Szukaj na tym blogu

Translate

Krótko o blogu

Ten blog powstał z połączenia dwóch innych - to impuls serca i duszy, jego wściekłości. Miałem zamiar go skasować, ale chyba się jeszcze przyda. Kiedyś jeden mądry człowiek powiedział "Nie rób głupot z wściekłości, lepiej krzycz" Więc czasem będę krzyczał, właśnie tutaj.

********************************************************
Nie wiem kogo i dlaczego może zainteresować ta opowieść. Opowieść różna - czasem ciekawa, częściej nudna- czasem romantyczna, częściej głupia i prozaiczna - czasem szczęśliwa, częściej do bani, wręcz nieszczęśliwa - taka jak życie... moje... i większości Tych, którzy tu trafią... zajrzą i przejdą jak powiew nowej wiosny obok marnej kupki brudnego śniegu zimy... przebrzmiałej zimy.


Nie wiem, po co to piszę. Nie piszę ku uciesze gawiedzi, nie piszę ku żadnej przestrodze - ani współczesnych, ani potomnych ludzi. Piszę bo muszę, bo mam taką wewnętrzną potrzebę, bo chcę pisać, bo chcę ułożyć sobie własne myśli, a to jest najlepszy dla mnie sposób.


Piszę więc ten blog wyłącznie dla siebie. No, może jeszcze dla córki, Blusika i... mojej kochanej Agnieszki, a zwłaszcza... BOŻENKI - ISKIERKI. Tylko im to dedukuję...
https://www.cytaty.info/autor/irracja.htm

25 lipca 2023

Codziennik… 015.

 

23 lipca A.D.2023


… jak na niedzielę, to wstał stosunkowo wcześnie, bo już przed siódmą rano. Prawdę mówiąc, to budził się nieraz wcześniej, lecz lubił dolegiwać gdzieś do dziewiątej, a czasem i do dziesiątej rano. Mieszkał teraz sam, do kościoła nie chodził, więc mógł sobie na to pozwolić. Dziś jednak umówił się na pierwszą, do przyjaciół, na obiad i pogawędkę. Mieli posiedzieć przy whisky, lecz miało to być wczoraj, w ostatniej chwili musieli to odwołać, sprawy rodzinne. Dzisiaj on nie mógł nic wypić, na siedemnastą miał stawić się na służbę, a to wykluczało alkohol z planu dnia. Wyjść z mieszkania musiał w samo południe, by być tam na czas. Zwłaszcza że obiecał znajomemu z portalu sprawdzić jedno miejsce, wieczorem prześle mu informację o skutkach swoje śledztwa. A teraz, gdy już wyprowadził i nakarmił psa, sam mógł coś zjeść i siąść do komputera. Taki codzienny rytuał, którego nie chciał zaniedbać i dzisiaj, nim zacznie się przygotowywać do wyjścia…


… wczorajszy dzień był do niczego, kolejna kartka z kalendarza do utylizacji, do wymazania z pamięci. Obudził się wcześnie, coś mu nie pozwalało ponownie zasnąć, sam nie wie co, jakieś głupie przeczucie. Zdarzenia z dni poprzednich, zwłaszcza rozmowa z Agnieszką, nadwątliły poważnie jego psychikę. Zaczęła się faza dołka, dopadła go depresja, z którą zmaga się od czterdziestu już lat. Dlatego nie chciało mu się wstawać z łóżka, leżał tępo wpatrzony w wiszący na wprost oczu zegar. Oczy wpatrywały się w przesuwające wskazówki, tik-tak, tik-tak, z sekundy na sekundę, z minuty na minutę. Słuch jakby się wyłączył, nie rejestrował żadnych odgłosów, ani tych z mieszkania, ani tych z korytarza, czy tych zza okna, nastała totalna cisza. Mózg pracował, nie wiadomo na jakich obrotach, myśli przelatywały, to częściej, to znów rzadziej. Żadna jednak nie zatrzymywała się w głowie, na żadnej nie mógł się skupić, myśli jak bolidy pierwszej formuły przelatujące, w mgnieniu oka, przed widzem…


… drgnął na dźwięk telefonu, nim się wygrzebał, telefon po kilku dzwonkach ucichł. Jednak nie cofnął się, potrzeby fizjologiczne skierowały jego kroki do łazienki. W drodze powrotnej telefon znowu się odezwał, zerknął na wyświetlacz, dzwonił przyjaciel, do którego miał jechać po południu. Sięgnął po telefon i odebrał połączenie.

- Cześć, wiesz, chcę Cię serdecznie przeprosić, lecz musimy przełożyć spotkanie. Muszę pilnie jechać do rodziny – dobiło go to całkowicie, usztywnił się. Po krótkiej rozmowie, podczas której umówili się, na obiad, na dzień następny, z ulgą zakończył rozmowę. Poczuł się zmęczony życiem, chciałby teraz zasnąć i nigdy się już nie obudzić. Wrócił wspomnieniem do tamtego dnia w hotelu, sprzed czterdziestu lat, dlaczego wtedy tego nie zrobił, co go skłoniło do dalszego borykania się z życiem? Tak wtedy, jak i dzisiaj czuł, że Boga nie ma na tym świecie, że nadal ma ten swój siódmy dzień. Dzień odpoczynku, podczas którego ma „z tyłu” cały świat i cały gatunek ludzki, nic go to wszystko nie obchodzi. Kiedyś, jedna cyganka powiedział mu, że „katolicki bóg to przechera, za dobro karze, a za zło wynagradza”. Wtedy się jej przeciwstawiła, dziś przyznałby rację, życie nie jeden przykład mu dała. Ot, choćby Agnieszka, gdy ją poznał, była osamotniona, pozostawiona sobie samej, błąkająca się tam, gdzie, chociaż cień serca widziała. Czy miał ją pozostawić bez pomocy, by szczezła w końcu gdzieś w szambie ludzkiej niegodziwości? Nie, jedo sumienie i serce by na to nie pozwoliły. I za to dziś jest karany groźbą ponownej utraty wszystkiego, poraniony na sercu i duszy. A ona sama, za co ją Bóg tak karał. O nogi otarł się pies i cicho, trochę nieśmiało zaskomlał. Trochę się opamiętał i z wielką niechęcią zaczął się ubierać. Wyprowadził psa, nakarmił go, sam też jakąś kanapkę zjadł. Wyciągną z zamrażarki gotową, sklepową lazanię. Nim, pewnie dopiero wieczorem, ją odgrzeje, zdąży się rozmrozić. Resztę dnia pamięta jak przez mgłę, nic ciekawego, jak to u kogoś, komu nie chce się żyć…


- Cześć, wejdź i rozgość się. Jak tam samopoczucie? - w ich głosie czuć było pewne napięcie, spowodowane troską o niego. Ania jak zwykle o tej porze przy kuchni, on robił resztę, rozkładał talerze, kończył surówkę.

- A nic takiego, wszystko w porządku. - jak zwykle skłamał – Co tam dzisiaj pichcisz?

- Schabowe dzisiaj będą, z ziemniakami i mizerią, pewnie dawno nie jadłeś. - owszem dawno nie jadł, lecz nie dlatego, że go na nie nie stać. Wręcz przeciwnie, to jeden z najtańszych obiadów, w Kauflandzie czy Biedronce tacka kosztowała niecałe dwadzieścia złotych. W sumie pięć sztuk, do tego trochę ziemniaka i jakaś surówka. Był obiad na pięć dni. Niecałą godzinę później byli już po obiedzie, talerze i sztućce pomyte, resztę pomyją po jego wyjściu.

- Czego się napijesz… kawa, herbata, sok… może jakiegoś drinka?

- Kawę z mlekiem, poproszę… a za drinka dziękuję, przecież wiecie, że dzisiaj mam służbę. - przypomniał im, tak dla pewności. Na stół wjechały ciastka, siedli, zaczęli rozmawiać. Interesował ich stan zdrowia Agnieszki, co się z nią dzieje, kiedy może opuścić psychiatryk. Odpowiadał na ich pytania, o nich też się wypytał. Popołudnie minęło pogodnie, choć nie tak radośnie, gdy spotykali się w czwórkę, wraz z Agnieszką…


na służbę stawił się kwadrans przed czasem. Przejął posterunek, rozsiadł się za biurkiem, nie wiedząc czym zająć czas. Do rana było daleko...


©

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz