co chciał mu powiedzieć, wspominając o nie. Przebywając wśród wspomnianych przez dowódcę ludzi, nauczył się wyłapywać wypowiedzi, które mają drugie dno…



 … do magazynu broni wbiegali w wyuczony sposób, tak by nie przeszkadzać sobie nawzajem.

Grzegorz znalazł się jako jeden z pierwszych w magazynie broni. Szybkimi ruchami rąk zabrał pustą ładownicę i bagnet, do pasa przytroczy już przed biurem oficera dyżurnego. Od wczoraj wiedzieli, że dzisiejszy alarm jest połączony z wyjściem poza teren koszar. Podekscytowany wybiegł, za kolegami w stronę wyjścia. Na schodach zobaczył otwarte okno na półpiętrze, był ciepły dzień. Nie wiele myśląc, wybił się z ostatnich trzech schodów i wylądował na parapecie. W dół było jakieś półtora metra, na ziemi nie próbował złapać równowagi. Wyuczonym ruchem przekulał się przez ramię, by za chwilę stanąć na nogach. W szkole podstawowej uczęszczał na zajęcia Judo, epizod trwał prawie szesnaście miesięcy, póki sensei nie uciekł za granicę, tuż po egzaminie na 4 kyu. Podniósł upuszczoną ładownicę i pobiegł w stronę biura oficera dyżurnego. Kątem oka dostrzegł, że jego śladem poszło kilku kolegów, w tym Mirek i Józek. Janusz musiał być przed nimi. Oficer dyżurny już stał przed biurem, w ręku trzymał zalakowane koperty. Jeszcze bardziej ich to skonfundowało. Gdy wszyscy już ustawili się w dwuszeregu, rozdał koperty i spojrzał na nich poważnie.

Wiecie co macie robić. W tył zwrot, do wykonania zadania rozejść się” – rozkaz był krótki, nie zastanawiając się, wybiegli z koszar… pierwszy raz od początku służby, oficjalnie mogli to zrobić…

do miejsca zamieszkania zastępcy szefa sztabu, bo to jego łącznikiem był, dobiegł w dwadzieścia minut. Zapukał, drzwi otworzyła mu młoda dziewczyna, jeszcze podlotek. Gdy go ujrzała, odwróciła się i krzyknęła w głąb mieszkania.

- „Tato, tato, do ciebie, jakiś żołnierz”- na widok oficera, Grzegorz zasalutował.

- „Obywatelu pułkowniku, pilna przesyłka ze sztabu pułku” – teraz czekał na dalsze rozkazy.

Oficer wziął kopertę i nie czytając jej, odłożył na półkę z telefonem.

- „Zadowoleni z tej krótkiej chwili swobody? I to jeszcze przed przysięgą. Niespotykane” -

- „ Tak jest, zadowolony, obywatelu pułkowniku”- odpowiedział.

- „To w tył zwrot i odmaszerować. Za półtorej godziny macie się zgłosić na biurze odpraw, zrozumiano?”- zadysponował oficer.

- ”Tak jest”- Grzegorz zrobił w tył zwrot i wyszedł z mieszkania oficera.

Na wykonanie zadania miał dwie godziny, a minęło trochę ponad pół. Zaczął się zastanawiać, gdzie by tu iść do jakiejś kawiarni, tak by się nie rzucać w oczy ewentualnemu patrolowi WSW. W koszarach nie serwowano prawdziwej kawy, tęsknił za nią. „Pod latarnią najciemniej” – pomyślał i postanowił zajrzeć do dużej kawiarni, na rynku. Ewentualny patrol będzie szukał żołnierzy raczej w lokalach na uboczu. Nie będzie się spodziewał takiej arogancji od żołnierza, i to jeszcze w mundurze polowym.

w kawiarni było luźno. Wypatrzył stolik w na uboczu, za filarem, lecz z widokiem na lustro, w którym mógł obserwować wejście. Przy stoliku spojrzał w lustro i zesztywniał z wrażenia. Przy jednym ze stolików siedziała dziewczyna z Koluszek, była sama. Siedziała przed nim, tyłem do niego, dlatego zauważył jej twarz w lustrze. Postanowił zaryzykować i podejść do niej.

Jednak Opatrzność nie zawiodła,

skoro oboje Nas tutaj przywiodła”



Próbował ją zaskoczyć dwu wersem wymyślonym na poczekaniu. Obejrzała się z lekkim uśmiechem.

- „Długo się kolega zastanawiał, nim się zdecydował podejść” – odpowiedziała z lekką ironią.

- „Skąd panna wiedziała, że tutaj jestem? - spytał zaskoczony.

- „Magiczna kula powiedziała” – i wskazała nieznacznie dłonią na to samo lustro, w którym i on ją ujrzał. Mógł się tego spodziewać, optyka się kłania. Skoro on ją widział w nim, to i ona mogła go tam spostrzec. Swoją drogą rezolutna i spostrzegawcza z niej dziewczyna. I taka naturalna w swym zachowaniu. Od razu to spostrzegł i bardzo mu się to spodobało. Nie cierpiał sztuczności wokół siebie, sztuczność dla niego była jak jakieś okowy, pętające go aż do bólu.

- „Czy pozwoli panna się przysiąść, trochę nie wypada tak stać jak za jakąś karę” – spytał.

- „Bo to jest kara. Jak mam koledze pozwolić się przysiąść, skoro kolega nie pamięta mojego imienia? Stale panna i panna, jak do jakieś trzpiotki w starym romansidle.” - usta wydęła w udawanym gniewie, choć oczy iskrzyły się rozbawieniem.

- „Pamiętam, Kasja, lecz boję się, że źle zrozumiałem i powinno być Kasia, a i sam się boję, że panna Kasja zapomniała mojego imienia” – odrzekł siadając naprzeciko niej.

- „Nie zapomniałam, tylko Grzegorz tak pompatycznie brzmi, jakbyśmy na jakimś uroczystym raucie byli. Czy może kolega powiedzieć, jak mogę się do kolegi zwracać, by go nie urazić? -

- „Niech panna Kasja sama wybierze, poddam się jej woli”. -

- „Z dzieciństwa pamiętam wierszyk Tuwima o pewnym Grzesiu. Zawsze mi się to imię podobało. Będę więc Grześ do kolegi mówić”. - Grzegorz skinął głową przyzwalająco – Tylko zdziwiona jestem. Grześ wydaje się taki mocarny i stanowczy, a tak łatwo Grześ w jasyr daje się wziąć”.-

- »„Wszyscy prawdziwie wielcy ludzie lubią dawać się tyranizować słabej istocie”.« - widział, jak lekko uniosła brwi, gdy odpowiedział jej cytatem Lechonia.

- „Grześ to aby „piórem” się nie para. Grześ to wierszem przemówi, to poetę zaczyna cytować” – filuternie spojrzała na niego.

- „Faktycznie, „pióro” nie jest mi całkiem obce” – odrzekł i nachylając się lekko w jej stronę, dokończył – Może jednak zaczniemy normalnie rozmawiać, zaczynamy sensację budzić”.

Spojrzała w lustro, by w nim salę zlustrować i lekko się zaczerwieniła.

- „Masz rację, Grześ, zaczynamy zwracać niepotrzebną uwagę na siebie”.-

- „To teraz powiedz, jak masz naprawdę na imię. Kasja trochę dziwnie brzmi” -

- „Kiedy w domu, babcia tak na mnie woła. Więcej czasu to ona mnie wychowywała. I nawet polubiłam tę formę imienia. Bliscy znajomi, za babcią, mówią Kasia, choć naprawdę na imię mam… Wiesz Grześ, dostaniesz nagrodę, jak zgadniesz. Podpowiem tylko, że od tego imienia wywodzi się imię Halszka”. - w jej oczach pojawiły się ogniki rozbawienia i pewnego podstępu.

- „Oj, to Cię zaskoczę. Wbrew pozorom nie chodzi o Helenę, lecz o Elżbietę. A teraz czekam na obiecaną nagrodę”.

- „To przy wyjściu, zaczekasz tyle? I mam prośbę, mów do mnie Kasia, jak wszyscy znajomi... lub Kasja”- ostatnią część powiedziała szybko, jakby się czegoś zawstydziła.

i tak Ela została już na zawsze Kasią, gdy byli w towarzystwie. Zaś Kasją, gdy byli sami. Rozmawiali ze sobą jeszcze prawie godzinę. To żartując z siebie, to opowiadając trochę o sobie. Kasja pracowała w Warszawie, w jakiejś instytucji. Do Skierniewic przyjechała służbowo, nie pytał w jakiej sprawie. Od października miała zacząć studia na jednej z warszawskich uczelni. Grzegorz nawet nie podejrzewał, że los również i tam ich ze sobą połączy. Gdy wychodzili, chciał ją pocałować w policzek, lecz Kasja szybko pocałowała go w usta i pobiegła na dworzec. Stanął zdumiony tym pocałunkiem. Z dala usłyszał tylko jej głos…

- „To obiecana nagroda’ -

do jednostki wrócił kilkanaście minut po czasie. Gdy zameldował swój powrót oficerowi dyżurnemu, ten sprawdził coś na liście i machnął ręką. Na kompani Grzegorz, wbrew regulaminowi, położył się na łóżko. Na pytania coś tam zdawkowo odpowiedział i oddał się rozmyślaniom. Intrygowała go ta dziewczyna, jej swoboda zachowania przy nim, jakby się znali całe lata. Sam też się czuł, przy niej, radosny i swobodny. Czuł, że zaczyna być dla niego kimś ważnym...

~ Irracja ~ 25 listopada AD 2023

@

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz