Szukaj na tym blogu

Translate

Krótko o blogu

Ten blog powstał z połączenia dwóch innych - to impuls serca i duszy, jego wściekłości. Miałem zamiar go skasować, ale chyba się jeszcze przyda. Kiedyś jeden mądry człowiek powiedział "Nie rób głupot z wściekłości, lepiej krzycz" Więc czasem będę krzyczał, właśnie tutaj.

********************************************************
Nie wiem kogo i dlaczego może zainteresować ta opowieść. Opowieść różna - czasem ciekawa, częściej nudna- czasem romantyczna, częściej głupia i prozaiczna - czasem szczęśliwa, częściej do bani, wręcz nieszczęśliwa - taka jak życie... moje... i większości Tych, którzy tu trafią... zajrzą i przejdą jak powiew nowej wiosny obok marnej kupki brudnego śniegu zimy... przebrzmiałej zimy.


Nie wiem, po co to piszę. Nie piszę ku uciesze gawiedzi, nie piszę ku żadnej przestrodze - ani współczesnych, ani potomnych ludzi. Piszę bo muszę, bo mam taką wewnętrzną potrzebę, bo chcę pisać, bo chcę ułożyć sobie własne myśli, a to jest najlepszy dla mnie sposób.


Piszę więc ten blog wyłącznie dla siebie. No, może jeszcze dla córki, Blusika i... mojej kochanej Agnieszki, a zwłaszcza... BOŻENKI - ISKIERKI. Tylko im to dedukuję...
https://www.cytaty.info/autor/irracja.htm

22 lipca 2023

Codziennik... 010

 13 lipca A.D. 2023


szelest przekładanych papierów, w segregatorze roznosił się po całym mieszkaniu.

- Do cholery, gdzieś tutaj musi to być...- wyrwało mu się półgłosem. Aż pies podniósł głowę, patrząc zdziwiony, co też jego pan wyprawia. Normalnie wydrukowałby te dokumenty, miał je zdigitalizowane na dysku. Lecz dzisiaj potrzebował oryginały, no i zapomniał kupić tusz do drukarki. W końcu odnalazł wszystkie, ostatni był włożony do innej koszulki, skrył się między innymi dokumentami. To właśnie on wprawił go w ten nerwowy stan. Zapakował dokumenty do podręcznego skoroszytu. Teraz mógł zająć się przygotowaniami do wyjścia, miał ponad godzinę czasu…


autobus wlókł się ponad miarę, godziny szczytu to i korki na ulicach. I tak wysiadł o dwa przystanki za wcześnie, nie skojarzył, że od drugiej strony miałby dużo bliżej. To efekt stresu ostatnich dni, no i niedospania. Rano wrócił z pracy, nim się położył, minęło prawie dwie godziny. Dzień wcześniej zostawił bałagan w kuchni, nagle musiał jechać ponad godzinę wcześniej. Do tego trochę dłuższy, bo ponad półgodzinny, spacer z psem. Ostatnio trochę zaniedbywał Nellę. Już w pidżamie włożył służbową koszulę do pralki, resztę wsadu przygotował przed pracą. Nastawił program i uruchomił pralkę, nim wstanie, zdąży się wyprać. Sen też nie przyszedł od razu, choć był intensywny to jednak krótki, raptem niecałe trzy godziny. Spokojnie zrobił to co wymagało życie codzienne i wyszedł na autobus…


pod kancelarią był o trzy kwadranse za wcześnie.

- Iść na spacer, czy wejść i czekać wewnątrz na umówioną godzinę? - intensywny deszcz nie zachęcał do spaceru. Zapalił papierosa i pomyślał o swojej La Petitefeu, to z jej powodu postanowił przerwać marazm, w jakim żył ostatnie 7-8 miesięcy. Dla niej zaczął starania o dodatkową rentę, i dla niej wszczął procedurę „upadłości konsumenckiej”. Te trzy „nakazy zapłaty” obaliłby na drodze sądowej, lecz to wymagało czasu, a z jej powodu czas zaczął być drogocenny. Od czasu wojska, by żyć „normalnie” potrzebował mocnych wrażeń i emocji, a L’Attente mu je zapewniała. Spojrzał na zegarek, jeszcze pół godziny – A co tam, tutaj czy wewnątrz… wsio rawno… - pomyślał. Zgasił drugiego papierosa i sięgnął do przycisku dzwonka.

- Kancelaria prawna, słucham – w domofonie odezwał się damski głos.

- Dzień dobry, nazywam się… Jestem umówiony na spotkanie z syndykiem. - usłyszał ciche brzęczenie, elektrozamek został zwolniony. Pchnął drzwi, otwarły się z lekkim oporem, i wszedł do kamienicy...


na półpiętrze, w drzwiach kancelarii, czekała sekretarka.

- Dzień dobry, proszę chwilę zaczekać w tym pokoju. - cofnęła się dwa kroki i wskazała ręką pokój. Urządzony skromnie, lecz i gustownie, na pewno funkcjonalnie. Po szczegółach poznał, że była to niegdyś kuchnia. Pokój socjalny pewnie był urządzony w byłej łazience. Były dość przestronne i dla czworga osób wystarczające, w tym celu. Znał te stare kamienice, wiele lat projektował i przerabiał, istniejące w nich mieszkania. Prawie dwadzieścia lat zajmował się instalacjami grzewczymi i wewnętrznymi.

- Witam, jestem… - odwrócił się w stronę wejścia do pokoju. Przed nim stał trzydziestoletni mężczyzna. Przedstawili się sobie i oboje usiedli przy niedużym stole konferencyjnym.

- Może zaczniemy od ogólnego przedstawienia, czym jest „upadłość konsumencka”. Czy ma pan jakieś pytania? - syndyk był uprzejmy, i rzeczowy jednocześnie.

- Studiowałem kiedyś prawo, przejrzałem również internet. Może przejdziemy do bardziej szczegółowych spraw. - odrzekł, obserwując jednocześnie lekkie zaskoczenie i pewną ulgę na twarzy mężczyzny. Widocznie był przygotowany na trudną rozmowę z kimś, komu trzeba wszystko „ładować łopatą” do głowy. Tacy klienci zdarzali się chyba pęczkami, przeważnie „upadłość” ogłaszali ci, co na prawie się nie znali i dlatego „wierzyciele” ich osadzali jak niedźwiedzia w czasie polowania…


rozmowa, choć rzeczowa i dość płynnie prowadzona, wymagała jednak dużo czasu. Zwłaszcza, że musiał syndykowi wyjaśnić zawirowania dotyczące sprawy, a wynikające z faktu zamieszkiwania z nim osoby ubezwłasnowolnionej częściowo, nad którą sprawował kuratelę. Najwięcej czasu zajęło ustalenie majątku ruchomego, w części należącego do niego, a w części do podopiecznej. No i sprawa rachunku bankowego na jego nazwisko, na które wpływały wyłącznie dochody podopiecznej. Oficjalnie dysponował nim, lecz kwoty tam widniejące nie należały do niego. Nie mógł pozwolić, by syndyk zajął je na poczet jego sprawy, groziło to krzywdą dla Agnieszki i utratą przez nią środków na życie.

- To co, mamy prawie wszystko ustalone. Resztę omówimy podczas mojej wizyty u pana w mieszkaniu. Tylko kiedy? - to proste pytanie trochę nastręczyło mu problemu.

- Nie mam przy sobie grafiku służb. Czy możemy umówić się telefonicznie? Zadzwonię w poniedziałek. - nie pozostawało mu nic innego, jak właśnie w ten sposób wybrnąć z tej sytuacji.

- Bez problemu. To pozostało nam jeszcze sprawa podpisania odpowiednich dokumentów, zwłaszcza upoważnień. - oboje spojrzeli na stertę papierów leżących na skraju stołu. Zabrali się do przeglądania i czytania ich, po wyjaśnieniu niektórych zapisów podpisał je. Po godzinie, spędzonej z syndykiem, mógł skierować się na autobus…


po niewielkich zakupach, lodówka trochę zaczynała świecić pustkami, do domu wrócił około 17

:00. Spacer z psem, kolacja dla nich obojga, i zasiadł do komputera. Planował sprawdzenie poczty elektronicznej i odpisaniu na najpilniejsze. Chciał również sprawdzić niektóre paragrafy prawne, i odwiedzić swoje portale, zwłaszcza literacki i TT. Postanowił położyć się wcześniej spać, jutro musi wstać po trzeciej rano. Służbę zaczynał o piątej, a przed nią trzeba się przygotować. No i psa wyprowadzić, choćby na 10-15 minut…


©

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz