Szukaj na tym blogu

Translate

Krótko o blogu

Ten blog powstał z połączenia dwóch innych - to impuls serca i duszy, jego wściekłości. Miałem zamiar go skasować, ale chyba się jeszcze przyda. Kiedyś jeden mądry człowiek powiedział "Nie rób głupot z wściekłości, lepiej krzycz" Więc czasem będę krzyczał, właśnie tutaj.

********************************************************
Nie wiem kogo i dlaczego może zainteresować ta opowieść. Opowieść różna - czasem ciekawa, częściej nudna- czasem romantyczna, częściej głupia i prozaiczna - czasem szczęśliwa, częściej do bani, wręcz nieszczęśliwa - taka jak życie... moje... i większości Tych, którzy tu trafią... zajrzą i przejdą jak powiew nowej wiosny obok marnej kupki brudnego śniegu zimy... przebrzmiałej zimy.


Nie wiem, po co to piszę. Nie piszę ku uciesze gawiedzi, nie piszę ku żadnej przestrodze - ani współczesnych, ani potomnych ludzi. Piszę bo muszę, bo mam taką wewnętrzną potrzebę, bo chcę pisać, bo chcę ułożyć sobie własne myśli, a to jest najlepszy dla mnie sposób.


Piszę więc ten blog wyłącznie dla siebie. No, może jeszcze dla córki, Blusika i... mojej kochanej Agnieszki, a zwłaszcza... BOŻENKI - ISKIERKI. Tylko im to dedukuję...
https://www.cytaty.info/autor/irracja.htm

10 lipca 2023

Codziennik... 007

 

08 lipca A.D. 2023



skończył felieton i oparł się oparcie krzesła. Spojrzał na zegarek, była 8:30. Dwa felietony zajęły mu trzy godziny. To dość szybko, lecz dzisiaj była sobota i nie było praktycznie żadnego ruchu. Na służbę dotarł kilkanaście minut po piątej rano. Wymagało to wstania tuż po czwartej. Czas zjeść śniadanie, w domu nie jadł, i tak by nie przełknął ani kęsa. Było za wcześnie, nawet kawy nie pił. Dopiero na dyżurce zrobił sobie, taką mocniejszą, by całkiem się rozbudzić. Od razu też rozłożył Notepad'a i zasiadł do pisania. Teraz nadszedł czas na odpoczynek, sięgnął do torby. Jeszcze wczoraj wieczorem przygotował sobie kanapki z serem i wędliną. Na bardziej urozmaicone nie było go na razie stać. Od kiedy Agnieszka uciekła do tamtych ludzi, jego wydatki wzrosły. Musiał utrzymać mieszkanie i opłacić media. Nie wiele mu zostawało na utrzymanie, tym bardziej że palił. To też kosztowało…


zrobił sobie herbatę i z kanapką w ręku rozsiadł się, na stojącym obok fotelu. Żując powoli kęs, za kęsem zaczął rozmyślać o Agnieszce i jej rodzinie. Agnieszka była niepełnosprawna intelektualni i emocjonalnie już od urodzenia. Tak samo, jak jej matka, ojca widziała kilka razy w życiu, zostawił ich. Nawet ślubu nie wziął z jej matką. Założył rodzinę i w ogóle to okazał się całkowicie patologiczny. Rodzinę zastępczą stworzyli Agnieszce dziadkowie. Niestety już nie żyją, poznał tylko jej babcię, zmarłą dwa lata temu. Z całej rodziny pozostała Agnieszce tylko matka i jej siostra. Z resztą rodziny, ze strony dziadka, nie utrzymywali kontaktów. Babcia pochodziła spod Warszawy, trudno na tak dużą odległość utrzymywać jakieś bliskie kontakt. W sumie niby normalna, a jednak dziwna rodzina. W niektórych aspektach wręcz ortodoksyjna, jeżeli chodzi o religię katolicką. Znał tego typu ludzi, sam się wychowywał w podobnej. Choć trzeba przyznać, że prababcia (ze strony ojca), jak i jego matka wprowadziły duży liberalizm religijny do jego wychowania. No i miejscowość, a w zasadzie dzielnica, gdzie się wychowywał, odznaczała się dużą różnorodnością kulturową i religijną. Również sam region, położony blisko granicy z Czechami też się cechował dużą różnorodnością religijną. To wszystko wyrobiło w nim znaczną tolerancję religijną i zrozumienie dla cudzych poglądów i zachowań…


z rozmyślań wyrwał go telefon, dzwoniła ciotka Agnieszki. Chciała porozmawiać o Agnieszce i umówić się na poniedziałkową wizytę u niej. Wiedział jednak, że to nie jedyny powód jej telefonu. Gdy tylko miała jakieś uzasadnienie, to chętnie do niego dzwoniła, by z nim porozmawiać. Była dziwną osobą, a od kiedy poznał jej historię, wiedział, że nie jest zbyt szczęśliwa. Stała się zakładniczką religii i układów rodzinnych. Z mężem niby żyła normalnie, lecz od początku wyczuł między nimi pewien dystans. Unikała z nim kontaktu cielesnego, zawsze obchodzili się z pewnym dystansem. A gdy już ich widział, choćby w (jednym jedynym) tańcu na weselu ich syna, to było to jakieś sztuczne i wymuszone. Sama kiedyś, w chwili otwartości, wyznała, że ma z mężem „układ”. Kiedyś próbowała odnaleźć swoje szczęście, jednak jakoś to nie wyszło. Od tamtej pory musiała stać się bardzo religijna. Dwa razy w roku jeździli na zamknięte rekolekcje, do jakiegoś klasztoru gdzie przechodziła „pranie mózgu”. To określenie też, niechcący, usłyszał podczas jej rozmowy z matką. Matka nawet majątek, gdy zabezpieczała go i przekazywał rodzinie, większość przepisała na zięcia. Teraz była, prawdę mówiąc, całkowicie uzależniona od męża…


często takie sytuacje widywał, tak w swoim środowisku, jak i później w Warszawie. I to nie tylko ze względów religijnych, nacisk na nierozerwalność małżeństwa występował i z innych powodów. Politycznych, społecznych, towarzyskich czy majątkowych również. Mężczyźni przeważnie kończyli jako alkoholicy tak jak jego ojciec. Gdyby nie ta iskra buntu, jaki zasiały w nim prababcia i matka, pewnie też by tak skończył. Ojciec na siłę chciał mu aranżować małżeństwo, i to dwa razy z rzędu. Gdy poznał Mirkę i swoją córkę, musiał się wyprowadzić, zrezygnować z majątku i sam o siebie zadbać. Mieszkanie też musiał sobie sam „wypracować”. Stryj zresztą też podobnie skończył, jako alkoholik. On dla odmiany, gdy mu zabroniono małżeństwa z wybraną kobietą, nigdy więcej nie poznał kandydatki na żonę. Zresztą, chyba nigdy już nie szukał…


gorzej miały kobiety. Jego matka chrzestna została wyklęta z rodziny i towarzystwa. Za to ją podziwiał, choć musiała, razem z drugim mężem, wyjechać aż do Starego Sącza. W Warszawie również spotkał taką „niewolnicę systemu”, jeszcze przed ukończeniem pięćdziesięciu lat, powiesiła się. Większość jednak uciekała w ortodoksyjną religijność lub stawały się „cichodajkami”, na złość mężowi i rodzinie. Różnie kończyły, dużo by opowiadać. W jego rodzinie, znał to z opowieści, jedna ciotka Mirki skończyła w zakładzie psychiatrycznym. Nie wytrzymała psychicznie nacisku religijnego i pod koniec życia ogłosiła się szatanem. Chociaż… tak, gdy jeździł do Kampinosu, poznał pewną starszą parę. Uciekli od rodziny, od towarzystwa i zamieszkali w starym gospodarstwie po jego babci, czy nawet prababci. I chodź żyli nie bogato i ciężko pracowali, to czuli się szczęśliwi… W sumie to podświadomie bał się takich kobiet. Jego La Petitefeu była podobna. Zbyt mocno jednak ją pokochał, by uciekać, jak kiedyś. No i poraniła go, gdy odeszła. Prawdę mówią, chyba ten strach sprawił, że sam jej pomógł swoim zachowaniem...


ocknął się z zamyślenia. Dokończył drugą kanapkę, dopił zimną już herbatę i zasiadł do Notepad'a. Do końca służby jeszcze kilka godzi, postanowił poserfować po Internecie


©

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz