Szukaj na tym blogu

Translate

Krótko o blogu

Ten blog powstał z połączenia dwóch innych - to impuls serca i duszy, jego wściekłości. Miałem zamiar go skasować, ale chyba się jeszcze przyda. Kiedyś jeden mądry człowiek powiedział "Nie rób głupot z wściekłości, lepiej krzycz" Więc czasem będę krzyczał, właśnie tutaj.

********************************************************
Nie wiem kogo i dlaczego może zainteresować ta opowieść. Opowieść różna - czasem ciekawa, częściej nudna- czasem romantyczna, częściej głupia i prozaiczna - czasem szczęśliwa, częściej do bani, wręcz nieszczęśliwa - taka jak życie... moje... i większości Tych, którzy tu trafią... zajrzą i przejdą jak powiew nowej wiosny obok marnej kupki brudnego śniegu zimy... przebrzmiałej zimy.


Nie wiem, po co to piszę. Nie piszę ku uciesze gawiedzi, nie piszę ku żadnej przestrodze - ani współczesnych, ani potomnych ludzi. Piszę bo muszę, bo mam taką wewnętrzną potrzebę, bo chcę pisać, bo chcę ułożyć sobie własne myśli, a to jest najlepszy dla mnie sposób.


Piszę więc ten blog wyłącznie dla siebie. No, może jeszcze dla córki, Blusika i... mojej kochanej Agnieszki, a zwłaszcza... BOŻENKI - ISKIERKI. Tylko im to dedukuję...
https://www.cytaty.info/autor/irracja.htm

25 lipca 2023

Codziennik… 014.

 

21 lipca A.D. 2023


obudził się cały mokry od potu, spojrzał na okno, no tak, szczelnie zamknięte. Cofnął się myślami wstecz, do wczorajszego dnia. Cały dzień spędził na służbie, ruch był dość duży, więc nie miał czasu rozmyślać nad sobą i całą sytuacją. Upał był dość duży, więc przepocił koszulę i bieliznę. Do mieszkania wrócił dość późno, było już po siódmej wieczór. Wyprowadzenie psa oraz kolacja zajęły mu godzinę. Odkręcił wodę nad wanną i poszedł sprawdzić pocztę internetową. Nim wanna się napełnił, zerknął na portale, nic ciekawego nie było. Nic, najpierw kąpiel, może w międzyczasie coś ciekawego się pojawi. Nim poszedł do wanny, przeprał ręcznie koszulę i wywiesił do wyschnięcia. Bieliznę włożył do pralki, uzupełnił wkład rzeczami z brudnika, nastawił program z wyparzaniem, zajmie to jakieś trzy godziny. Wszedł do wanny i ułożył się w swojej ulubionej pozycji. Ciało zaczęło się rozluźniać, ogarnęła go błogość. Stres, jakim żyje od dłuższego czasu, dał jednak znać o sobie, sam nie wie kiedy zasnął. Obudziła go cisza i przejmujący chłód. Pralka już dawno zakończyła pracę, woda zaś była zimna, jakby ktoś lodu do niej nasypał. No to się urządził, zresztą nie pierwszy raz, zdarzało się mu to. Napuścił gorącej wody, by się trochę rozgrzać, wiedział jednak, że to niewiele pomoże. Nawet się nie wycierał, opatulił się szczelnie szlafrokiem i cały dygocąc, poszedł do sypialni. Wodę z wanny spuści rano, po drodze tylko zamknął okno, by było mu cieplej. Tak jak stał, razem ze szlafrokiem, położył się do łóżka, szczelnie opatulając się kołdrą. Gdy ustało szczękanie zębami, poczuł nadchodzącą senność, nie długo potem zasnął. Musiał mieć w nocy gorączkę, skoro obudził się cały spocony, a pościel była w nieładzie jak po jakiejś walce. Wstał i poszedł wziąć szybki prysznic, rzadko go używał, wanna nie była przystosowana do tego rodzaju „ablucji”. Nie miał jednak innego wyjścia, nie będzie przecież śmierdział, cały dzień, całonocnym potem...


- Chodź Nellusia, idziemy na krótki spacerek. - pies przyleciał od razu, nadstawiając głowę do ubrania szelek. Był już po śniadaniu, żarcie psu też przygotował, da go psu po powrocie ze spaceru, zawsze tak postępował. Pół godziny później byli już z powrotem.

- Coby tu robić. - rozejrzał się po mieszkaniu i zabrał się za bieżące porządki. Nie miał dużo zajęcia, najwięcej czasu zajęło mu ściągnięcie wilgotnej pościeli i włożenie jej do pralki. Pogoda była ładna, słoneczna, do wieczora powinna wyschnąć. Zajął się przygotowywaniem obiadu, w przerwach serfował po Internecie. Gotował będzie po powrocie, obiad w południe to stanowczo za wcześnie, jak dla niego. Punkt dwunasta wyszedł z mieszkania, udał się na pobliski przystanek autobusu. Najpierw „Xero”, od kilku dni zapomina kupić tusz do drukarki, potem sąd, by sprawdzić termin rozprawy. A następnie do szpitala psychiatrycznego, odwiedzić Agnieszkę…


- Witaj Agnisiu, co dziś słychać u Ciebie, skarbie.

- Oddasz mi telefon – zamiast odpowiedzi usłyszał pytanie, wiedział, że nie da mu spokoju, zawsze o telefon dbała najbardziej.

- Nie mogę na razie… nie odpowiedziałaś mi na pytanie. - chciał wiedzieć, jak Agnieszka sama ocenia swoje samopoczucie.

- Dobrze, tylko spać mi się chce… i głowa trochę boli. - ospałość i ból głowy to efekt leków psychotropowych. Jednak nie to go niepokoiło, w czasie dalszej rozmowy coraz wyraźniej to widział. Agnieszka, jej psychika i rozumowanie bardzo się zmieniły, i to na gorsze. Znał ją, był z nią na co dzień od dziesięciu lat, często po 24 godziny na dobę. Wiedział, jaka bywa po lekach, a jaka bez ich zażywania. Nigdy nie widział jej w takim stanie.

- Dlaczego ze mną walczysz? Jak chcesz walki, to będzie walka.

- Nie chcę z Tobą walczyć, Agnisiu, nie z Tobą walczę, ale z nimi. - odpowiedział – To Ty, broniąc ich, walczysz ze mną, tego chcesz? - stwierdził.

- Nie, nie chcę… - jej pusty wzrok błądził po ścianach – Ja… ja już nic nie wiem, nie chcę tego… nic nie chcę… - jej krótkie zdania, ledwie słyszalne, wywarły na nim wrażenie zagubienia. I chyba była zagubiona, uciekała we własny świat, tak odległy od niego i wszystkich innych. Stawiała jakiś mur, za którym miała się czuć bezpiecznie. Tylko jak go pokonać, ta niewiedza sprawiała mu ból, gardło ściskała bezradność, a oczy zaczęły wilgotnieć.

- Agnisiu, wróć do nas… wróć do mnie. Po co chcesz się dalej z nimi zadawać. - zaczął ją przekonywać, chciał do niej dotrzeć, dotrzeć do jej umysłu.

- Nie mogę… nie wolno… oni… nie mogę… - w tym momencie spojrzała na niego, jakby rozumniej, w jej oczach zobaczył błaganie o pomoc, której nie potrafił jej dać. Nie, nie żeby nie chciał, lecz wszystko się sprzęgło przeciw nim, przeciwko Agnieszce, jakby celowo. Prawo i sądy, rozwalone przez ostatnie 5-6 lat. Ludzie, dla których nagle stali się obojętni, niektórzy wręcz przeciwni, bo ich różnica wieku, ich wspólne zamieszkiwanie kłóciło się z ich etyką katolicką. A przecież jeszcze niedawno sekundowali im, byli zachwycenie postępami Agnieszki i jego opieką nad nią. Czy zawsze tacy byli i ukrywali to, czy też to pokłosie narastającej polaryzacji nastrojów? Polaryzacji spowodowanej walką obecnego rządu i Kościoła z opozycją, o władzę i kształt Polski.

- Choć Agnisiu, pójdę już... – skrócił wizytę o dobre pięć minut, to dużo przy półgodzinnych spotkaniach – chodź, obejmij mnie. Podeszła i mocno objęła, przylegając do niego całym ciałem, nie pamięta, by kiedykolwiek tak mocno go uścisnęła. Przed wyjściem zapisał się na następną wizytę, za trzy dni, wcześniej nie mógł. Gdy drzwi się za nim zamknęły, puściły nerwy i uczucia, rozpłakał się bezgłośnie, rozpłakał obficie, prawie jak małe dziecko. Dobre dziesięć minut trwało, zanim potrafił się uspokoić na tyle, by iść do ordynatorki…


- Co się panu stało, dlaczego pan płakał. - pomimo wszystko ordynatorka zauważyła jego stan, to pewnie kwestia doświadczenia zawodowego.

- Nie nic wielkiego – odrzekł… i nagle nie wytrzymał, zadał pytanie, prosto z serca – Co to za bydlęta, żeby tak dziewczynę zniszczyć, doprowadzić do takiego stanu? - Ordynatorka spojrzała przeciągle i nic nie odpowiedziała.

- Pan pewnie po to zaświadczenie o stanie zdrowia Agnieszki? Dla kogo mam je wystawić?

- Potrzebne dla prokuratury by nadała, przyśpieszyła dalszy bieg sprawie o całkowite ubezwłasnowolnienie Agnieszki. - odpowiedział. Ordynatorka weszła do biura, zamykając za sobą drzwi. Czekał na korytarzu, jakiś kwadrans, gdy wyszła i podała mu pismo. Przejrzał je szybko, podziękował i ruszył w drogę powrotną…


©

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz