Szukaj na tym blogu

Translate

Krótko o blogu

Ten blog powstał z połączenia dwóch innych - to impuls serca i duszy, jego wściekłości. Miałem zamiar go skasować, ale chyba się jeszcze przyda. Kiedyś jeden mądry człowiek powiedział "Nie rób głupot z wściekłości, lepiej krzycz" Więc czasem będę krzyczał, właśnie tutaj.

********************************************************
Nie wiem kogo i dlaczego może zainteresować ta opowieść. Opowieść różna - czasem ciekawa, częściej nudna- czasem romantyczna, częściej głupia i prozaiczna - czasem szczęśliwa, częściej do bani, wręcz nieszczęśliwa - taka jak życie... moje... i większości Tych, którzy tu trafią... zajrzą i przejdą jak powiew nowej wiosny obok marnej kupki brudnego śniegu zimy... przebrzmiałej zimy.


Nie wiem, po co to piszę. Nie piszę ku uciesze gawiedzi, nie piszę ku żadnej przestrodze - ani współczesnych, ani potomnych ludzi. Piszę bo muszę, bo mam taką wewnętrzną potrzebę, bo chcę pisać, bo chcę ułożyć sobie własne myśli, a to jest najlepszy dla mnie sposób.


Piszę więc ten blog wyłącznie dla siebie. No, może jeszcze dla córki, Blusika i... mojej kochanej Agnieszki, a zwłaszcza... BOŻENKI - ISKIERKI. Tylko im to dedukuję...
https://www.cytaty.info/autor/irracja.htm

13 lipca 2023

Codziennik... 009

 

12 lipca A.D. 2023



budzik nastawił na szóstą rano. Zanim się oporządzi, przygotuje śniadanie minie jakaś godzina. Nie chciał się śpieszyć, wszystko dokładnie i z rozwagą. Jeszcze psa wyprowadzić i można ruszać do ośrodka, do Agnieszki po ten nieszczęsny telefon. Wiedział co go czeka, płacz i wyrzuty, że ją krzywdzi. Ale musiał tak postąpić, musiał ją odciąć od tamtych ludzi. Ani oni, ani tym bardziej Agnieszka nie zdawali sobie sprawy, że nie ma dla nich przyszłości. Nie takiej jaką sobie wymyślili. Dopóki „stara” żyła, to jeszcze pół biedy, choć alkohol lał się tam strumieniami. Lecz ona miała już osiemdziesiątkę na karku, w każdej chwili Bóg mógł ja powołać. I co wtedy zrobi troje niepełnosprawnych ludzi? Kłótnie, wzmożona przemoc fizyczna i w końcu Dom Opieki Społecznej. Najprawdopodobniej zamknięty, a nawet na pewno. Agnieszka, jak i ten najmłodszy, na wózku, mieli jeszcze szansę na normalne życie. W miarę normalne, zważając na ich niepełnosprawność. Ale im dłużej to trwa, im więcej czasu minie, tym te szanse maleją…


na miejsce dojechał dwadzieścia minut przed czasem. Pani ordynator jeszcze nie było, musiał więc zaczekać. Agnieszka już go widziała, posmutniała gdy zobaczyła, że jest bez siatki, bez paczki dla niej. Miał przywieźć jej kosmetyki, zwłaszcza dezodoranty i perfumy. Specjalnie nie wziął, by nimi nie rzucała. W jej stanie wszystko było możliwe. Wystarczyło 8 miesięcy, by tamci ludzie doprowadzili ją do takiego stanu. By ją zniszczyli, zmarnowali 15 lat ciężkiej pracy. W końcu pojawiła się pani Ordynator, niedaleko stały dwie pielęgniarki. Podeszli do stolika recepcji…


gdy na stoliku pojawił się telefon Agnieszki, wziął go i schował do kieszeni. Agnieszka wpierw zaniemówił, by po niecałej minucie zaczęła się awantura.

- Co robisz, to mój telefon… Oddaj mi go… - w oczach pojawiły się łzy, usta wykrzywione w podkówkę zaczęły wręcz krzyczeć. Pielęgniarki poruszyły się niespokojne, czekając na znak ordynatorki.

- Agnisiu, porozmawiajmy… wszystko Ci wytłumaczę… - zaczął spokojnym głosem, choć wewnątrz cały drżał.

- Nie... nie chcę… chcę mój telefon… - wydawało się, że nic do niej nie dociera, nie chciała go słuchać. Ordynatorka nie wtrącała się do rozmowy. Przynajmniej na razie.

- Agnisiu, posłuchaj… - Lekko podniósł głos, bojąc się, że go nie słyszy wyraźnie.

- Nie… nienawidzę Cię… chcesz wojny, to ją będziesz miał… - nadal nie chciała słuchać. Jak mantrę powtarzała „oddaj mi mój telefon”

- Agnisia, uspokój się… oddam Ci telefon, za jakiś czas… są tylko dwa warunki… - nadal próbował przemówić jej do rozumu, obserwując jej zachowanie. O dziwo, nie następowała dalsza eskalacja agresji, unormowała się na poziomie płaczu i krzyku, lecz nie przeradzała się w agresję fizyczną. To napawało nadzieją.

- Żadnych warunków… żadnych… chcę mój telefon… - w tym momencie ordynatorka chwyciła go za ramię. Spojrzeniem wybłagał jeszcze trochę czasu.

- Zaufaj mi, zaufaj pani ordynator i lekarzowi, musisz się leczyć. I… zapomnij o tamtych ludziach… musisz o nich zapomnieć… to oni Cię krzywdzą, pustymi obietnicami… - do rozmowy włączyła się ordynatorka. Zwracając się na przemian do Agnieszki, zaczęli ją uspokajać, zaczęło powoli skutkować. Ordynatorka delikatnym ruchem ręki dała znać pielęgniarkom, że mogą już iść. Sytuacja została opanowana. Czas było zakończyć wizytę, po południu szedł na służbę.

- Zaczekam Agnisiu za drzwiami. Napisz na kartce co chcesz by Ci przywieźć w piątek. - chciał jeszcze uzgodnić, co ma jej przywieźć za dwa dni. Spojrzała na niego z wyrzutem w oczach.

- Nie chcę was widzieć, nic od was nie chcę. Oddaj mi telefon… bez niego nie będę z Tobą rozmawiać… - z łzami w oczach i nie pewnym krokiem odeszła w stronę sali. Pani ordynator ruszyła za nią, tłumacząc jej coś po cichu. Rozejrzał się wkoło. Tak, koniec przedstawienia, powoli ruszył w stronę wyjścia. Naprawdę żal mu było tej dziewczyny. Przez dziesięć lat zdążyli się zżyć. Dla niego to już nie była zwykła znajomość, czy zażyłość. Nie, nie była to miłość partnerska, bardziej rodzicielska. Lecz czuł, że nie może jej zawieść, nie może pozostawić samej sobie. Pomyślał o swojej drugiej miłości, o tej zda się ważniejszej. Robił to również dla Niej, by zasłużyć sobie u Opatrzności i Boga na nagrodę. Właśnie w postaci jej powrotu, jej miłości…


zaczekał przed wejściem kilka minut, po czym ruszył w stronę przystanku autobusowego...


©

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz