… za otwartym oknem
przycichały odgłosy placu Powstańców Warszawy. Warszawa szykowała
się do nocy. Raczej gwarnej, lecz jakże inaczej niż w dzień.
Siedział na łóżku, w pokoju w którym już kiedyś bywał. To
była namiastka ich wspólnego domu, azyl ich miłości… I choć
to było jakieś półtora roku temu, to zda się wieki minęły…
********************
… jak zwykle przyszedł
pierwszy. Normalka, z Mokotowa miał bliżej, niż Kasia z Sulejówka
gdzie wynajmowała pokój z daleką kuzynką. Za to na uczelni w
Rembertowie zawsze była pierwsza.
Ściągnął kurtkę, do lodówki
włożył wino. Kasia nie lubiła alkoholu, zawsze też pilnowała by
nie wypił więcej niż jednego, góra dwa drinki. Nie przeszkadzało
mu to. Jako DDA nawet wolał unikać alkoholu. No, ale dzisiaj? Skoro
ma poznać jej kuzynkę, z jej chłopakiem, to chyba kieliszek Miodu
Pitnego nie zaszkodzi. Wczoraj był w Sawie, po zaopatrzenie
kompanijnej kawiarenki, i po cichu załatwił jedną butelkę.
Trochę
był zdenerwowany. Kasia, od jakiś dwóch tygodni zachowywała się
trochę dziwnie. Ta zawsze radosna i swobodna dziewczyna nagle
spoważniała, wyciszyła się. Widać, że dręczy ją jakiś
problem. No i ten wczorajszy poranny telefon. Nigdy nie dzwoniła do
niego na kompanię. A tu nawet nie prośba, lecz żądanie by był
właśnie dzisiaj. Jakby zależało od tego czyjeś życie… ich
życie...
********************
… na korytarzu usłyszał
jakiś ruch. Otworzyły się drzwi i w progu stanęła Kasia.
Podszedł do niej i pocałował. Odpowiedziała zdawkowo, jakby
myślami była wciąż gdzieś indziej. Widać było, że nad czymś
się mocno zastanawia. Niby pewna, a jednak pełna wątpliwości
wobec tego co robi. Pomógł się jej rozebrać… milcząc usiadła
na łóżku.
„Napijesz się wody?” -
spytał. „Tak” –
padła zdawkowa odpowiedź. Podchodził do stolika, gdy usłyszał
pytanie, szybkie jak strzał z broni…
„… czy Ty pojmiesz mnie
za żonę?… Zaskoczony
odwrócił się w jej stronę… „Cooo?…” Powtórzyła
wolno i dobitnie… „… czy chcesz pojąć mnie za
żonę?…
„Oczywiście, Kasiu…
choćby jutro…”. Już dawno
postanowił, „ta albo żadna”.
„Nie… nie jutro…” -
w jej głosie usłyszał
determinację - „… nie jutro… dzisiaj… dzisiaj, tu
i teraz…”. Podszedł bliżej,
spojrzał jej w ciemne oczy i półszeptem odrzekł - „Tak,
chcę pojąć Cię za żonę… nawet dzisiaj… nawet tu i teraz…”.
Odpowiedziała delikatnym
pocałunkiem… i lekkim
krokiem, jakby pozbyła się jakiegoś ciężaru, wyszła z pokoju…
********************
… kwadrans
później wróciła. Wraz z nią do pokoju wkroczyła para młodych
ludzi.
„To jest Timur… Studiuje w Medynie…” -
Kasia,
z lekką atencją,
przedstawiła mężczyznę -
„A to jest Asia… jego narzeczona…”
- rzekła, tym
samym kończąc prezentację. „Witaj Joanno…” -
dziewczyna przerwała mu… Nie,
nie Joanna… tylko Asia…”. W
tym momencie podszedł mężczyzna i ujął go za ramię. „Zostawmy
je same, muszą wszystko przygotować... Chodź, napijemy się kawy…
i porozmawiamy…”.
Dziewczyny popatrzały na siebie z pewną
ulgą, oni zaś
wyszli. Idąc wspólnie do
kawiarni próbował podtrzymać konwersację „A więc
jesteś Timur… ten od Timura i jego drużyny?…” - próbował
zażartować - „… a ja jestem…”. Gromki
śmiech Timura przerwał mu w pół zdania. „Taaak, znam
tę lekturę. Jak każdy Polak naszego pokolenia…” - słowo
Polak starannie podkreślił…
„… i wiem kim jesteś.
Kasia dużo o Tobie pisała... Jestem tutaj na jej prośbę... dziwną prośbę...". Resztę rozmowy, już bardziej swobodnej i życzliwej, odbyli przy kawie… Timur dużo pytał o niego, o jego rodzinę, jego poglądy na świat i kobiety.
Gdy mieli już wracać Timur nagle spoważniał. Spojrzał uważnie w jego oczy - "Wiesz, przyszedłem tutaj bardziej z ciekawości… ale chyba nie będę
żałował. Wygląda, że Kasia się nie myli, wyglądasz na
UCZCIWEGO mężczyznę… dla niej to bardzo ważne, tak jak i dla
NAS wszystkich… NIE ZAWIEDZIESZ JEJ, prawda?...”.
********************
… w
niecałą godzinę później byli z powrotem. W
pokoju niewiele się zmieniło. Tylko na stoliku były chleb, sól i
woda, no i leżała chusteczka skrywająca jakąś tajemnicę. Obok
leżała książka, chyba po arabsku. „Timur przyniósł…”
- wyjaśniła Asia, widząc jego pytający wzrok. "Przecież Kasia jest niewierząca" - powiedział. Asia spojrzała na niego - "Nie dzisiaj... nie dzisiaj..."
Na
podłodze leżał kożuszek Kasi. Pod
oknem stała Kasia, wykąpana i pachnąca jakimiś perfumami… chyba
kwiatowo-korzennymi.
Sama Kasia miała sukienkę
do pół uda, z długim rękawem. Pod spodem zaś spodnie. Na głowie
chustę zakrywającą włosy. Trochę dziwnie wyglądała,
nigdy jej w takim stroju nie widział. Ale nadal wyglądała
ślicznie… zresztą, dla niego Kasia
zawsze była prześliczna...
********************
… Timur
podprowadził go do leżącego na podłodze kożuszka. Odruchowo
chciał go podnieść.
„Zostaw…” - powstrzymał
go Timur - „Ściągnij buty… stań na nim…” -
odruchowo wykonał polecenia.
Chwilę później Kasia stanęła obok niego, przyprowadzona przez
Asię.
„Podajcie sobie prawe dłonie…” - powiedział
Timur - „… nie, nie tak… kciuk do kciuka…”.
Resztę pamięta jak przez mgłę. Tylko
w pamięci utkwiły mu jego własne słowa, powtarzane za Timurem…
„Ja, ………... , biorę
Ciebie Kasiu za żonę i ślubuję Ci: miłość, wierność i
uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do
śmierci… „ - skąd on zna
ten katolicki tekst, choć trochę zmieniony. Sam nie pamiętał go
dobrze, choć zdawał maturę kościelną z religii. I
skąd te obrączki? Takie same przymierzali nie dawno z Kasią na
Targowej,
tanie podróbki zza wschodniej
granicy. Przecież ich wtedy nie
kupili - „…Kasiu
przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności w imię
Ojca Najwyższego.”
I słowa
Kasi, jakże inne a mówiące to samo… „Oświadczam, iż
zawieram związek małżeński z…………………. i przyrzekam
Ci wierność, prawdomówność. Oświadczam, iż będę troskliwą,
kochającą żoną, będę troszczyć się o Ciebie przez całe nasze
życie.”
********************
… resztę wieczoru spędzili
przy kawie i słodkościach… na rozmowach poważnych i zabawnych.
Kasia obsługiwała wszystkich. Pierwszy raz jadł nieduże gołąbki
z baraniny, no i coś co przypominało faworki (przynajmniej w smaku)
polane miodem i płatkami migdałów. Chciał jej pomagać lecz Asia
go powstrzymała - „Zostaw... od dzisiaj Kasia jest gospodynią
Waszego Domu…”.
Rozstali się koło dwudziestej. Jeszcze w
progu, szeptem Kasia się umawiała - „… jutro Aisha…
bądźcie jutro koło jedenastej…”. Ciekawe
dlaczego tak zwróciła się do swojej kuzynki… Po chwili podeszła
do niego. Objął ją i przytulił - „… i co dalej,
moja Królowo?….”
Podniosła głowę i uważnie spojrzała w
jego oczy. „Wiesz, Kaderlem…” - znał już wcześniej
ten zwrot - „… Przysięgnij mi jeszcze jedno” – i
zaczęła mu szeptać coś do ucha. Odsunął ją delikatnie i
spojrzał w zawstydzone oczy.
Zaczął powtarzać, z całą powagą –
„nigdy nie zbliżę się Cię po alkoholu, lecz zawsze z
miłością i bez obawy o następstwa naszego zbliżenia… - chciał
dodać coś od siebie - „… i zawsze będę żył
uczciwie, by moja Królowa…” - zamknęła mu usta dłonią -
„… by twoja Królowa i Niewolnica nigdy nie
wstydziła się być twoją Hurysą” –
dokończyła za niego - „… przysięgasz?…”. Uwolnił
usta z jej dłoni – „Tak, przysięgam…”.
Tej nocy
zaczęli nowe życie, a wraz z nimi ktoś jeszcze…
********************
… rano Kasia szybko
posprzątał, zaścieliła łóżko. Tylko prześcieradło
dyskretnie wyniosła do brudnika w łazience. Uśmiechnął się, ale
udał że nic nie widział… Koło jedenastej przyszli Timur i Asia.
Przy powitaniu Asia coś szepnęła Kasi na ucho. Kasia spłoniła
się i wskazała oczami na łazienkę. Timur spędził dość długą
chwilę w łazience. Wyszedł z uśmiechem, czymś wyraźnie
usatysfakcjonowany. „To co… - spytał - „… idziemy
na Starówkę. Dzień taki śliczny”.
********************
17 lutego…
dzień jego urodzin… i
śmierci zarazem. Dwa
tygodnie temu Kasia pojechała do rodziców. Miała trudne zadanie,
przekonać rodziców
by pozwolili na oficjalny ślub. Przekonać ich, że nie została
zhańbiona. Choć po
kryjomu, to przecież została zaślubiona, ma męża. W drodze
powrotnej miała pojechać służbowo do Szczecina, odebrać jakąś
przesyłkę. Trochę się martwił, powinna już być w Warszawie
kilka dni temu. Powinna się była odezwać do niego.
Tego dnia
wezwano go do telefonu,
dzwoniła Asia. Jej słowa powaliły go na kolana… tydzień
wcześniej znaleziono Kasię, jej ciało, koło dworca w Stargardzie.
Zgodnie ze zwyczajem pochowano ją jak najszybciej -
„… wśród jej przodków…”.
Wiedział co to znaczy. Będzie sama, za wschodnią granicą. Sama, z
jakże znajomym, lecz już nieprzynależnym jej nazwiskiem na steli…
********************
… tamtego
dnia skończyło się jego życie. Żył jak automat, nic tylko
obowiązki. I szukanie, sam nie wiedział czego… może śmierci?…
a może tylko zapomnienia?… lecz nie znalazł.
Dziś przyszedł
tutaj, na miejsce swego największego szczęścia. Przyszedł by to
wszystko zakończyć. Podniósł do skroni rękę z bronią gdy za drzwiami
usłyszał jakiś hałas… jakiś przytłumiony drzwiami głos
mówiący - „… musisz
żyć... żyć uczciwie…” .
Ręka
opadła, po chwili odłożył
na szafkę służbową broń… policzki
spłynęły łzami, i zaczął powtarzać, niczym zaklęcie lub surę,
tamte słowa - „…
nigdy po alkoholu… zawsze z miłością i bez obaw… zawsze
uczciwie…”. Głowa
opadła na pościel.
Nim zasnął złożył jeszcze jedną przysięgę
- „… jeszcze się
odnajdziemy, Hasiyo, żono moja… i nie będziesz musiała się
wstydzić tego, że moja
Królowa
i Niewolnic będzie…
że będziesz moją
Hurysą...”
* To opowiadanie chodziło za mną jakieś 40 lat, a może tylko 30? W końcu się skrystalizowało. Akcja dzieje się gdzieś pomiędzy listopadem 1980, a czerwcem 1982 roku. I uprzedzam, to tylko opowiadanie... nic więcej...
©