Szukaj na tym blogu

Translate

Krótko o blogu

Ten blog powstał z połączenia dwóch innych - to impuls serca i duszy, jego wściekłości. Miałem zamiar go skasować, ale chyba się jeszcze przyda. Kiedyś jeden mądry człowiek powiedział "Nie rób głupot z wściekłości, lepiej krzycz" Więc czasem będę krzyczał, właśnie tutaj.

********************************************************
Nie wiem kogo i dlaczego może zainteresować ta opowieść. Opowieść różna - czasem ciekawa, częściej nudna- czasem romantyczna, częściej głupia i prozaiczna - czasem szczęśliwa, częściej do bani, wręcz nieszczęśliwa - taka jak życie... moje... i większości Tych, którzy tu trafią... zajrzą i przejdą jak powiew nowej wiosny obok marnej kupki brudnego śniegu zimy... przebrzmiałej zimy.


Nie wiem, po co to piszę. Nie piszę ku uciesze gawiedzi, nie piszę ku żadnej przestrodze - ani współczesnych, ani potomnych ludzi. Piszę bo muszę, bo mam taką wewnętrzną potrzebę, bo chcę pisać, bo chcę ułożyć sobie własne myśli, a to jest najlepszy dla mnie sposób.


Piszę więc ten blog wyłącznie dla siebie. No, może jeszcze dla córki, Blusika i... mojej kochanej Agnieszki, a zwłaszcza... BOŻENKI - ISKIERKI. Tylko im to dedukuję...
https://www.cytaty.info/autor/irracja.htm

04 lipca 2023

Laufrem przez życie... Prolog.

 

... jak zwykle sygnał budzika go zaskoczył. Nie spał już dłuższą chwilę, lecz lubił leżeć z przymkniętymi oczami. To był jego czas, czas na rozmyślania, a od wczoraj miał o czym. Właśnie wczoraj, wraz z budzikiem zadzwonił telefon. O tej porze nikt nie dzwonił. Zaskoczony i zły sięgnął po telefon. W komórce odezwał się zestresowany, wręcz płaczący głos siostry.

- Greg... właśnie odjechała karetka. Mama... mama nie żyje...

Zaskoczyła go ta wiadomość, choć wszyscy byli na nią przygotowani. Mama miała swoje lata. Od czasu afery z bratem, ciężko zachorowała. To już z 15 lat. Szpital, zapaść swoje zrobiły. Ostatnie tygodnie to już było bardziej odliczanie godzin, niż dni. Lecz takie wiadomości zawsze zaskakują. Kończyła się pewna epoka. Z jej pokolenia została jeszcze tylko jedna krewna, jego matka chrzestna.

Mama nie była nikim szczególnym. Krawcowa, jednak znana i uznana w dzielnicy. Nauczyciele, radni dzielnicy, i inni szyli u niej. Wszak nie to sprawiało, że była znana i lubiana. Była jedną z tych osób, otwartych i empatycznych, które samą swą postawą i zachowaniem prowokowały do szczerości i ufności. Sam to odziedziczył po niej.

Sama mama nie była jednak szczęśliwa w życiu. A znał całe jej życie. Oboje byli tzw. "sowami". Gdy skończył osiemnaście lat, stał się jej powiernikiem. Długie wieczorno-nocne rozmowy bardzo ich zbliżyły. To ona nauczyła go empatii i tolerancji. Nauczyła wierności i oddania w miłości. Nauczyła również, że "wszystkie dzieci są nasze". Bardzo mu to pomogło, gdy kilka lat później poznał swoją córkę. Niestety, sama zawiodła, nie zaufała jego postawie i swojej intuicji. Owszem, przyjęła Olę do rodziny, bardzo polubiła. Jednak nigdy nie traktowała jej jak prawdziwej wnuczki. A on naprawdę nie mógł jej wyznać całej prawdy. Nie wtedy... a później była już "musztarda po obiedzie"…

*******

... spojrzał na zegar, było kilkanaście minut po szóstej rano. Wczoraj, o tej porze ubierał się na autobus. Poranna wieść o śmierci mamy wywołała pustkę. Pustka w sercu, pustka w duszy, pustka w umyśle. Choć był ateistą, a może tylko areligijny, to w takich sytuacjach czuł potrzebę zaszycia się w kościele. Najlepiej pustym, bez ludzi, bez mszy czy innych obrządków. Byli wtedy tylko w trójkę. Nie Bóg, lecz Ojciec... nie Jezus, lecz brat i przyjaciel... i on. Nie, nie modlił się. Rozmawiał, czasem nawet kłócił. Jak to w najbliższej rodzinie, z szacunkiem dla ich pozycji, lecz bez stresu i strachu...

... było za kwadrans siódma rano, gdy pojawił się na miejscu. Miał ponad pół godziny, zanim zaczną się schodzić ludzie na pierwszą poranną mszę. Wszedł do kościoła p.w. Opatrzności Bożej. Opatrzność Boża, wezwanie tak samo nieokreślone jak sam Bóg. Zawierało w sobie wszystkie możliwe siły mogące chronić i pomóc człowiekowi. Towarzyszyło mu od dziecka. To zasługa jego prababci, to ona opowiadała mu o rodzie z którego pochodził. Jeżeli miał chęć na samotność, na samotne rozmyślania to wybierał kościół pod tym wezwaniem. Jedynie plener, łono natury miało pierwszeństwo. Tylko gdzie w mieście znaleźć ustronne miejsce w zawsze gwarnym parku…

wszedł i powoli rozejrzał się. Kościół był stary, jak większość kościołów pod tym wezwanie. Dziś to wezwanie nie jest popularne, dominują święci regionalni, o których nieraz postronny człowiek nic nie wie. Wybrał miejsce. Jak zwykle ustronne, za kolumną wspierającą sklepienie. Stąd mógł widzieć główny ołtarz, nie rzucając się jednak w oczy innym ludziom…

Ojcze i Ty mój Bracie, mój Przyjacielu. Krwawi dziś moje serce. Wiecie już, bo sami ją powołaliście, że moja mama nie żyje…

od słowa do słowa, zdanie za zdaniem jego rozmowa rozkręcała się. Coraz łatwiej przychodziło mu formułować myśli. Coraz większy żal i bunt wyrażał. Żal zaczynał się przeradzać w zarzuty. W zarzuty wobec całego życia, wobec ich samych. Że nie zareagowali, że dopuścili do tego. Zresztą jak zwykle, w takich sytuacjach…

rozmawiał tak, rozmyślał już z dobre piętnaście minut, gdy ze zdumieniem uniósł głowę. Zdał sobie sprawę, że już nie rozmawia o swojej matce. Że skarży się na już na inną kobietę. Tę która go również porzuciła kilka dni temu. Skarży się na zawód miłosny jaki go spotkał z jej strony. Zawód w ostatniej miłości życia. W miłości na którą czekał kilka dekad. Od chwili tamtej tragicznej śmierci...

*******

... z otępienia wyrwał go dzwonek telefonu. Siostra miała dzwonić o siódmej, spojrzał na zegar. Punktualnie co do minuty, na nią zawsze mógł liczyć. Co prawda, sprawa z bratem rozbiła rodzinę, już tak często się nie odwiedzali. Każdy miał swoje problemy. Jednak z siostrą kontakt telefoniczny utrzymywał dość często. Sięgnął po komórkę i odebrał połączenie.

- Tak, słucham. - Odezwał się zwyczajowo, w słuchawce usłyszał głos siostry.

- Hej, mój jedyny bracie. – od kilkunastu lat zawsze podkreślała, że ma tylko jednego brata.

- I jak siostrzyczko, wiesz już wszystko? Kiedy ma być pogrzeb?

- Tak, za tydzień, w środę lub czwartek. Ale dokładny termin muszę jeszcze uzgodnić. Nie wiem kiedy dzieci wracają, muszą przebukować bilety. – tak się złożyło, że jej dzieci a wnuki matki, trzy dni wcześniej wyjechały na zorganizowaną wycieczkę.

- Greg… a ty kiedy wracasz?

- W poniedziałek, już załatwiłem bilet. Wiesz, we wtorek mam komisję w ZUS-ie, muszę być na niej. Może dasz radę załatwić wszystko na środę? Chłopcy przynajmniej odpoczną po podróży.

- Oki, braciszku… postaram się…

porozmawiali jeszcze chwilę, o kosztach, o kremacji, itd. Trochę o samopoczuciu i odczuciach, typowe tematy w takiej sytuacji. Gdy skończyli, zaczął się ubierać. O dziewiątej miał odebrać bilet. Miał na to jeszcze dwa dni, wolał jednak mieć go już w kieszeni. Wrócił myślami do wczorajszego dnia…

*******

L'étincelle… tak ją nazwał w myślach. Poznał ją, kilka lat temu, na portalu społecznościowym. Prawie od razu zwrócił na nią uwagę. Nie, nie chodziło o jej płeć. Nie szukał romansu, tym bardziej jakiegoś związku. Po prostu, od kiedy pamięta, zawsze intrygowali go ludzie o pewnym poziomie intelektualnym. Ludzie na pewnym poziomie, otwarci na świat. Nie napisał do niej bezpośrednio. Wykorzystał to, że na portalu można było prowadzić dziennik. Właśnie w nim zaczął komentować jej wpisy. Zaczął, bardziej dla zabawy i własnej satysfakcji, odpisywać na jej wpisy, nie licząc nawet na to, że będzie je czytała. Jednak, po pewnym czasie i z pewnym zdziwieniem zauważył, że zaczęła robić to samo. Zaczęła prowadzić dziennik, niby nie skierowany do żadnej konkretnej osoby. Lecz uwzględniający jego wpisy. Były jakby odpowiedzią na jego posty. Wówczas zaczął zdawać sobie sprawę, że zaczyna go pociągać również jako kobieta. Zaczął się zakochiwać w niej. Uznał to wtedy za jakiś idiotyzm, wystraszył się i po prostu uciekł. Tym bardziej, że oboje mieli, i do dzisiaj mają swoje zobowiązania, których nie mogą pozostawić…

… po kilku latach znów nawiązali znajomość. Tym razem pozwolił sobie na dużo więcej. Poddał się sercu, zaangażował na maksa. Na taką kobietę czekał od wielu lat. I tym razem to ona uciekła, raniąc go ponad miarę. Czego się wystraszyła? Sam nie wie. Czy stały związek byłby możliwy, i tak i nie. Nie liczył na rozwód, choć go nie wykluczał. Sam też nie mógł wyzwolić się z sytuacji w jakiej był. Przynajmniej nie teraz, nie przez jakiś czas. Potrzebował raczej kogoś z kim mógłby się wybrać do kina, teatru, czy kawiarni. Kogoś z kim czułby się dobrze, z kim byłby związany emocjonalnie. Właśnie na poziomie miłości. To mogli sobie zapewnić. A seks? No cóż, nie jest kobietą której byłby w stanie odmówić. I to nie jakiegoś chwilowego zaspokojenia pożądania, lecz pełnego uczuć, emocji i wyrafinowania. Właśnie czegoś takiego oczekiwał. I raczej nie na chwilę, lecz na długie lata. Lata zakończone tym co los przyniesie, ze stałym związkiem na horyzoncie…


©

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz